Ryszard Petru miał być nowym Johnem F. Kennedym, Roberta Biedronia nazywa się polskim Emmanuelem Macronem. Przykładając lupę, widać, że obaj politycy są kreowani w oparciu o ten sam szablon.
O Nowoczesnej i jej byłem liderze napisano już niemal wszystko, począwszy od efektownego kongresu założycielskiego, który odbył się w maju 2015 r. na Torwarze, aż do chwili obecnej (właściwie to do: Teraz!). Dlatego przyjrzyjmy się tworzonemu wizerunkowi Biedronia.
Droga byłego prezydenta Słupska na szczyt zacznie się również na Torwarze. Na 3 lutego jest bowiem zaplanowana tam konwencja jego partii, podczas której zostanie ujawniona jej nazwa, główne postulaty (m.in. znany z Nowoczesnej: o rozdziale państwa od Kościoła), a cała impreza jest zapowiadana jako show, podczas którego odbędzie się koncert tajemniczej gwiazdy muzycznej. Czyli będzie hucznie, widowiskowo i nowocześnie.
Petru zapowiadał inną jakość w polityce, przedstawiał nową wizję funkcjonowania państwa i rozbicie duopolu PO-PiS. Padały również słowa o programie socjalnym. Podobne hasła można usłyszeć też w szeregach powstającego ugrupowania. Biedroń wizję nowego i lepszego państwa snuje w swojej książce: "Nowy rozdział":
"Potrzebujemy większej i głębszej zmiany: musimy uruchomić nasze marzenia, przypomnieć sobie, po co nam wspólne państwo i zacząć je razem budować. Chcę Polski, w której nikt nie jest pozostawiony w tyle. Polska jest przecież dobrem wspólnym - musimy ją zatem uzdrowić! Nie ma już czasu - trzeba zacząć pisać nowy rozdział. Zróbmy to razem. Jestem gotowy".
Nowa-stara jakość
Oby liderów łączą nie tylko słowa o nowym sposobie sprawowania polityki, ale też wybujałe ego i duże ambicje. - Żeby mieć realny wpływ na decyzje ogólnopolskie, muszę zostać premierem. Na jesieni przyszłego roku wystawię drużynę, która wygra wybory - mówił w rozmowie z GW Biedroń. Skąd to znamy? Zapowiedzi o zostaniu szefem rządu snuł też Petru, które dzisiaj wzbudzają już tylko politowanie.
Dla przeciętnego obywatela Petru i jego trupa jawili się na początku, jako coś nowego, powiew świeżości, który gwarantuje nową jakość. Tak przynajmniej przedstawiała ich telewizja i dziesiątki materiałów prasowych. Okazało się, że już w 1995 r. lider nowej partii był asystentem Leszka Balcerowicza, a potem jego doradcą, a jego ludzie z Nowoczesnej to między innymi dzieci prezydentów miast, środowisko wywodzące się z dawnej Unii Wolności, a także pracownicy kancelarii Bronisława Komorowskiego, z okresu jego prezydentury.
W przypadku Biedronia, którego również zaczyna kreować się na zbawcę, historia jest podobna. Już w 2002 r. startował bowiem z koalicyjnych list SLD i Unii Pracy do Rady Miasta Warszawy. Trzy lata później, też nieskutecznie, ubiegał się o mandat poselski startując z list Sojuszu Lewicy Demokratycznej. W 2011 r. miał wystartować z listy Sojuszu, ale zrezygnował, bo nie zagwarantowano mu dobrego miejsca. Do parlamentu dostał się startując z list powstającego właśnie Ruchu Janusza Palikota (do którego zresztą często porównywano Nowoczesną). Podobnie jak w przypadku Petru, tak i u Biedronia, są znane twarze. Głównie kojarzone z SLD. Podczas objazdu po Polsce, lider namawia kolejnych działaczy tej partii.
Podobieństw jest dużo więcej. Zarówno Petru, jak i Biedroń, wydali książki dla najmłodszych. Były przewodniczący Nowoczesnej był współautorem publikacji: "Zaskórniaki i inne dziwadła z krainy portfela", z kolei "polski Macron" wydał w zeszłym roku interaktywną książeczkę o obywatelskości: "Włącz demokrację", która ma bawić, ale też uczyć, całe rodziny.
Kłopotliwe wakacje
O błędach Petru i Nowoczesnej można również napisać książkę, bo przez ostatnie ponad trzy lata nazbierało się ich mnóstwo. Ale upadek polityczny Petru zaczął się, gdy wyszło na jaw dwa lata temu, że podczas pamiętnego kryzysu parlamentarnego, razem z partyjną koleżanką Joanną Schmidt, poleciał na "Maderę" (faktycznie była to Lizbona). Od tego czasu poparcie jego partii zaczęło się ulatniać, wyborcy się odwrócili, a blisko 20 proc. dla Nowoczesnej z tamtego okresu, z dzisiejszej perspektywy brzmi równie nieprawdopodobnie, co opowieści o yeti.
W przypadku Biedronia na razie trudno wskazać aż tak spektakularne wtopy, ale bardzo krytycznie wyborcy ocenili jego decyzję o zrezygnowaniu z mandatu radnego po ostatnich wyborach samorządowych. Oddając na niego głosy, mogli poczuć się później oszukani. Jeszcze większym błędem był wakacyjny wypad w okresie Świąt Bożego Narodzenia. Biedroń opublikował w mediach społecznościowych zdjęcie z podróży i nie miałoby to zapewne znaczenia, gdyby nie fakt, że wybrał się do Nikaragui, w której regularnie łamane są prawa kobiet. A o ich głosy w dużej mierze będzie walczył w Polsce.
Lalkarz Bierzyński
Choć oficjalnie partia Biedronia jeszcze nie istnieje, a jego zryw polityczny nazywany jest ruchem, może już liczyć na poparcie sięgające 8 proc., które daje wejście do Sejmu i pieniądze z budżetu państwa. Takie wyniki przedstawiają głównie badania dwóch sondażowni: IBRiS i Millward Brown, gdyż np. CBOS w najnowszym sondażu w ogóle nie uwzględnia rodzącej się formacji "polskiego Macrona". Bardzo podobnie było w przypadku Nowoczesnej, która w pierwszych sondażach była jeszcze "antysystemowa" i występowała jako stowarzyszenie. Wspomniane agencje dawały jej wtedy średnio wyniki na poziomie 7-9 proc., natomiast inne badania zaledwie powyżej 5 proc.
Warto teraz wspomnieć, bo jest to kluczowe dla tego tekstu, że po wpadce z "Maderą", z Petru i Nowoczesną rozstał się doradca strategiczny Jakub Bierzyński, który przez dwa lata odpowiadał za wizerunek lidera i partii. Teraz wspiera Biedronia.
Z Petru nie udało się, co nie znaczy, że porażką zakończy się kreowanie Biedronia, który już na pierwszy rzut oka ma większy potencjał. Bierzyńskiemu będzie teraz o wiele łatwiej, bo po nieudanej przygodzie z Nowoczesną, z pewnością wyciągnął wiele wniosków, ma teczkę pełną analiz i nowe pomysły na to jak unikać błędów, a jeśli już się przytrafią, to jak na nie reagować. Do czasu startu do Parlamentu Europejskiego i wyborów parlamentarnych jest jeszcze dość dużo czasu, można zakładać, że poparcie dla partii Biedronia jeszcze wzrośnie po konwencji. Na pewno nie zaszkodzi w tym fakt, że jednym z założycieli największej agencji badań rynkowych Millward Brown (kiedyś SMG/KRC Poland) jest... Bierzyński.
Otwartym zostaje nie tyle pytanie, czy uda się go wypromować, tylko czy on sam tego kapitału nie roztrwoni, jak jego poprzednik. W polityce ważna jest sztuka kreacji, ale na końcu o sukcesie lub porażce i tak decyduje czynnik ludzki.
▪ Warszawiak ▪ Dziennikarz: Wprost, Sieci, Rzeczpospolita, Polska The Times/AIP24 ▪ marcindobski83@gmail.com
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka