W pewnym miasteczku otoczonym górami żył sobie malarz. Choć był ochrzczony nie należał do ludzi szczególnie religijnych, a przynajmniej tak się jego krajanom zdawało. Nie robił on bowiem nic z tych rzeczy, które cechowały ludzi pobożnych w onych stronach. Do świątyni nie chadzał, ofiar nie składał, rytuałów nie sprawował, kapłanów nie podejmował, a jeśli nawet się modlił, to nikt go przy tym nie widział.
Za to często chadzał do karczmy. Jego dzień był podzielony, jak dzień mnicha na trzy równe części. Tak jak mnich osiem godzin się modli, osiem godzin pracuje i osiem godzin odpoczywa, tak nasz malarz osiem godzin malował, osiem godzin pił (czasem przy tym jedząc) i osiem godzin spał. Taka była jego prywatna reguła żywota.
Nigdy nie malował ludzi, malował bowiem jedynie smoki. Najprzeróżniejsze. Skrzydlate i płaszczate, błoniaste i pierzaste, zielone i błękitne, najwięcej zaś fioletowych. Gdy ktoś później, po lat policzył jego dzieła, okazało, się, że namalował tych smoków sześćset sześćdziesiąt i pięć. Malował je przez lat dwadzieścia i pięć, żył zaś lat czterdzieści i cztery.
Razu pewnego, w czterdziestym roku życia malarza przyszedł do niego pewien starzec i poprosił o namalowanie obrazu Dobrego Mykoły do postawionej przez niego maleńkiej świątynki. Świątynkę tę postawił ów staruszek jako podziękowanie za uratowanie z poważnego niebezpieczeństwa nagłej śmierci. Gdy ją już postawił, zaczął szukać artysty, który by mu sporządził obraz świętego. Wtedy otrzymał we śnie nakaz od samego Mykoły, aby udał się właśnie do owego malarza smoków.
Malarz wzbraniał się jak mógł, mówił, że ludzi nie maluje, jeno smoki, że Mykoły nie czci, że sakralnych obrazów malować nie umie. Jednak uparty starzec nachodził go codziennie, w domu i w gospodzie przez rok cały. W końcu zmęczony natręctwem artysta ustąpił i wziął się do dzieła. Wkrótce obraz namalował, ale obdarzył go cechami własnego stylu. Szatę Mykoły uczynił nie czerwoną, jak nakazywała tradycja, lecz fioletową, jak większość swoich smoków. Niektórzy tez twierdzą, ze brzegi szaty układają się na kształt smoczych skrzydeł, a święty ma oczy smoka. Może tak jest,a może nie. Kto ciekaw, niech tę świątynkę odszuka i sprawdzi.
Trzy lata po ukończeniu obrazu malarz umarł. Przed śmiercią przystąpił do sakramentów, pierwszy raz od wielu lat. Zmarł zaś o świcie w dniu święta Dobrego Mykoły.