Prawdziwą historię Polski trzeba opowiadać naszym językiem [Mateusz Morawiecki].
Ów kod ma swoistą właściwość, przekształca się wedle tej samej reguły, która stworzyła język. Więcej, ten proces może się powtarzać wielokrotnie. Każdy następny etap może być uproszczony, kiedy zachowuje tylko wybrane elementy poprzednika. Razem tworzy to strukturę, określającą rozwój sposobu myślenia tych, których reprezentuje i z których wyrósł.
Kolejne etapy modyfikowania pierwotnej mowy mogą tworzyć żargony. Powstaje wówczas język subkultur, istniejących w społeczności, porozumiewającej się tym samym językiem. Staje się on wtedy ich wyróżnikiem.
Specjalnym efektem rzeczonego procesu są informacje kodowane przez koniunkturalne społeczności. Posługują się słowami-kluczami, także rytualnymi wyzwiskami. U nas na przykład odrazę do mediów demonstrują wprowadzając literkę "n" do środka wyrazu. Powstaje w ten sposób zupełnie nowa jakość. Widać to także w sposobie pisania. Prawdziwi Polacy wstręt do Platformy prezentują wielkimi literami sylaby “po”, pisanymi niezależnie od kontekstu przekazywanych słów.
I tu dochodzimy do sedna. Jeżeli nawet mamy uroczystą wypowiedź wyraziciela określonej subkultury, to trudno jej przypisać tradycyjnie rozumianą treść. W powszechnym rozumieniu oznacza ona raczej to, co wynika z jego mowy stosowanej codziennie. W końcu nietrudno zauważyć, że ktoś wypowiadający się niekonwencjonalnie stosuje jakiś specjalny kod.
Kiedy więc na dodatek wiadomo, że historia Polski, opowiadana “naszym językiem” przedstawia na przykład NSZZ “Solidarność” wedle potrzeb antywałęsowskiej propagandy, to stawia pod znakiem zapytania wszystko, co będzie w tym “języku” powiedziane.
Bo kij ma dwa końce. Niestety. Szczególnie zaś silnie uderza w wiarygodność.
Komentarze
Pokaż komentarze (53)