Internet i polityka. Francuscy bojownicy o tańsze paliwo nie mają organizacji, struktur, władz, programu. Mają tylko łatwość komunikowania się i wsparcie prawicowych i lewicowych radykałów oraz może zagraniczne inspiracje. Prowadzi to do niemożności uzgodnienia z nimi jakichkolwiek stanowisk, odnalezienia wspólnych wartości, z których by mogła wypłynąć argumentacja prowadząca do rozwiązania problemu. Jest tylko czysta furia, każąca palić samochody stojące na ulicy, mimo obiecanego odejścia zastrachanego rządu od narzucania koniecznych jego zdaniem podatków, co wywołało protesty.
Kamizelkowcy francuscy nie mają wodza, nie mają ideologii, nie mają nic, co by ich mogło inspirować, nie mogą więc zakończyć awantur, bo nie ma nikogo, kto by ukazał tłumowi nawet symboliczne, pohańbione truchło wroga, jako sygnał rozejścia się do domów. Lumpiarstwo ośmieliło się tam samo i nie może przestać świętować swojej radości. Teraz tylko czekać, aż się z chaosu wyłoni jakaś nowa Deklaracja praw człowieka i obywatela, która oficjalnie pozwoli rozzłoszczonemu suwerenowi palić samochody gorszego sortu. Ale nie tego najgorszego, trzyma bowiem swoje pojazdy w garażach.
Wydaje się wobec tego, że skanalizowanie frustracji naszych roszczeniowców przez wodza, który nie tylko niektórych nagrodził programem 500+, ale wszystkim z nich dał teorię zamachu smoleńskiego jako powód do nienawiści dla elementu animalnego i zdradzieckich mord uratowało pojazdy stojące na osiedlowych parkingach w Polsce. Fatalnie się zatem zapowiadają skutki rezygnacji z miesięcznic i dalszego promowania pękających parówek na rzecz równie nieprawdopodobnych podatkowych przekrętów, z których suweren rozumie tylko tyle, że Prezes ma teraz za złe ludowi, iż ustrzegł przed fiskusem jakąś część swoich pensji.
Kiedy więc się u nas bardziej tradycyjnie narodzi jakaś polska Karta praw, okaże się, że zarobki obywatela należą do niego, a nie do fiskusa. Z tego by wynikało, że 500+ nie jest żadną łaską, a zwyczajnym zwrotem części pieniędzy zabranych suwerenowi. Może też wtedy w Polsce budżet zacznie się zasilać ze sprzedaży wspólnych dóbr, na przykład powietrza, wody, przestrzeni, oddawanych teraz producentom darmo albo za psi pieniądz. Wtedy też znikną zaćmiewające horyzont kominy, smog, ścieki w wodach, odpady na hałdach. Bardziej bowiem się będzie opłacało sprzątać po sobie, zamiast płacić za emisje.
Co Francuz wymyśli, to Polak polubi, pisał kiedyś wieszcz, najwyraźniej zapominając o widelcach, wedle naszych oficjeli wymyślonych nad Wisłą. W końcu spontaniczny protest, organizowany przez Internet też podobno wynaleźli Polacy przy okazji zwalczania uregulowań znanych pod nazwą Acta. Tak więc czy owak coraz trudniej zaprzeczyć twierdzeniu, że postęp zmierza wielce krętymi ścieżkami.
Nie chce mi się zmyślać, nic więc nie napiszę, bo w rzeczywistości jestem antypatycznym typem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo