Nie wiem, ile pojawiło się na S24 notek poświęconych podniesieniu płacy minimalnej. 10? 20? 50? Sądzę, że więcej. A ile komentarzy! Wiadomo, Polacy znają się na wszystkim: na zdrowiu, na sporcie a teraz na gospodarce, biznesie i ekonomii. Dobrze, że świadomość zagadnienia się pogłębia ale sęk w tym, że ta świadomość porusza się koleinami wytworzonymi przez Balcerowicza i jego wyznawców.
Podniesienie płacy minimalnej nie daje spać (i słusznie) zawodowcom i amatorom. Pracodawcom i pracobiorcom (co to za durne pojęcia). Politykom i samorządowcom. Wszystkim. Do tego dochodzi powracająca co jakiś czas fobia związana z 500+ ujmowana w formie krytyki nieusprawiedliwionej "redystrybucji" - czyli zwykłego rozdawnictwa nazywanego również rabunkiem.
W tych notkach i komentarzach (a także na innych portalach w dyskusjach o płacy minimalnej) często i gęsto ścieli się trup. Pada argumentacja zawierająca się w nośnych i wzniosłych biznesowo hasłach: "wolny rynek", "konkurencyjność", "zysk" - generalnie rzecz ujmując: "prawa ekonomii". I tak, niektórzy twierdzą, że to wolny rynek (jakaś niewidzialna jego ręka) jest najlepszym regulatorem - również płac (minimalnych). Inni zaś, że wzrost płacy minimalnej ogranicza konkurencyjność firm prowadząc wprost do upadku i bezrobocia. Dalej, niektórzy - z uporem maniaka - pojmują biznes w sposób prostacki, taki że przedsiębiorstwa funkcjonują w jednym celu: mają generować zysk.
Te pojęcia i argumenty mają mieć siłę wodospadu zamykającego gęby tym, którzy widzą coś więcej: człowieka.
Kilka pytań na początek.
1. Co było pierwsze: ekonomia czy człowiek?
2. Czy w Polsce doczekaliśmy się wolnego rynku?
3. Jaki jest podstawowy (pierwotny) cel funkcjonowania przedsiębiorstw (firm, przedsiębiorców)?
Ad1. Odpowiedź jest prosta, to człowiek stworzył ekonomię. A skoro tak, to trzeba mieć świadomość, że człowiek jako istota omylna popełnia błędy. Widać to z resztą - przez lata fundamentalne wydawałoby się i niezmienne prawidła zaczęły ewaluować. To, co wydawało się zasadne 50 lat temu dzisiaj często bywa już nie do przyjęcia. Z różnych powodów. I dlatego "prawa ekonomii" się zmieniają - zmiana jest podstawą rozwoju. Ekonomia - jako że jest wytworem człowieka - powinna służyć ludziom a nie odwrotnie.
Ad2. Odpowiedź zależy od tego, jak definiujemy "wolny rynek". Dla jednych będzie to dostępność i wolność w wyborze jachtu, marki samochodu lub miejsca egzotycznej wycieczki. Ale dla innych, ten "wolny rynek" oferuje jedynie wybór najprostszy: kupić masło czy margarynę? I w której pożyczkodajni ewentualnie wypożyczyć pieniądze na wyprawkę szkolną dla dzieci. Powiem krótko, do dupy z taki wolnym rynkiem. Dopóki konsument nie będzie miał możliwości wyboru produktów i usług - na godnym człowieka poziomie - rynku wolnego nie będzie. Dopóki człowiek nie będzie miał możliwości kupienia szynki bez wody jego wybór jest żaden - może co najwyżej kupić tę nasączoną chemikaliami lub wcale. Gdzie tu wolny rynek? Gdzie wolność kupującego do dokonania transakcji jemu odpowiadającej?
Ad3. Nie dziwię się początkującym "biznesmenom" i "znawcom" zaczytanym w pseudo popularno-naukowe artykuły poświęcone gospodarce. Trzeba trochę soli zjeść, żeby wiedzieć - zrozumieć, o co tak naprawdę chodzi. Trzeba dojrzeć - emocjonalnie również. I wówczas stanie się jasne, że "zysk" nie jest celem. Nie jest i nie może być pierwotnym celem. "Zysk" jest wynikiem dostarczania wartości - zależnym od wielu czynników a nie tylko od kosztów pracy. No i ciekawostka, oprócz kosztów (pracy też) jest jeszcze druga strona medalu: przychody. Ale o tym jakoś nikt nie chce debatować. Dlaczego?
Zasada jest prosta: wymyślić, wytworzyć można wszystko. Tyle tylko, że trzeba to sprzedać. Żeby sprzedać, trzeba mieć nabywców. Żeby oni kupili muszą mieć pieniądze. Zarabiający 100 tys. miesięcznie nie kupi drugiej kostki masła - bo po co? Nie kupi kolejnego samochodu. Bo po co? Nie pojedzie w całoroczny rejs - bo pracować jednak powinien: jak wróci, może się okazać, że nie jest już potrzebny w swoim miejscu pracy. Największy potencjał rozwoju gospodarki jest w tych, którzy najmniej zarabiają. Oni są w stanie dać największy popyt - ale muszą mieć za co!
Jeżeli produkujesz stal to nie dla siebie - bo ile jej sam potrzebujesz. Kupią ją firmy, które produkują pojazdy kolejowe. Te kupią przewoźnicy. Wszystko to wszakże pod jednym warunkiem: że będą pasażerowie. Że będą ludzie, którzy będą mogli pozwolić sobie na podróżowanie. Którzy będą mieli cel w korzystaniu z kolei. Taki schemat dotyczy wszystkich innych produktów i usług.
Na końcu takiego "układu pokarmowego" zawsze jest indywidualny człowiek. Jeżeli nie będzie konsumentów (klientów), których stać na wasze produkty i usługi to zysku mieć nie będziecie. Nawet na papierze. Tu pragnę przypomnieć, że "zysk" jest pojęciem papierowym. Upadło mnóstwo znanych firm, które miały zysk - doskonałe wyniki finansowe :)
Tu dochodzimy to ważnej kwestii: kto płaci wynagrodzenie pracownikom firm? Powiecie, to proste: pracodawca. A ja wam - drodzy przedsiębiorcy - mówię, że się mylicie. Wynagrodzenia waszych pracowników płacą wasi klienci. To takie proste do zrozumienia!
Pracodawcy RP przeprowadzili ankietę, z której wynika co następuje:
A czy polska gospodarka jest gotowa na wzrost przychodów? O to już nikt nie pyta. A to jest klucz do rozwoju.
Bilans ma dwie strony. Czy przedsiębiorstwa obowiązują jakieś limity przychodów? Czy ktoś zabrania produkować i sprzedawać lepiej i więcej? O, jest takie coś, taka bariera. To....popyt. W interesie pracodawców, przedsiębiorców, biznesmenów i menedżerów jest, żeby popyt rósł. A czynnikiem potencjalnego największego wzrostu są ... najmniej zarabiający.
Firmy zbankrutują? Od lat prowadzone badania wskazują jednoznacznie, że główną przyczyną upadłości firm jest niekompetencja właścicieli i/lub zarządzających; wyrażana w różnych formach. Przypomina mi się, że w trakcie studiów doktoranckich (dawno temu) miałem przedmiot - cykl wykładów zatytułowany: "Teoria struktury kapitału". Pamiętam, że prowadzący ten wykład profesor powiedział na wstępie:
Pokażę państwu na przykładzie kilku wzorów, jak:
a) właściciele firm dymają menedżerów
b) menedżerowie dymają właścicieli
c) właściciele i menedżerowie dymają pracowników.
Cóż, może nie użył słowa "dymają" ale jakiegoś odpowiednika.
Do tego dołóżmy słabą administracje państwową: przestępstwa gospodarcze i tzw. oszukańczą sprawozdawczość finansową i ... mamy "wolny rynek", którego niewidzialna ręka zapewnia dobrobyt i pomyślność. Tylko nikt nie chce oficjalnie powiedzieć komu...
Mądrale twierdzą, że PIS prowadzi gospodarkę rabunkową - zabiera jednym, żeby dać innym, tym którym się nie chce. To ja się Was pytam, co Wam dała Platforma Obywatelska w latach 2007-2015? Wolelibyście więcej płacić na pomoc społeczną? Wolicie więcej płacić na ochronę zdrowia ludzi, którzy - nie ze swojej winy - nie byli przez lata i nadal nie są w stanie (finansowo) zadbać o zdrowe życie i odżywianie?
Jestem świadomy, że nie wystarczy dużo wiedzieć, aby być mądrym człowiekiem . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Tu bywam: https://twitter.com/starywrocek
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka