Antysemityzm wyrasta przede wszystkim z religijnych korzeni. Żydzi przecież skazali Jezusa na śmierć. Wprawdzie zrobili to przodkowie współczesnych wyznawców Mojżesza, w dodatku przed dwoma tysiącami lat, ale tego już nikt nie bierze pod uwagę. Podobnie zresztą jak faktu, że sędziowie nie są złodziejami a Niemcy organicznymi agresorami. I to pomimo że ktoś tam z sędziów kiedyś ukradł wiertarkę lub nawet jej część a siedemdziesiąt lat temu Niemcy i w ogóle sąsiedzi dokonali zbiorowej napaści na Polskę, dopuszczając się potem masowych zbrodni na Polakach.
Żydzi byli jedynymi w zasadzie pośrednikami w przedrozbiorowej Rzeczypospolitej. Mieli monopol w tym względzie, bo szlachta pod rygorem utraty klejnotu nie mogła się parać kupiectwem. Chłopstwo zaś było przywiązane do ziemi, nie miało więc wielkich możliwości podróżowania z towarem. Rozbiory niewiele w tym względzie zmieniły.
Dopiero pod koniec dziewiętnastego wieku uwłaszczono wprawdzie chłopów inicjując tym samym wzrost miast. Nowe jednak drobnomieszczaństwo nie miało wielkich możliwości w konkurencji z zasiedziałymi tam gminami żydowskimi, przystosowanymi do obrony przed przeciwnościami, nastręczanymi im przez chrześcijan. Pośredników też do dziś się na wsi nienawidzi jako wyzyskiwaczy, którzy tanio nabyty towar sprzedają po bajońskich cenach.
Dobrozmienny porządek świata, w którym kmieć orze rolę a pan (teraz dobry) i pleban mu łaskawie patronują, wymaga jednak istnienia klasy wolnej od zakazu parania się handlem. Ta zaś, może z braku u nas Żydów, kiepsko sobie radzi w nowej sytuacji i to nawet kiedy pomaga jej władza, na przykład zakazując konkurentom niedzielnej działalności. Po poczynaniach prawodawców widać zresztą, że słabo są zorientowani w zawiłościach nie tylko ekonomii, ale i polityki.
Dlatego wybuchy parafialnego antysemityzmu, jawiące się obsesyjnym tłuczeniem kukły Judasza przez gawiedź — także dzieci — należy może odczytywać, jako podświadomy wyraz dezaprobaty dla dobrej zmiany. Wszak skazuje ona suwerena na wyzysk ze strony sklepikarzy. Przecież zakaz handlu w niedzielę powoduje wtedy konieczność zakupu chociażby trunku po cenach dyktowanych w jedynie prawdziwych sklepach. Tylko one są otwarte nawet w pierwszym dniu Świąt Wielkanocnych, dzięki podpisaniu słusznego porozumienia.
A świat znowu niesprawiedliwie wydziwia nad dobrozmieńcami, za których zaczyna uważać wszystkich Polaków. Ci bowiem nie tyle są antysemitami, co może nie godzą się na ideologiczny monopol.
Nie chce mi się zmyślać, nic więc nie napiszę, bo w rzeczywistości jestem antypatycznym typem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości