Po przegranej Lecha Wałęsy z Aleksandrem Kwaśniewskim płakały panie Olejnik i Kublik, najbardziej wtedy wzięte dziennikarki. Wcześnie jednak nie pozostawiały na przegranym suchej nitki, krytykując jego oczywiste zresztą błędy, gafy, nieporadność. Stanisław Tym miał we “Wprost” cotygodniowy felieton, w którym natrząsał się z Wałęsy. Tekst był ozdobiony zdjęciem autora, znacząco sięgającego prawą ręką do lewego ucha. Potem pan Stanisław rozdzierał szaty nad sukcesem postkomuny.
Teraz krytyce mediów jest poddawana opozycja, bo nie potrafi się zjednoczyć przeciwko PiS-owi, którego rządy są zgodnie uznawane za nieszczęście, jakie spotkało Polskę, rujnując i zgoła odwracając jej wizerunek nowoczesnego bastionu Zachodu na Wschodzie. Rywalizacja między PO i Nowoczesną, walki wewnątrzpartyjne między liderami i ich konkurentami do przewodzenia partią, dogmatyzm partii “Razem”, oportunizm eseldowców i ich flirt z PiS-em, infantylizm osieroconych przez SLD pań, uważających się za feministki daje do tego mnóstwo okazji.
W tej sytuacji nie dziwi popularność KOD-u, bardzo później obniżona przez finansową aferę i wewnętrzne kłótnie. Dostrzegano w nim ruch obywatelski, który miał zastąpić niewydolne politycznie partie, tworząc nową reprezentację społeczeństwa. Niestety, zogniskował on wszystkie wady amatorszczyzny, padając w końcu ofiarą finansowych zarzutów. Uderzyło to też w wizerunek ruchu kobiet, których czarny protest stanął w cieniu KOD-owskich kłótni, w dodatku rozmieniony na drobne przez lewicowe “feministki”, nie znajdujące innych powodów dla wyróżnienia swoje opcji z tła, jak wyrzekanie na parlament.
W tej sytuacji nie można liczyć ani na opozycję, ani na ruchy obywatelskie. Bez partii zaś nie da się wygrać z partią. Podobnie jak niedzielne wojsko cywilów nie ma najmniejszych szans z armią zawodową. Dziennikarze zaś, z besserwisserskich pozycji atakujący formacje przeciwne krytykowanemu przez nich PiS-owi nie przekonają nikogo do odwrócenia względów elektoratu.
Pozostają więc sami PiS-owcy. I dzielnie się wywiązują z obowiązku przywrócenia w Polsce normalności. Ich propaganda coraz częściej spotyka taki sam oddźwięk jak benefis Jana Pietrzaka w Opolu. Rywalizacja między premier Szydło a wicepremierem Morawieckim o krynicki tytuł człowieka roku odsłania sposób zarządzania partią poprzez utrzymywanie tam stałego konfliktu. To musi doprowadzić do ostracyzmu, nikt bowiem nie wytrzyma długo stanu ustawicznej niepewności.
Najbardziej scala wspólny wróg. Kiedy ów jest jednak słaby, w spolaryzowanym społeczeństwie najgroźniejszym przeciwnikiem jest wodzowska formacja dla siebie samej. Tego nie chce pojąć żaden autokrata i dlatego przegrywając zawsze ma taką minę, jak jeden z naszych byłych premierów po klęsce wyborczej spowodowanej przystąpieniem swego SLD-bis do Samoobrony.
I nikt za nim nie zapłakał.
Nie chce mi się zmyślać, nic więc nie napiszę, bo w rzeczywistości jestem antypatycznym typem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka