Gdy Związek Nauczycielstwa Polskiegozłożył 11 sierpnia w Sejmie ponad 150 tysięcy podpisów pod społecznym projektem ustawy zapewniającej powszechny dostęp do opieki przedszkolnej, wydarzenie to było niemal niezauważone. Większość dziennikarzy, komentatorów i polityków była (i jest nadal) zajęta bojem o krzyż na Krakowskim Przedmieściu.
Tymczasem kwestia dostępności do przedszkoli to jeden z najważniejszych problemów społecznych. Pod tym względem Polska znajduje się w ogonie Europy - jedynie pół miliona dzieci objętych jest typu opieką w naszym kraju.
Brak możliwości posyłania pociech do przedszkoli to poważna bariera dla rodziców: zawodowa i życiowa. To także radykalne ograniczenie szans edukacyjnych wielu maluchów, a także pogłębianie społecznych nierówności. Większe szanse na miejsce w przedszkolu mają dzieci z dużych miast (w małych miejscowościach i na wsiach takiej infrastruktury po prostu nie ma) i zamożnych rodzin (nie wszystkich stać na opłaty, zwłaszcza w placówkach prywatnych). Tymczasem wszystkie badania pokazują, że dzieci, które objęte były wychowaniem przedszkolnym, posiadają większy kapitał kulturowy i lepiej sobie radzą na dalszych etapach edukacji. Obecne przedszkolne status quo sprzyja więc dalszej petryfikacji nierówności oraz dziedziczeniu pozycji społecznej.
Dlatego program zapewnienia opieki przedszkolnej wszystkim dzieciom jest wyzwaniem cywilizacyjnym z o wiele większym potencjałem modernizacyjnym niż budowa nowych stadionów piłkarskich.
Projekt firmowany przez ZNP przewiduje budżetową subwencję na funkcjonowanie przedszkoli. Chodzi o to, aby władze samorządowe - tak jak się to działo dotychczas - nie mogły zamykać lub prywatyzować kolejnych placówek tłumacząc się pilniejszymi wydatkami z gminnych i miejskich kas.
Jak przebiegał proces pozbywania się przez władze lokalne odpowidzialności za opiekę nad najmłodszymi mieszkańcami. możemy prześledzić na przykładzie Wrocławia.
Dziś w stolicy Dolnego Śląska sytuacja związana z dostępnością do przedszkoli jest dramatyczna.
Najgorzej [w województwie] sytuacja wygląda w samym Wrocławiu, gdzie teraz w kolejce do 102 gminnych przedszkoli czeka około 500 maluchów. Ich rodzice już od kilku tygodni alarmują Rzecznika Praw Dziecka i Rzecznika Praw Obywatelskich, że w mieście jest problem z rekrutacją do przedszkoli. Chodzi o maluchy w wieku 3-4 lat, którym odmówiono przyjęcia do placówek. - donosi "Gazeta Wrocławska".
Tak wrocławska "Gazeta Wyborcza"relacjonowała w 2004 roku sesję Rady Miejskiej, gdy ponad politycznymi podziałami, likwidowano placówki przedszkolne:
Radni decydowali w czwartek o przyszłości siedmiu przedszkoli - pięć ma być zamkniętych, dwa - połączone z pobliskimi placówkami. Argumenty przemawiające za likwidacją - niż demograficzny, względy ekonomiczne, a także fatalne warunki sanitarne i lokalowe części z tych przedszkoli (np. w "5" przy ul. Smoczej jest jedna ubikacja, z której korzystają rodzice, personel i dzieci) - przytoczył wiceprezydent Wrocławia Jarosław Obremski. Plany miasta skrytykowała lewica.
- Rodziców poinformowano za późno, stąd fala protestów - uważa Tomasz Czajkowski, szef klubu SLD. - Zamyka się placówki, z których zadowoleni są wszyscy rodzice. Teraz są zrozpaczeni.
Kilkudziesięciu z nich - z logo przedszkoli i transparentami - zaczęło bić brawo. Zrobiło się gorąco.
- Proszę o spokój - apelował Stanisław Huskowski, przewodniczący Rady.
Nadszedł moment głosowania. Radni stawili się niemal w komplecie - brakowało tylko Tomasza Misiakaz Klubu Obywatelskiego. Przyjęli wszystkie uchwały o zamiarze likwidacji - często decydował zaledwie jeden głos. SLD, LPR były przeciw likwidacji, za - KO i PiS. Decydujące były głosy posłów niezrzeszonych - dwaj to byli członkowie klubu radnych SLD. Nieoficjalnie wiemy, że Sojusz bardzo naciskał na nich, żeby głosowali przeciw likwidacji. Nie dali się przekonać - obydwaj w pięciu przypadkach byli za likwidacją, raz wstrzymali się od głosu (Przedszkole nr 83) i tylko raz byli przeciw (Przedszkole nr 3).
- Rodzice z "trójki" przekonali mnie do swoich racji - stwierdził Piotr Żuk, radny niezależny. - Znaczna część argumentów miasta była słuszna. Większość tych przedszkoli to prowizorka, na co nie można się godzić.
- Odeszli i robią nam po prostu na złość - denerwował się jeden z radnych SLD.
Trzeci niezrzeszony - Janusz Ornatowski- był za likwidacją.
- Będziemy protestować pod Urzędem Marszałkowskim, zwrócimy się o pomoc do Jolanty Kwaśniewskiej- zapowiada pan Artur, którego synowie chodzą do "83". - Walka się dopiero zaczyna.
Rodzice i nauczyciele twierdzą, że teraz będą spotykać się z politykami i namawiać ich, żeby zamiar likwidacji nie przemienił się w rzeczywistą likwidację.
Projekt ZNP ma zapobiec tego typu krótkowzrocznej polityce samorządowców, którzy "z przyczyn ekonomicznych" likwidowali placówki przedszkolne i jednocześnie wydawali miliony złotych na fontanny oraz wydatki promocyjne na tak nierealne cele jak światowa wystawa EXPO.
Warto więc śledzić, jak będą się toczyć jego losy w trakcie prac legislacyjnych.
„Praca, mieszkania, żłobki i przedszkola nie mogą być przecież dobrem, o które trzeba z trudem walczyć” - te słowa z orędzia Bronisława Komorowskiegona pewno będą przypominane ich autorowi i parlamentarnej większości. Uczynią to tysiące osón, które pod projektem ustawy złożyły swój podpis.
Więcej o akcji "Przedszkole dla każdego" oraz projekcie ZNP:
http://www.znp.edu.pl/element/70/Inicjatywa_w_sprawie_przedszkoli
Inne tematy w dziale Polityka