Dzisiaj nic o polityce, tylko o życiu i o historii ...
Tak się złożyło, że niedawno musiałem odbyć daleką podróż w sprawie ostatecznej. Daleką - jakieś 500 km od Wrocławia - bo niedaleko dawnej tzw. "ruskiej" granicy - stamtąd pochodziła moja Mama. Najpierw pociągiem do Warszawy, potem kolejnym pociągiem dalej na wschód. Dawniej następnie wsiadłbym w autobus a potem musiałbym iść kilka kilometrów. Teraz Kuzyn "zgarnął" mnie z dworca kolejowego w mieście powiatowym.
Jeździłem tam do Dziadków (ze strony Mamy) przez całą szkołę podstawową - na kilka tygodni. W szkole średniej, po 2 klasie Technikum już rzadziej, bo wybierałem wyjazdy na tzw. OHP. W okresie studiów znowu jeździłem tam na prawie miesiąc - na żniwa.
Ostatnio byłem tam na dłużej w roku 1984 a faktycznie ostatni raz byłem tam - jak ustaliliśmy z Kuzynem - w roku 1989 (też w związku z pogrzebem) ale to była wizyta ledwie 2 dniowa. Teraz spędziłem tam prawie 6 dni i miałem dość czasu i okazji przypomnieć sobie Polskę "B" sprzed trzydziestu paru lat. A nie jest to łatwe bo zmiany są przeogromne.
Jedna uwaga: nie podaję nazw miejscowości - nie ma takiej potrzeby.
W tamtym rejonie Polski zasadniczo nie ma klasycznych wsi - zabudowań skupionych przy drodze. Są tam gospodarstwa oddalone od siebie miejscami nawet o kilkaset metrów - takie siedliska. Jest jedna klasyczna, centralna (gminna wieś), której początki sięgają XV wieku. Wieś centralna - mająca onegdaj prawa miejskie - bowiem w niej znajduje się kościół parafialny dla otaczających wsi i kolonii wiejskich.
Kiedyś przy tej (dawniej kocimi łbami wybrukowanej) drodze zamiast samochodów stały furmanki zaprzężone w 1 lub 2 konie. Doskonale to pamiętam. Po prawej stronie, mniej więcej w połowie drogi do kościoła, stał i stoi nadal niepozorny, parterowy budynek - niewidoczny na zdjęciu. Dzisiaj pełni inną funkcję niż 40 (i więcej) lat temu. Kiedyś to była karczma, a nawet - nie bójmy się tego słowa - knajpa. Po mszy św. babcie, matki, żony i dzieci szły na lody sprzedawane na skwerku (tu, gdzie po lewej stronie stoją samochody) zaś gospodarze - dziadkowie i ojcowe i dorośli synowie - udawali się do owej karczmy. Siedzieli tam tak długo, aż nie otrzymali nakazu powrotu od swoich kobiet i dzieci. Niektórzy spożywali tam (wiadomo co) nawet dłużej a rodzinę zabierali sąsiedzi. Podobno raz zdarzyło się, że do knajpy wtargnął zdenerwowany koń, który miał już dosyć czekania na gospodarza.
Przyznam się, że w owym czasie może ze dwa razy zajrzałem do tej knajpy - tak tam było gęsto od dymu machorki i oparów C2H5OH.
Z tym kościołem mam zabawne wspomnienie.
Kiedyś (w 1983 lub 1984 roku), podczas niedzielnej mszy św. nieżyjący już proboszcz podczas ogłoszeń parafialnych (duszpasterskich) wygłosił taką oto przemowę - nie powinno być dla Państwa zaskoczeniem, dlaczego ją zapamiętałem :)):
"Moi drodzy, mam przykrą wiadomość. W tygodniu przyjechała tutaj na rowerze pewna dziewczynka.Zostawiła swój rower pod kościołem i ktoś jej ten rower ukradł. Jestem pewny, że zrobił to ktoś stąd. Przecież nie przyjechał tutaj nikt z Wrocławia i nie ukradł jej tego roweru. Oddajcie go..."
Pół kościoła się na mnie obejrzało ... Tu wszyscy się znają, wiedzą kto do kogo przyjechał ...
Proboszcz chciał podkreślić, że to nikt obcy i trafiło na mnie ... :))
Pamiętam cmentarz parafialny, dawniej bardzo zaniedbany. Trudno było przejść między mogiłami. Dzisiaj to inne miejsce. znacząco powiększone i uporządkowane. Na zdjęciu poniżej grób mojego pradziadka ..
Muszę dodać, że na tym cmentarzu spoczywa też jedna z żon jednego z najbardziej znanych i popularnych pisarzy. Dla ułatwienia dodam, że Henryka. :)
Kasztany, pamiętam kasztany: dzisiaj wyglądają tak:
Za nimi i pomiędzy nimi znajdowało się wejście do domu Dziadków - tu urodziła się moja Mama. Była to drewniana chałupa - pamiętam skrzypienie zamykanych drzwi i dźwięk nastawianego ciężarkami zegara. Za domem był sad i ... papierówki. Kto z Państwa pamięta papierówki?
Pamiętam smak kompotów i herbatek na krystalicznej wodzie pobieranej ze studni. Pamiętam też słowa Babci: "wnusiu, przylać ci?". Co znaczyło: "chcesz jeszcze kompotu?" :))))) - ale kiedy pierwszy raz to usłyszałem to się poryczałem ze strachu jako mały brzdąc - bo nie rozumiałem, dlaczego mam oberwać. Inną, bardziej przyjazną wersją "przylać ci?" było ... "dobawić ci, wnusiu?"
Domu już tu nie ma, został przeniesiony.
Żeby "miastowi" nie mieli wątpliwości: to są (będą) ziemniaki (w poznańskim pyry a gdzie indziej kartofle). Kiedy miałem ~naście lat, było tu zboże i pastwisko, ganiałem - palowałem i przepalowywałem krowy. Był tu również (tam gdzie słupy) ogród i kawałek łąki - dziadek złościł się na mnie, że nie potrafił mnie w ciągu 30 minut nauczyć posługiwania się kosą: "
z ciebie nic już nie będzie, jesteś niezdatny...".
Do kosy, rzecz jasna ... z krowami dawałem radę. Z koniem też ...
Dzisiaj jeden z Kuzynów sadzi tu ziemniaki. A w oddali las, do którego biegaliśmy na grzyby i po rozpałkę do pieców.
A to droga, którą - jeszcze przed II wojną moja Mama chodziła do szkoły ... Nie miała daleko, około kilometra:
No i sama szkoła. Dla mnie ważna, bo chodziła tu moja Mama no i dlatego, że budował ją (wraz z innymi gospodarzami) Jej Ojciec a mój Dziadek - oczywiście jeszcze przed II wojną światową. Niezmiennie utrzymywana w dobrym stanie a co najważniejsze: dzieciaki są zadowolone. Wiem, bo pytałem ...
I rzecz charakterystyczna, kiedy przechodziłem obok szkoły a dzieci akurat miały koniec lekcji to idąc lub jadąc na rowerach wołały do mnie, do nieznajomego: "dzień dobry". Takie tu są zwyczaje ... tu wszyscy się pozdrawiają ...
Kiedy przyjeżdżałem tu w moich czasach studenckich ta droga była drogą szutrową. "Popylałem" po niej ciągnikiem marki ZETOR - oczywiście bez uprawnień. Kuzyn wysyłał mnie "w delegacje" :))
To Polska, tu jest miejsce dla Boga, dla Wiary, dla Tradycji: dla przydrożnych kapliczek.
Przy wielu zjazdach do zabudowań gospodarczych są Krzyże.
Wieczorami, przy zachodzącym słońcu i widocznym już księżycu szczególnie widać piękno polskiej ziemi:
Dla wyjaśnienia "miastowym": tak rośnie pszenica. Oby brak opadów nie zaszkodził uprawom ...
Zwrócili Państwo uwagę, że nie zamieściłem żadnych zdjęć domów i zabudowań gospodarczych? Celowo, nie chcę wzbudzać w Czytelnikach zazdrości. Tak, drewniane chałupy jeszcze są ale te tereny zmieniły się ogromnie. Dzięki ciężkiej i mozolnej pracy rolników i ich rodzin. Hotel we wsi? Kiedyś nie do pomyślenia a teraz bardzo proszę ...
Z tamtym rejonem Polski wiążą mnie również bardzo, ale to bardzo osobiste wspomnienia - serce i krew nie woda. Oczywiście z czasów studenckich. Niestety nie mogę uchylić rąbka tajemnicy bo moje Kuzynki i Kuzyni (i ich dzieci) zapewne przeczytają to wspomnienie a potem cała Rodzina i gmina będzie plotkować :))
Dość mają tematów ...
No i pies. Niby zwykły pies a jednak niezwykły. Ma dwa lata i - jak twierdzi właściciel (Kuzyn, mąż Kuzynki) - szczeknął w swoim psim życiu nie więcej niż 2 razy. To niesłychanie spokojny pies. Gania gdzie chce i kiedy chce , ale na "na myśl" mu nie przyjdzie, żeby uciec. Dobrze mu ... bo to dobrzy ludzie tu są ...
Na koniec ...
Rozmawiałem z rolnikami ... Bez wchodzenia w szczegóły mogę napisać, że w czasie najbliższych wyborów parlamentarnych PIS nie będzie miało już tak lekko jak do tej pory. Nie piszę jednak o tym, bo nie chcę wplatać polityki do spraw najważniejszych.
Jestem świadomy, że nie wystarczy dużo wiedzieć, aby być mądrym człowiekiem . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Tu bywam: https://twitter.com/starywrocek
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości