Są kolejne rewelacje w sprawie prośby o ułaskawienie Marka Falenty. Miał on nagrywać rozmowy wszystkich, którzy by w jakiś sposób decydowali o jego interesach. Kiedy się na taśmach pojawiły wynurzenia polityków, postanowił nimi zainteresować przeciwników rządu, który mu bruździł w imporcie rosyjskiego węgla.
Oferty przedstawiał osobiście i to najwyższym eksponentom ówczesnej opozycji. Wedle Gazety Wyborczej nagrał też przezornie swoje z nimi rozmowy. I teraz — jeżeli oczywiście takie prowadził — może dysponować nagraniami negocjacji z politykami bardzo wysoko obecnie postawionymi we władzach. Grozi ujawnieniem tych właśnie materiałów
Ale nie da się ułaskawić kogoś, kto w tej sprawie publicznie stawia ultimatum prezydentowi. Szantaż również, aby był skuteczny, musi pozostać w tajemnicy. Jak się jednak ujawni wszystkie okoliczności przestępstwa, można zostać świadkiem koronnym i nie odpowiadać za popełnione czyny. Można również mieć nadzieję na złagodzenie wyroku w procesie kasacyjnym.
Okoliczności powstania tak zwanych taśm prawdy nie są zostały rozpoznane w procesie pana Falenty. Od dawna też wiadomo, że kiedy konkurenci są uwikłani w mniej lub bardziej poważne spory ze swoim środowiskiem i podejrzenia o postępowanie niegodne, ktoś stojący z boku ma znacznie lepszą pozycję, nawet jak tylko symuluje posiadanie wiedzy niewygodnej dla współzawodników. Może w tym się kryje rozwiązanie zawiłości, które występują w doniesieniach o postępowaniu rzeczonego biznesmena?
Tylko powaga państwa. Przecież podobno nie jest teoretyczne.
A jak ma z tego wybrnąć wyborca?
Nie chce mi się zmyślać, nic więc nie napiszę, bo w rzeczywistości jestem antypatycznym typem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka