Jak na S24 przystało - prawacka tuba drze mordę niedostrzegając istoty problemu. A istota problemu wokół sporu kompetencyjnego dotyczącego polskiej dyplomacji jest oczywista - Lech Kaczyński falandyzuje zapisy konstytucji i uprawia własną, niezalaeżną od rządu politykę zagraniczną. Mamy zatem do czynienia z wyniszczającym konfliktem politycznym, w którym prezydent chce politykę zagraniczną realizować, podczas gdy rząd ma za nią odpowiadać. Ponieważ oba ośrodki władzy są ze sobą skrajnie skłócone a ich wzajemne relacje przesycone są najwyższą nieufnością - nie ma żadnej możliwości precyzyjnego uzgadniania czegokolwiek - żeby to było możliwe, rząd i prezydent musieliby móc ufać sobie chociażby w zakresie zachowania poufności, co jak widać obecnie nie jest w ogóle możliwe.
Prowadzi to w oczywisty sposób do porażki i osłabienia pozycji negocjacyjnej Polski w każdym aspekcie. Widać to było w przypadku negocjacji w sprawie tarczy antyrakietowej, widać było również teraz - przy okazji wyborów nowego szefa NATO. Prezydent "wyoutował" rząd z polityki zagranicznej, ponieważ przoprzez rozdęcie do granic absurdu konstytucyjnego zapisu o funkcji reprezentacyjnej - wyklucza on de facto urzędników rządowych z samej esencji dyplomacji - z negocjacji na szczytach. Co z tego, że towarzyszy mu w nich szef MSZ, skoro dynamika rozmów kuluarowych jest taka, że nie ma w niej miejsca na przesyłanie oficjalnych dokumentów pomiędzy rządem a prezydentem. Tymczasem pan prezydent i jego urzędnicy po raz kolejny serwują nam farsę, że czegoś nie wiedzieli, że nikt im nie powiedział albo wręcz, że wiedzę o poglądach premiera Polski zaczerpnął od premiera... Danii. Zatem żeby zabezpieczyć się przed ewentualnością wzajemnych oskarżeń o nierzetelność czy kłamstwo obie strony powinny chyba nieustannie nagrywać każde wymienione między nimi słowo - i to wyłącznie na magnetofonie analogowym, bo na cyfrowym podobno zapis można zmanipulować.
Należy zatem liczyć na to, że Trybunał Konstytucyjny okaże się władny dokonać niezbędnych rozstrzygnięć kompetencyjnych, ponieważ obecna sytuacja doprowadziła do całkowitego paraliżu naszych służb dyplomatycznych, które nie wiedzą już właściwie komu podlegają i czyją wizję mają realizować.
Osobiście uważam, że to panu prezydentowi powinno się przyciąć skrzydełka, bo prowadzona przez niego działalność szkodzi strategicznym interesom Polski i Polaków - jest kolejnym niefartem, do jakich nasza biedna ojczyzna ma niestety wyjątkowe szczęście. Uważam, że zarówno duch jak i litera Konstytucji jest taka, że prezydent nie powinien być "recenzentem" rządu ani nie może rządu zastępować w jego funkcjach wykonywania władzy. Powinien z rządem współpracować, co oznacza: używać przynależnego mu autorytetu do takiego przedstawiania poliityki rządu, aby ją wzmacniać i ugruntowywać.
Niemniej jednak każda polityka byłaby lepsza dla Polski niż obecny paraliż - jeśli do zmiany sytuacji konieczna będzie uściślająca zmiana konstytucji, to powinno się ją jak najszybciej zmienić. Dla przyszłych pokoleń pozostanie nauka - w polskich realiach politycznych kontrolę nad władzą ustawodawczą powinna sprawować władza sądownicza a nie inny rodzaj władzy wykonawczej. Pozostawienie w kraju dwóch ośrodków władzy wykonawczej tworzy bowiem niebezpieczny potencjał długiego i wyniszczającego sporu na szczytach władzy.
Inne tematy w dziale Polityka