Pisząc 5 maja br. dość zgryźliwą notkę o Marszu Wolności, zobowiązałem się do podzielenia się z Czytelnikami moją oceną owego zdarzenia. Niniejszym podejmuję próbę zadość uczynienia mojemu postanowieniu.
Obserwatorzy tego wydarzenia (ang. event) lokujący się po prawej stronie sceny politycznej jednogłośnie i jednoznacznie ocenili je jako porażkę, wręcz klęskę. Pod każdym względem. A ja przeciwnie, uważam (po głębokim namyśle), że był to jednak sukces. Sukces Platformy Obywatelskiej, PSL-u, .Nowoczesnej i kogo tam jeszcze. No, może „tęczowi” poczuli się odrzuceni, ale jak wiadomo, wszystkim dogodzić nie idzie. Uważam również, że sobotnie Zgromadzenie Ogólne PO i Przyległości okazało się również zaskakująco sporym sukcesem Prawa i Sprawiedliwości a co za tym idzie – również zwolennicy PIS powinni odczuwać jeśli nie radość to na pewno satysfakcję. I nie należy kpić z opozycji. Dziwią mnie drwiny i szyderstwa kierowane zarówno pod adresem organizatorów jak i uczestników Marszu. Jakoś tak dziwnie jest, kiedy bardziej (lub równie) cieszymy się z czegoś, co niby uważamy za cudzą porażkę niż z własnych dokonań i sukcesów. A cieszyć się z cudzych sukcesów – nawet jeżeli per saldo okazują się być naszymi – nie potrafimy. Nieładnie. To trochę tak, jakby krytykować wesele odbywające się na drugim końcu wsi. Wesele, w którym krytykujący nie biorą udziału. Zazdrość?
Postaram się pokrótce uzasadnić, dlaczego uważam sobotnie wydarzenie za sukces wszystkich uczestników gry politycznej i – tej gry – obserwatorów oraz kibiców.
Hasło i cele zgromadzenia
„Marsz Wolności” – tak określili charakter zgromadzenia inicjatorzy sobotniej eskapady. Ja nie jestem w stanie w żaden sposób skrytykować tego nazewnictwa. Nie mam argumentów „przeciw” ale tylko takie, które świadczą o trafności wyboru. W zaproszeniu do uczestnictwa organizatorzy napisali tak:
Marsz Wolności, obok zamanifestowania przywiązania Polek i Polaków do wolności osobistych oraz europejskich wartości, będzie także wyrazem poparcia dla środowisk samorządowych, nauczycielskich oraz prawniczych. Marsz Wolności to zaproszenie dla wszystkich tych, którzy chcą Polski obywatelskiej, przyjaznej, europejskiej i samorządnej.
Czy jest w tym coś złego? Czy jest tu coś, co podważa starania Rządu i Prezydenta RP? No nie ma. Zatem muszę uznać za nasz wspólny sukces tak sformułowaną misję maszerujących. Krytykować rząd i jednocześnie unaoczniać efekty działań rządu potrafią tylko ludzie o szerokich horyzontach. To sukces mieć taką Opozycję.
Dodać tylko muszę, że – być może niechcący – nazwa marszu nawiązała w jakiś sposób do faktu, że uczestniczyli w nim również ludzie niezasłużenie pozostający na wolności. W każdym bądź razie, radość i poparcie dla osobistej wolności ze strony niektórych maszerujących wydaje mi się nader zasadne. Jak by nie patrzeć, wszyscy (od prawej do lewej) mogli stwierdzić, że w marszu brali udział ludzie nieuwięzieni czyli wolni. Zatem był to Marsz Wolności – lub „Marsz Na Wolności”, jak twierdzą złośliwi.
Starałem się śledzić wystąpienia mówców. Szczególnie byłem zainteresowany, czy z ust pana Przewodniczącego Grzegorza Schetyny padną magiczne słowa o „nowym otwarciu”. I chyba nie padły, ale mogę się mylić, gdyż wraża TVPInfo nie nadawała ciurkiem przemówień. A TVN24 nie posiadam. Nawiasem pisząc, w mojej ocenie pan Grzegorz Schetyna absolutnie nie ma obaw związanych z potencjalnym powrotem do polityki krajowej jego mentora – Donalda Tuska. Ba, uważam nawet, że powrót ten byłby na rękę panu Schetynie. Ale to temat na odrębną notkę.
Wracając do przemówień, dotarło do mnie, że według pana Schetyny, Marsz Wolności był (jest? będzie?) marszem po władzę, czyli po odsunięcie PIS od koryta. Dotarło też do mnie, że pan Schetyna sposób na pozbycie się PIS widzi we wspólnych listach wyborczych całej totalnej (totalitarnej?) opozycji. No i już PIS powinien się cieszyć. Bo dla PIS taka propozycja składana w obozie opozycji to nie tyle woda na młyn PIS-u, ile piach w tryby opozycji.
Pan Grzegorz Schetyna powiedział też (jak donoszą media) coś takiego:
Jeżeli zbudujemy skuteczną opozycję, to wygramy wybory samorządowe, wygramy wybory europejskie, wygramy parlamentarne i wygramy prezydenckie w 2020 roku, obiecujemy to …
„Jeżeli zbudujemy…” – ciekawe sformułowanie. Nie widzę w tym przesadnego optymizmu i woli.
Niestety pan Schetyna nie powiedział, co będzie po wygraniu wyborów. Jednych, drugich, trzecich i czwartych. No, chyba że jedynym celem PO jest (będzie) anihilacja i likwidacja PIS, który jednak powinien się cieszyć, że opozycja jedyne co ma do zaproponowania to zwycięstwo w wyborach. Jakie by one nie były.
Ponadto, nie to, że się czepiam, ale ciśnie mi się na usta pytanie: jesteście państwo z PO już półtora roku w opozycji i jeszcze nie udało się wam zbudować „skutecznej opozycji”? Coś kiepsko Wam idzie i bardzo powoli. Cóż, wybraliście „totalność” a nie „skuteczność”. Jednakowoż rozumiem, byłoby Wam łatwiej gdyby nie te wizje, koncepcje, programy… które trzeba przemyśleć i przygotować. Współczuję.
Ale, ale, w wystąpieniu pana Schetyny znalazł się również taki passus:
I nie jest prawdą to, że nie mamy programu. Nieprawdą jest to, że nie wiemy, co chcemy zrobić. Wiemy, jak zatrzymać rząd PiS. Wiemy, jak zatrzymać zły rząd i będziemy to robić…
Chciałoby się dodać: …. o ile zbudujecie „skuteczną opozycję”. I znów powód do radości zwolenników PIS. Pan Schetyna jedyny cel jaki stawia, to odsunięcie PIS od władzy. A co w zamian? I tu sukcesem opozycji jest to, że do następnych wyborów parlamentarnych jakieś 2 i pół roku. Może coś wymyślą. Może się uda. Mają czas. Nie wspominam o wyborach lokalnych, bo tu inne zasady i reguły obowiązują. Trudno bowiem iść do wyborów np. na Wójta gminy … pod hasłem odsunięcia PIS od władzy. Chyba, że w wielkiej desperacji…
Pamiętają Państwo takie sformułowanie: „gra się tak, jak przeciwnik pozwala…?”. I w takiej właśnie sytuacji znajduje się aktualnie PO. No czyż nie jest to sukces PIS?
Frekwencja i wydźwięk ogólny
Politycy ale i zwykli ludzie spierają się o frekwencję. Niepotrzebnie i niezasadnie. Nie ma bowiem proszę Państwa żadnego znaczenia, czy w Marszu uczestniczyło 9, 12 czy 15 tysięcy. Nawet kwota 90 tysięcy czasowych uchodźców z macierzy nie czyni różnicy. Dokonałem prostego obliczenia: przyjąłem za dobrą monetę liczbę uczestników podawaną przez organizatorów tj. 90 tys. Przyjąłem, że Polska liczy circa 38 mln mieszkańców. Proste działanie przedmaturalne wskazuje, że w Marszu uczestniczyło 0,2368421052631579% populacji Polski. Wiem, wiem, nie wszyscy głosują i mogą głosować. Mam jednakowoż przypuszczenia graniczące z pewnością, że do Warszawy („w związku z Marszem”) przyjechało więcej osób niż realnie uczestniczyło w Marszu. Znam położenie placu Bankowego i wiem, że do Arkadii … rzut beretem. Kto by nie skorzystał z okazji?
Sukcesem rządzących jest to, że dla PO maszerował ułamek procenta (niech to będzie nawet 2%) ogólnego elektoratu, co w procedurze wyborczej nie daje przesadnie wielkich szans na zwycięstwo, czyli „zatrzymanie złego rządu”.
Zaś sukcesem PO i pozostałej części totalnej opozycji jest to, że nie wszyscy poszli na zakupy. Byłoby głupio. Dobrze, że ten marsz zorganizowano w Warszawie. Mieszkańcy Stolicy (potencjalnie najbardziej liczni uczestnicy marszu) mogli bowiem odłożyć zakupy na inny czas i zastępować … „nieobecnych”.
Za sukces Marszu uważam również odśpiewanie uroczej piosenki na melodię „Katiuszy”. Cieszy mnie, że uczestnicy pochodzący z różnych miejsc „tenkraju” znaleźli (przypomnieli sobie) wspólny język. Co by nie mówić: parę ładnych lat minęło a pamięć pozostała. To świadczy o braku demencji u przybyłych. O zdrowym społeczeństwie. Jedyne co mógłbym zasugerować pomysłodawcom na przyszłość to to, że mimo wszystko melodia „Wlazł kotek na płotek…” jest jednak jeszcze bardziej znana i wówczas mogłyby dołączyć wnuki. A tak sempiterna blada: stały i nie rozumiały o co dziadkom chodzi.
Sukcesem organizatorów marszu był również występ opozycyjnej kapeli o nazwie „Big Cyc”. Organizatorzy mają powody do radości, że ktoś tak skutecznie zachęcił do szybkiego i bezpiecznego rozejścia się uczestników Marszu. Prawa Strona sceny politycznej może zaś się radować, że zamiast Wielkiego Cyca, miasto stołeczne zostało narażone ledwie na mały sutek.
O właśnie, bezpiecznego. Czy ktoś został „spałowany”? Czy ktoś został zatrzymany? Czy ktoś zapoznał się z zapachem gazu z policyjnych przyrządów? No nikt, czyli … tak, tak. Mamy sukces. Kolejny. Sukces ponad podziałami, sukces, który akceptują wszyscy. No, prawie wszyscy…
Podsumowanie
Ci z Państwa, którzy śledzą moje opinie zamieszczane w tutejszym Muzeum Tortur Intelektualnych bądź dawniej i nadal w Salon24 wiedzą, że mam dość osobistych powodów, aby złorzeczyć na PIS. Mimo, że nie piastowałem żadnego politycznego i znaczącego stanowiska stałem się ofiarą czystek przeprowadzonych przez najemników PIS po zmianie rządu. Uważam, i z przykrością o tym informuję, że w Prawie i Sprawiedliwości (i w otoczeniu) jest wielu idiotów. Przy czym słowo „idiota” nie odnosi się do formalnych kwalifikacji polityków i najemników PIS ale do faktu, że po zdobyciu władzy i rządów uznali, iż wiedzą wszystko – czyli więcej niż inni, znają się na wszystkim i wszystko potrafią. Nie muszę wskazywać konkretnych przypadków – same się zdołały ujawnić. Jednak nad moją osobistą zadrą jestem w stanie przejść do porządku, o ile nie zostanie zmarnowana szansa, którą dali Polsce wyborcy w ostatnich wyborach prezydenckich i parlamentarnych.
Cieszy mnie każdy sukces rządu pani Premier Beaty Szydło. Cieszy mnie aktywność pana Prezydenta Andrzeja Dudy. Ale też cieszą mnie realizowane, wskazywane i podkreślane przez PO i całą totalitarną opozycję ich „sukcesy”, które de facto służą polityce prowadzonej przez Prawo i Sprawiedliwość. Niemniej nie należy liczyć na to, że kolejne „iventy” PO i opozycji będą równie skutecznie sprzyjać naprawie Rzeczposp0litej.
Cały czas niepokoi mnie jedynie pewna (denerwująca czasami) nieumiejętność PIS polegająca na braku odpowiedniego dyskontowania swoich i ogłaszanych przez PO „sukcesów i osiągnięć”. Ale to już chyba wszyscy (poza PIS) wiedzą.
Reasumując: uważam warszawski Marsz Wolności za sukces zarówno PO (opozycji) jak i Prawa i Sprawiedliwości. I zachęcam PrawoStronnych do takiego właśnie spojrzenia na wydarzenia z soboty, 6 maja 2017 roku.
Nie odbierajmy opozycji prawa do satysfakcji. W końcu tyle się narobili…
Notka pierwotnie opublikowana w Muzeum Tortur Intelektualnych
Jestem świadomy, że nie wystarczy dużo wiedzieć, aby być mądrym człowiekiem . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Tu bywam: https://twitter.com/starywrocek
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka