***
Pogoda słabuje i jest – jak komunikaty donoszą –
bliska omdlenia. Gdyby choć zagwizdał pociąg,
ale nie, wszystko uładzone i czyste.
Dopiero pokłady torfu w dali jak w niedopiętym tornistrze
brudzą perspektywę. Jest i dom na wzgórzu
opuszczony, lecz okna umazane różem –
ludzki żywioł jest po nic rzeczom martwym na pozór,
gdyż swój wiodą żywot, jak chcą; na skraju wąwozu
chłopiec liczy obłoki i wbiega w to, co dorosłe
przez bramki skrzyp (wciąż jeszcze żyje drewno pod pokostem).
Gałązka po skoku ptaka uderza w horyzont,
za którym posiwiałe drogi leżą krzyżem,
dając klucz do przestrzeni. Płynie cicho rzeka
pod naporem tego, co blisko jest, we drzwiach.
Już wokół zmierzcha
Już wokół zmierzcha; białość rąk
jeszcze jak długi płomień lampy
przenika w nieba syty mrok,
niby mocując się z nim albo
rozniecić słońce chcąc; i tu
wciąż zgody brak jest między nami:
czy w mroku światła dotknąć znów,
czy tracić wzrok pod jasnościami?
Inne tematy w dziale Kultura