Po pierwsze – po bitwie nie znaleziono ciała króla. Po drugie – królewska głowa prezentowana przez Turków była zupełnie niepodobna do głowy żywego Władysława. Inne były rysy twarzy, inny kolor włosów. Tłumaczono to niepodobieństwo zabiegami konserwacyjnymi, ale bynajmniej nie wszystkich przekonano. Hipoteza o polskim pochodzeniu Kolumba też nie jest całkiem nowa. Jej półpubliczne sformułowanie przydarzyło się również mojej skromnej osobie, kiedy to w pracy pisemnej na miejskim etapie olimpiady historycznej w roku szkolnym 1991/1992, zasugerowałem, że Krzysztof Kolumb i Jan z Kolna, półlegendarny żeglarz w służbie duńskiej, który miał dopłynąć do wybrzeży Labradoru kilka lat przed dotarciem Hiszpanów do Nowego Świata, to jedna i ta sama osoba. Jednocześnie przyjąłem za Joachimem Lelewelem, że ten drugi był Polakiem. Argumentem za utożsamieniem tych dwóch żeglarzy był dla mnie zapis ich nazwisk w tekstach hiszpańskich, w których figurują odpowiednio jako Cristóbal de Colón i Juan de Colón.
Teorię o tożsamości obydwu odkrywców głosiło zresztą wielu autorów, z tym, że nie łączyli jej zazwyczaj z hipotezą o polskości Jana z Kolna.
Portugalski uczony nie wymyślił więc nic nowego, ale połączył krążące od wieków opowieści w jedną w miarę spójną całość. Ma ona do tego tę zaletę, że jest weryfikowalna. Dzięki osiągnięciom współczesnej nauki możemy przeprowadzić testy DNA, które z prawdopodobieństwem bliskim pewności potwierdzą ją lub zanegują. Nie dysponujemy co prawda szczątkami Władysława Warneńczyka, ale mamy oboje jego rodziców oraz dwóch braci. Mamy też szczątki Krzysztofa Kolumba znajdujące się w katedrze w Sewilli. Co więcej, zwłoki odkrywcy zostały już przebadane pod względem kodu genetycznego przy okazji rozstrzygania sporu dotyczącego miejsca jego pochówku. Badania da się więc przeprowadzić i warto to zrobić. Wbrew pozorom fantastyczności, scenariusz portugalskiego uczonego nie jest bowiem całkowicie nierealny. Oczywiście nie czynią go niemożliwym pogłoski o rzekomym homoseksualizmie króla Władysława.
Od samego początku zdarzały się wstąpienia na tron młodszych braci z pominięciem starszych, abdykacje, układy i testamenty, a od śmierci Władysława Jagiełły obowiązywała elekcja, choć przez pierwszy wiek z okładem jeszcze nie wolna. Nie mogą więc potomkowie Krzysztofa Kolumba dołączyć do swojej tytulatury arystokratycznej słów „z Bożej Łaski Król Polski…”, a co najwyżej „Dziedzic Korony Polskiej”. Żeby być Królem Polski, trzeba zostać wybranym i koronowanym. Oczywiście żadne polskie tytuły nie będą im przysługiwać, jeśli Kolumb był tylko naturalnym, nie zaś legalnym synem Warneńczyka. Tej legalności natomiast najprawdopodobniej w żaden sposób stwierdzić się dziś nie da. W związku z tym prawa książąt Veragua do polskiego tronu będą co najwyżej nieco mocniejsze od praw Wettynów.
Znaczenie prawne biologicznego pokrewieństwa z Jagiellonami jest więc niewielkie, ale symboliczne może być spore. Gdyby książę de Veragua zdecydował się stanąć na czele ruchu monarchistycznego w Polsce, bardzo by to ów ruch wzmocniło. Zdaję sobie sprawę, że może on egzystować i bez pretendenta, ale nie posiadając takowego, ma małe szanse na stanie się masowym i zyskanie realnego wpływu na życie polityczne kraju, a w dalszej konsekwencji na zmianę ustroju. Dlatego ważną sprawą jest przeprowadzenie wspomnianych badań genetycznych, gdyż ich wyniki mogą znacząco wpłynąć na dalsze losy naszej ojczyzny.
Komentarze
Pokaż komentarze (5)