Wybacz, że na początku
będę pisał o sobie,
a to oznacza tylko
nudę lub tłumaczenie się z formy.
Nie powinno używać się
poezji do spraw tak wielkich.
Poezja służy maluczkim
i ich sprawom błahym
jak lot jaskółek, płynięcie rzeki, kwitnienie
trującego lęku.
(Poezja jest, istotnie,
mową tych,
którzy odeszli).
Sięgnąłem do tradycji
szczególnie ci bliskiej –
nikt nie zaprzeczy chyba
twojej wierności światłu.
Patrzyłem na ciebie w czasach,
gdy zasiadałeś na twardych krzesłach Rady,
równy obecnym, a jednak
przewyższający ich.
Podziwiałem,
gdy gasiłeś pożar
na granicach imperium.
Któż nie pamięta twoich
przewag w dolomickiej kampanii!
Płakałem z tobą
nad losem
sierot, wdów i skrzywdzonych.
Zamykałem wraz z tobą uszy
na krzyki niegodnych.
Twoje słupy graniczne,
akwedukty nawadniające
suchość wypalonych ogrodów,
mosty, którymi połączyłeś
przedzielone cierpieniem prowincje –
nawet najsilniejsi wrogowie
nie udźwigną twych kamiennych tablic.
O nie, nie zasiadałeś nigdy
w gronie szyderców!
Dlatego wydajesz owoc,
dlatego twój czas
jest właściwy.
Dzięki tobie nasz język
(zgódźmy się: używany
niewprawnie, wtłoczony
w zdania przeraźliwie proste)
stał się prawdziwie językiem
miłości.
I oto teraz odjeżdżasz.
Konie skubią ostatnie trawy
z wyciągniętej ręki ugoru.
Z pewnością nas zobaczysz,
jak wybiegamy na place,
jak ciągniemy szerokimi ulicami:
w niedopiętych kamizelkach,
z siwym zarostem zmęczenia,
byle tylko ujrzeć
twój ojcowski gest,
twoje jasne spojrzenie,
splot twoich spracowanych dłoni.
Inne tematy w dziale Rozmaitości