TINA (skrót od angielskiej frazy "There Is No Alternative" - "nie ma alternatywy")
Lektura książki Jacka Żakowskiego pt. „Anty-TINA” była dla mnie swego rodzaju ciekawym doświadczeniem. Ciekawym, ponieważ przedstawia ona obraz świata skrajnie różny od tego, który rysuje się w mojej głowie. Konfrontacja z tego typu dziełem nie była dla mnie sprawą prostą, gdyż niemalże na każdym kroku wewnętrzny imperatyw nakazywał mi analizę zawartych tam idei pod kątem zgodności z logiką i rzeczywistością. Przyznam, że bywało z tym różnie, z reguły jednak opisywana rzeczywistość była zgodna ze stanem faktycznym. Jednakże dostrzeganie realnych problemów przez autora i jego rozmówców bardzo rzadko przekładało się w moim odczuciu na zrozumienie mechanizmów, które prowadzą do określonego stanu rzeczy. Jest to zjawisko, o którym niemal dwa wieki temu pisał znakomity francuski ekonomista Frederic Bastiat w swoim dziele „Co widać i czego nie widać”. Autor przypomina o konieczności analizowania skutków działań ekonomicznych z punktu widzenia całej gospodarki i wszystkich uczestników rynku. Ludzie bardzo często zauważają konkretne działanie, równocześnie nie rozumiejąc jego przyczyny, więcej – dorabiają doń ideologię sprzeczną z elementarną logiką. Treść niektórych wywiadów przeprowadzonych przez Jacka Żakowskiego wskazywała, iż jego rozmówcy w poszukiwaniu ciągów przyczynowo-skutkowych pewnych problemów dzisiejszej ludzkości, odnaleźli je w obszarach rzeczywistości zupełnie przeciwnych do tych, w których faktycznie znajdują się one. Niestety, bardzo często łączy się to z ignorancją podstawowej wiedzy ekonomicznej czy też historycznej. W niniejszej pracy postaram się wykazać, gdzie te rozbieżności tkwią oraz wskazać alternatywną wizję przedstawionych w książce zagadnień.
Dominującymi kwestiami, podejmowanymi w książce Żakowskiego są: interwencja zbrojna w Iraku oraz rozpowszechnienie się zasad wolnego handlu w wymiarze globalnym. Krytyka obu tych zjawisk sprowadza się do połączenia ich w jedną, nierozerwalną całość. Wedle takiego sposobu myślenia, zwolennik wolności ekonomicznej jest również apologetą interwencji w Iraku i na odwrót. Zygmunt Bauman przeciwstawia wizję państwa opartego na zasadzie „security” (państwo opiekuńcze, słabo zaangażowanie militarnie), modelowi „safety” (niewielka ingerencja rządu w gospodarkę, duże zaangażowanie militarne). W rzeczywistości jest to daleko idące uproszczenie, gdyż obie te koncepcje mają wspólne korzenie. Neokonserwatyści, firmujący projekt „safety”, to w dużej mierze spadkobiercy przepełnionej interwencjonizmem ideologii Partii Demokratycznej. Neokonserwatystów zbliża do ich partii-matki poparcie dla aktywnej polityki państwa na arenie międzynarodowej (w tym miejscu są nawet bardziej radykalni) oraz przekonanie o potrzebie ścisłej kontroli obywateli, różni natomiast konserwatywny światopogląd. Dawna Partia Republikańska (tzw. Stara Prawica) opowiadała się za bezwzględnym izolacjonizmem w polityce zewnętrznej (nawiązanie do Doktryny Monroe’a) oraz za jak najmniejszą ingerencją państwa w gospodarkę. W dzisiejszych Stanach Zjednoczonych podobną rolę odgrywa ruch wolnościowy skupiony wokół libertarian. Uważają oni, że szkodliwe jest każde działanie rządu gwałcące wolność jednostek, zarówno w postaci ucisku fiskalnego, jak i naruszające tzw. wolności osobiste (co zresztą pośrednio łączy się z ekonomią). W tym miejscu przebiega właściwa linia podziału, tj. rozdźwięk pomiędzy wolnością a wszelką interwencją. Libertarianie żartują nawet, że następujące po sobie rządy demokratów i republikanów-neokonserwatystów, to zmiana z „Welfare State” (opiekuńcze państwo „dobrobytu”) na „Warfare State” (państwo wojenne). W gruncie rzeczy geneza obu koncepcji zbliża je do siebie.
W tym kontekście zadziwiający jest tok myślenia Naomi Klein, która przyznaje, iż interwencja iracka dokonana była w imię dominacji ideologii neoliberalnej. Jest to zupełnie niepojęte, gdyż działania zbrojne kosztowały amerykańskich podatników grube miliony dolarów, prowadząc do deficytu nieznanego w historii Stanów Zjednoczonych. Wydobycie irackiej ropy to również domena jedynie koncesjonowanych firm amerykańskich (głównie powiązanych z klanem Bush’ów). Efekt jest taki, że zapewniają one zysk nielicznym, kosztem finansowych nakładów milionów podatników. Takie postawie sprawy przez Naomi Klein świadczy o jej ignorancji oczywistych faktów lub też niezrozumieniu mechanizmów gospodarki wolnorynkowej, na których opiera się doktryna neoliberalizmu. Zestawienie ideału wolności z ekspansywną polityką administracji prezydenta George’a Bush’a, jest działaniem nieuzasadnionym, gdyż wynika w fałszywych przesłanek.
Istotnym zjawiskiem, które można było zauważyć podczas lektury „Anty-TINY”, jest wykorzystanie pewnych zachowań, trendów konsumenckich do krytyki wolnego rynku jako takiego. Zygmunt Bauman piętnuje eskalacje pragnień konsumentów na wolnym rynku, tymczasem jest to zjawisko niezbędne do wszelkiego rozwoju, postępu. Natomiast odrębne jest pytanie o stopień rozbudzenia tych pragnień – jest to sprawa indywidualna i każdy musi sobie z tym poradzić. Gorzej, jeśli to państwo reguluje tę kwestię, kończy się to zazwyczaj niedoborem dóbr na rynku, a znamy to z historii naszego kraju. Również atak na kapitalizm pod płaszczykiem walki z komercjalizacją nosi znamiona nieracjonalności. Dominacja masowej popkultury nie oznacza wcale, iż tzw. kultura wyższa musi umrzeć. Wręcz przeciwnie, obecnie powstaje coraz więcej prywatnych inicjatyw o charakterze niszowym – teatry, galerie, muzea. Cieszą się one co raz większym uznaniem wśród ludzi. Globalne jadłodajnie, w rodzaju McDonalds’a, zaczynają tracić klientów na rzecz małych restauracji, których każdego dnia przybywa. Dzieje się tak nie dlatego, że państwo zainterweniowało, lecz na skutek dobrowolnych wyborów konsumenckich. Wolny rynek to wolny wybór, jego krytyka oznacza chęć manipulowania decyzjami jednostek, co ma jednoznacznie negatywne konotacje. Również krytyka kapitalizmu ze strony Naomi Klein oraz Ingvara Kamprada, akcentująca promowanie produktów markowych, jest nietrafiona. Wybór określonego produktu to wynik wolnych decyzji dokonanych przez wolnych ludzi, nie zaś jakiś tajemniczy spisek korporacji. Z resztą reguły liberalnej ekonomii dają możliwość alternatywnych wyborów, czego (paradoksalnie) dobrym przykładem jest niemarkowa koszula Ingvara Kamprada, nabyta za 1,20 $. Dotykam tu, po raz kolejny, kwestii niezrozumienia rozdziału pomiędzy konkretnym zachowaniem a ogólnym systemem, w ramach którego owo zachowanie miało rację bytu.
Zagadnieniem wartym głębszej refleksji, pojawiającym się w książce Jacka Żakowskiego, jest globalizacja rozumiana jako integracja świata w dziedzinie gospodarki, globalnej wymiany handlowej. Przedstawiana jest jako czynnik prowadzący do jeszcze większego bogacenia się społeczeństw zamożnych przy równoczesnym, ustawicznym ubożeniu tych biednych. Empiryczne dane mówią jednak co innego – w ostatnich dziesięcioleciach nastąpiła istotna redukcja biedy na świecie, średnio globalny dochód w ciągu 25 lat podwoił się, zwiększyła się średnia długość życia, trzykrotnie w ciągu 50 lat zmniejszyła się liczebność ludności niedożywionej. Na rozwoju gospodarczym korzystają również biedne kraje, które otwarły swoje gospodarki – najlepszym przykładem są tu „tygrysy azjatyckie”, bardzo ubogie jeszcze w latach sześćdziesiątych. Dzięki poszanowaniu praw własności, niskim podatkom, wolności zawierania umów, wybiły się na pozycję gospodarczych potęg. Aby biedne kraje mogły wejść na ścieżkę rozwoju, potrzebna jest zarówno wola rządzących, jak i państw (reprezentowanych przez organizacje międzynarodowe), z którymi można by prowadzić wymianę handlową. Niestety, jeśli nawet pierwszy warunek jest spełniony, ten drugi coraz ciężej przeforsować, a jego niewypełnienie jest istotnym hamulcem postępu. Z dobrodziejstw gospodarczej integracji korzysta obecnie jedynie kilkadziesiąt na ponad dwieście państw świata. Jest to skutek protekcjonistycznej polityki organizacji międzynarodowych (których wzmocnienia domagają się m.in. Benjamin Barber oraz Richard Rorty), gdzie najbogatsze państwa rozdają karty. Bariery przez nie stawiane, powodują, iż pozycja gospodarcza nie wynika wyłącznie od konkurencyjności produktów, jak być powinno. Protekcjonizm degraduje biedne narody Afryki, dlatego istnieje wielka potrzeba wolnej wymiany handlowej. Według badań Centre for the New Europe co 13 minut umiera człowiek z powodu tych barier. Każdy procent wzrostu gospodarczego w Afryce wzbogaciłby kontynent o 49 mld funtów, co wyciągnęłoby z klęski głodu ok 129 mln ludzi. Liczby te wyraźnie pokazują, że za nieszczęściami Czarnego Lądu stoi interwencjonistyczna polityka bogatych państw, odgradzających się od konkurencji poprzez różnego rodzaju kontyngenty, cła, zapory, subsydia oraz normy jakościowe i ilościowe. Również dotowanie nierentownego rolnictwa (szczególnie w Unii Europejskiej) dobija Afrykę, której znacznie tańsze i dobre jakościowo płody rolne mogłyby zagościć na naszych stołach. Tymczasem postulowane przez Benjamina Barbera stworzenie rządu światowego oraz wprowadzenie podatku Tobina, zdecydowanie negatywnie wpłynie na globalny rozwój, a najgorzej odbije się to na tych najuboższych. Pomoc humanitarna niewiele pomoże, jeśli aktywność ekonomiczna tłumiona jest w samym zarodku.
Jacek Żakowski definiuje skrót TINA jako trend zmierzający w kierunku likwidacji państwa opiekuńczego, prywatyzacji, deregulacji rynków czy obniżki podatków. Trend, dla którego nie ma alternatywy. Według autora jest to wyraźnie kierunek nierozsądny, niemądry. Mój krytyczny stosunek do anty-tinowskiego podejścia wyraziłem (oczywiście w ograniczonym zakresie) wcześniej, natomiast na koniec chciałbym skupić się na rozpatrzeniu kwestii, czy rzeczywiście taka moda istnieje. Uważam, że sprawa jest bardziej skomplikowana. Zasady demokracji powodują, iż z reguły wybierani są politycy anty-tinowscy, deklarujący, że zaopiekują się społeczeństwem, głodnych nakarmią, chorych wyleczą „za darmo” itd. Wygrywają, ponieważ są to bardzo proste, chwytliwe hasła, czyli to co masy lubią najbardziej. Jednak praktyka rządzenia bardzo często zmusza polityków do przynajmniej częściowej weryfikacji tego, co obiecali. W efekcie nie ma deklarowanych przez Leszka Millera „gruszek na wierzbie” czy „stu milionów dla każdego” zapowiadanych przez Lecha Wałęsę. Rzeczywistość zmusza ich do pozbycia się wielu socjalnych obietnic, a dzieje się tak, gdyż mechanizmy ekonomii są nieubłagane i niezmienne, niemalże jak prawo ciążenia. Otrzymujemy coś pomiędzy socjalizmem a wolnością, swoisty kompromis, który nikogo nie satysfakcjonuje. Czy jednak taki kompromis to wszystko na co nas stać? Mam nadzieję, że nie, kiedyś dojdziemy do tego, że TINA to szansa, nie zagrożenie.
Źródło danych statystycznych:
Tomasz Teluk: „Między globalizacją a regionalizacją” („Międzynarodowy Przegląd Polityczny”, 10/2004)
www.koliber.org
Stowarzyszenie KoLiber to ogólnopolska organizacja łącząca ludzi o poglądach konserwatywnych oraz wolnorynkowych. Posiadamy ponad 20 oddziałów w miastach całej Polski.
Konserwatyści, liberałowie, libertarianie, wolnościowcy, monarchiści, minarchiści, anarchokapitaliści, antykomuniści. Licealiści, studenci i przedsiębiorcy - młode pokolenie, któremu bliskie są wartości takie jak: ochrona własności, wolność gospodarcza, rozwój samorządności, szacunek dla historii i tradycji oraz silne i bezpieczne państwo.
W naszej działalności dążymy do:
I Realizacji idei wolnego społeczeństwa.
II Całkowitego poddania gospodarki mechanizmom rynkowym.
III Obrony suwerenności państwowej.
IV Stworzenia "silnego państwa minimum" opartego na rządach Prawa.
V Rozwoju samorządności.
VI Poszanowania tradycji i historii.
VII Uznania szczególnej roli Rodziny
Działając w KoLibrze pragniemy zarazem inspirująco i twórczo wykorzystać spędzany wspólnie czas. Pole naszej działalności jest niezwykle szerokie: od tak poważnych przedsięwzięć jak międzynarodowe konferencje, obozy naukowe, panele dyskusyjne poprzez uliczne manifestacje aż po nieformalne spotkania, imprezy integracyjne oraz pikniki.
Różnorodność nurtów sprawia, że są wśród nas ludzie o różnych poglądach. I właśnie to jest naszą siłą. Nie zawsze się zgadzamy, ale to jedyne takie miejsce na polskiej scenie politycznej, gdzie prawica potrafi rozmawiać i wypracowywać kompromisy.
Poszczególne teksty zamieszczane na blogu nie są oficjalnym stanowiskiem Stowarzyszenia.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka