Z wolna opada kurz bitewny po konfrontacji w Sejmie. Grzmią jeszcze w uszach ostatnie groźby, wystrzeliwane z ust najgorliwszych pochlebców Prezesa – dziesięć lat odsiadki za blokowanie fotela marszałkowi, którego legitymacją do władzy była niecnie zaanektowana laska. Teraz się podnoszą głosy triumfu z wszystkich stron, bo wszyscy się uważają za wygranych.
Tak naprawdę zaś, to przegrał Prezes. Swoim histerycznym uporem ugruntował opinie przeciwników. Wszyscy oni nie mają już wątpliwości, że PiS dla politycznych korzyści niszczy polskie ustawodawstwo. Kaczyński zaś dołączył do grona polityków atakowanych za ostatnie gafy. Sprawiedliwie zresztą, zacietrzewienie jest bowiem znacznie większą wadą od na przykład skłonności do swobodnego korzystania z czasu wolnego. Więcej, liderem opozycji znowu się stała PO.
Każdy też już widzi, że wódz się zmaga z samym sobą i chyba jest przekonany o porażkach. Sam bowiem także po wygranych wyborach zapowiada zwycięstwo, deprecjonując swój sukces. Walczy zatem z cieniem. Może dlatego krytykuje radykalne pomysły podporządkowanych sobie polityków, deprecjonując na przykład publicznie skargę do Trybunału Konstytucyjnego na wadliwy rzekomo wybór sędziów?
Grzegorz Schetyna nie ma charyzmy, nie potrafi się gładko wypowiadać, intrygant z niego kiepski, ale ma niewątpliwy talent polityczny. Wydaje się więc, że przy pomocy PiS-u przywróci jednak swej partii dawny splendor.
Wygrało też polskie społeczeństwo, które znowu pokazało, że nie ma oblicza kostropatego konsumenta piwa przed wiejskim sklepem, ślepo podążającego za demagogiem, obiecującym gruszki na wierzbie. Niewielu już pamięta o stypendiach demograficznych, wielu zaś odczuwa gorycz zawodu z powodu niespełnionych obietnic. Wdzięczność nie jest przecież matką głupich.
Nie dziwią w tej sytuacji zapowiedzi zemsty, padające z ust preześnych akolitów a i jego samego. Doskonale bowiem widzą co się stało i PiS-owscy stratedzy znowu stają przed cyklicznym problemem. Trzeba jakoś schować szefa, bo dość już napsuł. Tylko kogo wystawić? Przecież wizerunek osób pełniących oficjalne funkcje został gruntownie zdemolowany przez Prezesa właśnie. Nikt zaś z pozostałych nie ma ochoty na podobny los.
Ale na razie nasi jedynowładcy się cieszą “sukcesem”. Mądrzejsi dla podtrzymania ducha pozostałych “dobrozmieńców”, ci drudzy dzięki niemożności przewidywania konsekwencji. Teraz albo trzeba wywołać kolejny skandal, albo się wziąć do pracy. Ale szara aktywność ideologicznych reżimów zawsze się kończy ich upadkiem. Są bowiem sprawne tylko w agresji. Jak tu żyć?
Nie chce mi się zmyślać, nic więc nie napiszę, bo w rzeczywistości jestem antypatycznym typem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka