![Palikot](http://t2.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcR17QY0UPViOeKA6YZ3nzrFsTHNNtK3jD8kKO9yyFBORCY_HUA&t=1&usg=__PFPHWcJCPmysmyBsLNvPct_Ia5E=)
Rozpatrywanie sprawy Janusza Palikota i jego nowego ugrupowania politycznego w kontekście samej tylko Platformy Obywatelskiej jest grubym błędem. Tak naprawdę bowiem sedno problemu leży na lewo od niej, a dokładnie w SLD. Zresztą i sam zainteresowany deklaruje, że jego celem jest „zmiażdżyć SLD i lekko oskubać Platformę”. Nie ma powodu, by mu w tej kwestii nie wierzyć. Nie należy natomiast wierzyć, że działa z własnej inicjatywy. Rzeczywistego sprawcy bieżących wydarzeń należy się doszukiwać nie w samym pośle z Biłgoraja, a w znacznie od niego potężniejszych ludziach stojących za jego plecami.
Zmiana warty na lewicy
Niewielu jest chyba w Polsce ludzi tak naiwnych, żeby uwierzyli w to, że rzeczywistym liderem polskiej lewicy jest Grzegorz Napieralski. Nie był nim oczywiście również jego poprzednik na stanowisku szefa Sojuszu Wojciech Olejniczak. Jednak między owymi panami jest pewna różnica zasadniczej natury. Olejniczak był w pełni posłuszny rzeczywistym władcom lewej strony krajowej sceny politycznej, czyli określonym środowiskom medialno-biznesowym, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa ściśle powiązanym z funkcjonariuszami komunistycznych służb tajnych, Napieralski natomiast otwarcie się przeciw nim zbuntował. Dlatego na najwyższych szczeblach tajnych struktur lewicy już w pierwszej połowie ubiegłego roku zapadł wyrok na SLD. Postanowiono tę partię zniszczyć, a przynajmniej zepchnąć na margines i zastąpić nowym, bardziej posłusznym ugrupowaniem. Pierwszą próbę działań na tym polu podjęto mniej więcej rok temu, a była nią reanimacja Stronnictwa Demokratycznego. Scenariusz był klarowny dla każdego wnikliwego obserwatora sceny politycznej. Sposobem na spopularyzowanie stronnictwa miała być kampania prezydencka Andrzeja Olechowskiego sfinansowana z wyprzedaży ogromnego majątku partyjnego. SLD zostało zmuszone do wystawienia pozbawionego szans na dobry wynik Jerzego Szmajdzińskiego. Gdyby Olechowski uzyskał wynik dwucyfrowy, a Szmajdziński jednocyfrowy, a tak zapewne by się stało w przypadku wyborów w normalnym trybie, SD stałoby się najpoważniejszą siłą polityczną na lewicy i przeciągnęłoby do siebie licznych działaczy, a przede wszystkim wyborców tak Sojuszu, jak i lewego skrzydła Platformy. Zapewne znaleźliby się w nim i Janusz Palikot, i Wojciech Olejniczak. W perspektywie kilku lat stronnictwo osiągnęłoby poparcie przekraczające 20% i uzyskało kluczowe znaczenie w polityce krajowej.
Komplikacje i nowy plan
Plany pokrzyżowała katastrofa smoleńska. Na fali powszechnego współczucia znacznie wzrosło społeczne poparcie dla PiSu, wskutek czego Jarosław Kaczyński omal nie wygrał wyborów prezydenckich. Grupa Trzymająca Władzę na Lewicy do tego stopnia stopnia przestraszyła się możliwości jego zwycięstwa, że porzuciła ryzykowną sprawę Olechowskiego i udzieliła chwilowego poparcia Bronisławowi Komorowskiemu, co przyszło jej tym łatwiej, że ów reprezentuje lewe skrzydło swojej partii. Po wyborach przyszedł czas na podjęcie drugiej próby realizacji planu przeobrażenia lewicy. Z powodu bardzo słabego wyniku wyborczego Andrzeja Olechowskiego nie było możliwości prostego powrotu do wariantu z SD. Trzeba było realizować wariant nieco zmieniony, przede wszystkim oparty o innego lidera. Takim liderem ma być Janusz Palikot. Co prawda dotąd wodzem nie bywał, raczej harcownikiem jedynie i nie wiadomo, czy się na przywódcę nadaje, ale w tej chwili „możni” nie mają nikogo lepszego pod ręką, więc po raz kolejny okazuje się, że na bezrybiu i rak ryba. Testem dla nowego ruchu, a następnie stronnictwa, które podobno ma się zwać „Nowoczesna Polska”, będą wybory samorządowe. Jeśli ten test wypadnie w miarę pomyślnie, to zapewne przed wyborami parlamentarnymi partia ta stworzy wspólny komitet wyborczy z SD, Demokratami.pl, a być może też SDPl. Komitet taki bez wątpienia zachwieje pozycją SLD i przejmie co najmniej połowę lewicowych głosów.
Czy PO na tym straci?
Paradoksalnie Platforma Obywatelska na odejściu Palikota nie straci, a nawet może zyskać, i to na kilka sposobów. Niezależnie od tego, czy mu się uda, czy nie, jego macierzysta partia pozbywa się kontrowersyjnego posła, który ewidentnie psuł jej wizerunek. Jeżeli zaś Januszowi Palikotowi się powiedzie to PO odniesie z tego tytułu dwie kolejne korzyści. Po pierwsze partia Palikota będzie dla Platformy potencjalnym koalicjantem znacznie wygodniejszym od SLD, bo nie wpływającym tak negatywnie na wizerunek, a nawet od PSL, bo bliższym programowo. Po drugie zaś, co bardzo ważne, szanse na ewentualną koalicje nowej partii z PiSem przeciw PO są zerowe, a nie można tego samego rzec ani o SLD, ani o PSL, gdyż obydwie partie po pierwszej turze wyborów prezydenckich dawały wyraźnie do zrozumienia, że koalicji z ugrupowaniem Jarosława Kaczyńskiego nie wykluczają.
Urodziłem się w Rybniku 22 kwietnia 1975. Ukończyłem liceum w Wodzisławiu Śląskim (1994), farmację w Sosnowcu (1999) oraz etnologię w Cieszynie (2004). Jestem więc farmaceutą i antropologiem kulturowym. Mam wspaniałą rodzinę - żonę i dzieci. Przez lata nieregularnie publikowałem w różnych czasopismach i na rozmaitych stronach internetowych. W ostatnich latach skupiam się na blogowaniu. Mam też na koncie dwie wydane książki- "Religia w Polsce" (2010) oraz "Ludzie i religie w Polsce" (2012). Od kilku lat skupiam się na prowadzeniu blogów i szukam wydawców dla kolejnych książek. O kulturze piszę pod adresem https://svetomir.home.blog/, tu zaś piszę głównie o polityce.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka