Nie da się ukryć, że modernizm - przed którym ostrzegał nas papież Święty Pius X - wśród kleru jest dziś bardzo ważnym i poważnym problemem, zwłaszcza od czasów Drugiego Soboru Watykańskiego, a już szczególnie od 2013 roku, gdy stery nad neo-Kościołem podrugosoborowym objął pseudojezuita Jorge Bergoglio. Jednak wśród ludzi uważających się za tradycjonalistów, w tym w SSPX, a także w niektórych środowiskach indultowych, krążą błędy nieco podobne do modernizmu, tylko w nieco innej formie.
Modernizm zakłada, że dogmaty Kościoła nie są niezmiennymi prawdami, ale mogą ewoluować, i nie muszą być zrozumiane dokładnie w ten sam sposób, w jaki zostały zdefiniowane. Tym samym więc sposobem podważają bądź relatywizują nieomylność i niezniszczalność Kościoła.
Okazuje się, że nieco złagodzoną wersję tego błedu prezentują wyznawcy błędnej pozycji, zwanej pozycją ''rozpoznawania i sprzeciwiania się'' lub ''ruchem oporu'', zwani czasami także ''semitradycjonalistami'', do których zaliczyć można między innymi biskupa Richarda Williamsona, środowisko sympatyków strony Internetowej Tradition In Action, a także w znacznej mierze Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X (które od czasów, gdy usunięto z niego biskupa Williamsona, powoli łagodzi swój opór wobec neo-Kościoła posoborowego). Podobny zarzut można też częściowo postawić nawet wobec środowisk indultowych, takich jak FSSP czy ICKSP.
Co mam dokładnie na myśli? Otóż większość ludzi określających się mianem ''tradycjonalistów katolickich'' odrzuca sedewakantyzm, mianowicie pozycję, że tron piotrowy jest pusty w wyniku herezji - pozycję, którą ja uważam za prawdziwą. Opierają się oni zamiast tego na założeniu, że Jan XXIII i jego następcy byli prawowitymi papieżami. Jednocześnie odwołują się jednak w pewnym stopniu do szeroko rozumianej ''tradycji'', i do nauczania papieży sprzed Drugiego Soboru Watykańskiego, jak papież Grzegorz XVI czy Leon XIII.
Okazuje się, że jest jednak w tym pewien problem. Nauczanie ''papieży'' posoborowych, jak Paweł VI, Jan Paweł II, a zwłaszcza już obecnie okupujący Bazylikę Świętego Piotra Franciszek, jest drastycznie inne niż to, co było nauczane przed Drugim Soborem Watykańskim, na przykład przez Piusa IX czy Św. Piusa X. Jedni próbują więc szukać pewnej ''ciągłości'' pomiędzy nauczaniem przedsoborowym a posoborowym - słynnej ''hermeneutyki ciągłości'', o której mówił ksiądz Joseph Ratzinger - co daje rezultaty raczej komiczne. Inni, zwłaszcza nieco bardziej radykalni ''oporowcy'', uważają, że musimy się sprzeciwiać nauczaniu doniemanych papieży posoborowych, i pozostać wiernym jedynie tradycji, lub temu, w co zawsze wierzono.
Wydaje się to opcja całkiem słuszna, ale jest w tym pewien problem. Aby odrzucić nauczanie Pawła VI, Jana Pawła II czy Franciszka, ''oporowcy'' musieli delikatnie mówiąc nieco zniekształcić nauczanie katolickie na temat papiestwa oraz magisterium. W rezultacie wpadli w wiele absurdalnych pozycji, jak na przykład, że zwyczajne i powszechne magisterium Kościoła może być heretyckie lub niebezpieczne dla wiary, a nawet, że papież może się mylić w kanonizacji świętych. SSPX na przykład otwarcie neguje kanonizację Jana Pawła II, ponoć nieomylnie przeprowadzoną przez Franciszka, którego oni przecież uznawają za swojego ''papieża''. Ostatecznie skutek jest taki sam jak w przypadku modernizmu - autorytet Kościoła i papiestwa zostaje podważony lub relatywizowany.
Jest jednak pewien sposób na wyzwolenie się spod dysonansu poznawczego rozpoznawania Roncalliego, Wojtyły lub Ratzingera za papieży, przy równoczesnym odrzucaniu ich praw, magisterium, nauczania, reform liturgicznych, itd., a mianowicie uznanie, że jako heretycy, nigdy nie byli oni papieżami. Witamy w świecie sedewakantyzmu!
Inne tematy w dziale Społeczeństwo