Po raz drugi w ciągu niedługiego czasu przystępuję do omawiania płyty przynależącej gatunkowo do szeroko rozumianego folku. Tym razem padło na krążek zatytułowany Czesław śpiewa. Jest to płytowy debiut zamieszkałego na stałe w Danii Czesława Mozila. Artysta jest jednocześnie absolwentem akademii muzycznej w klasie akordeonu i właścicielem restauracji.
Połączenie tego instrumentu i gastronomii nasuwa skojarzenia z zespołem Raz Dwa Trzy, którego brzmienie jest zdeterminowane przez akordeon i którego wokalista, Adam Nowak, zanim został muzykiem, był kelnerem. Skojarzenie jest nadzwyczaj trafne, bowiem podobieństw jest więcej. Wskazać tu należy przede wszystkim na niebanalne, zmuszające do myślenia teksty. Muzycznie natomiast bliżej jest do znacznie mniej znanego zespołu Yahozna, w porównaniu z RDT jest u śpiewającego Czesława więcej jazzu, więcej folkloru i więcej instrumentów dętych. Charakterystyczną cechą krążka jest specyficzny, dosyć wysoki głos wokalisty, udatnie podkreślający moc wyśpiewywanych tekstów.
Na początku tekstu zaliczyłem omawianą płytę do szeroko rozumianego folku. Na temat przynależności muzyki akordeonowej, w tym twórczości zespołu Raz Dwa Trzy, do tego gatunku toczyły się swego czasu w środowisku folkowym zażarte spory. Przeciwnicy takiej klasyfikacji podnosili argument, że instrument ten nie jest tradycyjnie ludowym, a wręcz przeciwnie, można go nazwać antyludowym, gdyż zdaniem niektórych badaczy do spółki z młockarnią zabił muzykę ludową. Hołdują oni bowiem mitowi o odwiecznym folklorze, który zrodził się w zamierzchłym średniowieczu, przez kilka wieków trwał w stanie prawie niezmienionym, po czem nagle zginął, zmieciony przez nowoczesną cywilizację. Według mojej wiedzy, taki twór nigdy nie istniał. Rzeczywiście istniejący folklor ulegał ciągłym choć powolnym przemianom tak dyfuzyjnym jak inwencyjnym. Toteż młockarnia i akordeon mogły zabić co najwyżej pewien styl w muzyce ludowej, niestary zresztą, tworząc przy okazji nowy, równie ludowy.
Wywód o ludowości akordeonu przeprowadziłem wyłącznie po to, by ubiec tych, którzy będą negowali folkowość omawianej płyty, jak mi się to przydarzyło przy poprzedniej recenzji. Zresztą, folkowa, czy nie, płyta jest na pewno warta posłuchania.