„Dzięki bożej łasce mamy w naszym kraju trzy cenne rzeczy: wolność słowa, wolność sumienia i roztropność, aby żadnego nie praktykować” [Mark Twain].
Zawsze jest uznany pogląd, moda, która wie swoje i sprzeciwianie się jej sprowadza na zuchwalca falę krytyki. Dzięki temu, jeżeli istnieją przeciwstawne mity, publicyści jednej strony nie mieszają się z tymi z drugiej, bo w swoim środowisku stracą twarz a w nowym jej nie odzyskają.
U nas rzecz wygląda na szczególnie silnie zakorzenioną. Z jednej bowiem strony można być uznanym za lewaka, komunistę, Żyda, masona, cyklistę lub zgoła gorszy sort, obnoszący zdradziecką mordę, z drugiej obskuranta, dewota, homo sovieticus, ogólnie oszołoma.
Frustracje symetrystów są najlepszym dowodem, że bardzo trudno u nas o wprowadzenie do politycznego sporu jakiegoś wątka ponad ten, który już podzielił scenę polityczną. Do zagospodarowania pozostają tylko skrajne jej elementy, nacjonaliści, komuniści, czyli zwolennicy politycznego panoptikum.
Dlatego dobra zmiana sięgnęła do rozdawnictwa, bez najmniejszej żenady dodając do poprzednich kolejne tzw. sztywne wydatki budżetowe. Jak tego dowodzi trwałość chińskiego cesarstwa, którego zasady Mongołowie przenieśli do Rosji, troska o jutro państwa stanowi zbędny balast dla decydentów. Zawsze się przecież można odwołać do mitu i zachować władzę. Trzeba ją tylko pierwej ugruntować, na przykład kupując poparcie.
Aliści tu właśnie zasada trwałości praw nabytych, ogłoszona przez Grzegorza Schetynę pokazuje jak może być ona przewrotna. Z własnego wkładu do środków unijnych, warunkujących ich wykorzystanie, ucieknie kilkadziesiąt miliardów rocznie. To oznacza konieczność albo rezygnacji z brukselskiej hojności, albo zachęcenie prywatnych inwestorów do inwestowania.
Rzecz się zatem obraca przeciwko samemu PiS-owi, niezależnie od tego czy wygra, czy przegra wybory. Dokładnie przeciwko jego zasadom. Państwo bowiem pod rygorem utraty unijnych subwencji będzie napełniało kabzę prywaciarzy albo zagranicznych kapitalistów. Nie mając bowiem publicznych środków na konieczne uzupełnienie dotacji, będzie musiało szukać inwestorów prywatnych.
A opinia publiczna, także ta kształtowana na sposób mandżurski czy tobolski kompletnie zwariuje i przestanie wierzyć mitom. Pęknie więc autocenzura i wreszcie uwolnią się media. Bo nie ma takiego zła, które by się nie obróciło w dobro, a rozsądek chodzi własnymi drogami.
Nie chce mi się zmyślać, nic więc nie napiszę, bo w rzeczywistości jestem antypatycznym typem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka