Wygląda to niebywale wręcz porażająco, jak by powiedział klasyk. Najlepsi w świecie specjaliści. Pracujący dla NASA. Z obawy o…, nie wiadomo, długo się nie chcieli udać do prokuratury. Pewnie mieli rację. Bo kiedy się w końcu odważyli okazało się, że uczynili bardzo nieroztropnie. Przestali chyba w świadomości ogółu istnieć jako specjaliści od katastrof lotniczych. Wedle Gazety Wyborczej okazało się, że jeden do budowy modelu zdarzenia używał uniwersyteckiego oprogramowania, którego mu nie wolno ujawnić - uczelnia nie potwierdza kosztów związanych z opracowaniem symulacji, drugi miał praktykę tylko w lataniu jako pasażer a trzeci widział skutki wybuchu w szopie. Czy jakoś tak.
Każdy, kto podejmuje jakiekolwiek działanie, świadomie lub podświadomie kalkuluje prawdopodobieństwo sukcesu. Tam gdzie niepowodzenie poczynań może spowodować duże szkody lub uszczerbek na zdrowiu czy zgoła odebrać komuś życie takie ryzyko kalkulują specjaliści. Nie ukształtowani przez obserwację skrzydeł z kabiny samolotu czy tacy, co eksplozje w szopie potrafią zrównać z wybuchem na statku powietrznym. Normalni, z kierunkowym wykształceniem i praktyką, uprawnieni też do przedstawiania przyjętych założeń i wyników badań. Na podstawie ich oceny ryzyka powstają przepisy, w których się wylicza przypadki, kiedy konkretne działanie się nie może powieść i w związku z tym nie wolno go podejmować. Fachowość zaś osób wykonujących opisane w przepisach czynności składa się także ze szczegółowej znajomości prawa w tym zakresie.
W Smoleńsku sprowadzono samolot na wysokość, z której się tam nie mógł wznieść. Lądować też nie mógł, był bowiem w parowie a nie nad lotniskiem. Zrobiono to wbrew obowiązującym przepisom. Ryzyko katastrofy w wyniku zniżania lotu w takich warunkach pogodowych specjaliści lotniczy wcześniej ocenili jako nazbyt wysokie i podejmowanie go było prawnie zakazane. Okazało się, że mieli rację. Szukanie zatem innych przyczyn katastrofy jest zwykłą stratą czasu. Chyba, że się chce znaleźć winnych. Wtedy się jednak szuka wszystkich nieprawidłowości, aby nikt, kto się ich dopuścił nie uniknął odpowiedzialności. I to robi prokuratura.
Kiedy się tego podejmują politycy, cel musi być polityczny. Aby go jednak osiągnąć, nie można pozwolić na podważenie wiarygodności analiz, stanowiących podstawę do wnioskowania. Eksperci zatem muszą mieć podobne kwalifikacje, praktykę i uprawnienia do tych, co brali udział w opracowaniu przepisów. Wtedy się minimalizuje ryzyko obalenia politycznych wniosków. A skutki niepowodzenia są katastrofalne. Przede wszystkim dla wizerunku pechowców. Tym dotkliwsze im bardziej poprzednio rozbudowali konstrukcję domysłów.
Runął właśnie mit o trzech wybuchach w Smoleńsku. I skutki tego będą większe niżby mogły. Prokuratura bowiem otrzymała kolejne zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez …prokuratorów, którzy rzecz ujawnili mediom. Miała pozostać w tajemnicy?
Nie chce mi się zmyślać, nic więc nie napiszę, bo w rzeczywistości jestem antypatycznym typem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka