Przyznali stypendia demograficzne. Nie, nie po tysiąc złotych, jak obiecywali wcześniej, ale po pięćset. Ktoś im podpowiedział, że trzeba to jakoś ładnie nazwać, w związku z tym w przestrzeni medialnej pojawiła się mało wyszukana nazwa 500+.
Ani brzmi, ani wygląda, ale od razu spowodowała wybuch emocji. Najpierw euforię u szafarzy publicznych pieniędzy. Poprzednicy ich zdaniem nie obciążali daninami cwaniaków (co to skądś swoje majątki musieli mieć) a oni podatki rozdali ludziom. Wzbudzili tym zawistne pochwały lewic konkurencyjnych, które się w swoich najlepszych chwilach nie odważyły na tak daleko idącą ingerencję w finanse państwa.
Wiadomo przecież, że kiedy gospodarka jest na dorobku, trzeba zrobić wszystko, aby się szybko wzmocniła. Wtedy również skorzystają najbiedniejsi, chociaż nimi dalej pozostaną. Biedak w Niemczech lub Szwecji ma się przecież znacznie lepiej od swego odpowiednika w Rumunii.
Kiedy się pieniądze sukcesywnie rozdaje, kończą się z czasem. Przebiega to dużo szybciej, kiedy się podcina nogi gospodarce poprzez nacjonalizację, blokowanie lub straszenie kapitału zagranicznego, zamykanie granic i prześladowanie “cwaniaków”. Wtedy też beneficjanci szczodrości szafarzy najsilniej dostają w kość.
Jak się kończą darowane pieniądze? Bardzo prosto. Tracą wartość. GUS właśnie ogłosił, że w tym roku straciły 2% tego, co znaczyły jeszcze w styczniu. Towary są droższe o 2,1% (alkohole i tytoń tylko o 1,8%) usługi również o 1,8%, ale użytkowanie mieszkania już o 2,4%. A jeszcze kwartał przed nami i wybory tudzież kolejne obietnice.
To oczywiście daleko do utraty całego stypendium, ale pieniądze są potrzebne na znacznie ważniejsze sprawy. Podniesiono więc płacę minimalną (wszak zapłacą “cwaniacy”) a bez zmian pozostawiono progi, od których się należą pięćsetzłotowe dodatki. Wynik? Sześćset pięćdziesiąt tysięcy dzieci traci całe 500 złotych. Od razu.
I wmawia się rodzicom, że progi nie mają wpływu na nową sytuację materialną, w której się z dnia na dzień znalazły ich dzieci. Tak właśnie wygląda darowany grosz. Bo darmowe obiadki są tylko w pułapkach na myszy. Niestety.
Aliści nie w tym rzecz. PiS ma binarną tożsamość. Nasz więc ma, obcy nie ma. Ten, kto może nie mieć, nie może być swój. Czyli beneficjanci stypendiów są… właśnie.
Nie chce mi się zmyślać, nic więc nie napiszę, bo w rzeczywistości jestem antypatycznym typem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo