Wczorajsza sejmowa debata o rzekomej nieudolności ministra Grabarczyka zakończyła się wyszczególnieniem miernych dokonań rządów SLD i PiS w dziedzinie infrastruktury. Ba, okazało się że nawet mieszkań, mimo dobrej koniunktury gospodarczej budowano w czasach rządów Prawa i Sprawiedliwości o blisko trzydzieści procent mniej. A obiecywano ich trzy miliony. W rezultacie tego nietrudno przewidzieć wynik dzisiejszego głosowania. Pewnie dlatego mógł wczoraj Tusk swoim politycznym oponentom wytknąć nieobecność w Sejmie. Mieli podobno znacznie poważniejsze zajęcia niż popieranie tam swoich, słabych we własnej ocenie postulatów.
W przypadku prezesa Kaczyńskiego sprawa wczorajszej absencji się wydaje oczywista. Wracając z sobotniej konwencji Prawa i Sprawiedliwości dwukrotnie przekraczając według dziennikarzy TVN24 na terenie zabudowanym dopuszczalną prędkość musiał się otrząsać z szoku jaki to niewątpliwie wywołało w osobie o tak wysublimowanym szacunku dla prawa jak szef partii stawiającej sobie jego przestrzeganie jako naczelny cel. No i te dymisje, jakie za tym nastąpią. Chociażby wiceprezesa Lipińskiego, który rzecz próbował bagatelizować lub rzecznika Hofmana, który zaprzecza oczywistym dość faktom. Nie mówiąc już o kierowcach, którzy pozostawali głusi na niewątpliwe preześne protesty. To wszystko pewnie zaabsorbowało Kaczyńskiego tak dalece, że się nie mógł zająć sprawą najwyższej chyba dla niego wagi, jak usunięcie szkodzącego podobno Polsce ministra. Buduje wszak ale krzywo. Chociaż, może szef sprawiedliwych ustalał którzy to biskupi w końcu ten PiS popierają bo ci, których we Wrocławiu wymienił jakby jednak zaprzeczali.
Grzegorz Napieralski zaś znikł w ogóle z ekranów telewizyjnych. Może mu po ogłoszeniu list wyborczych zaszkodziło jakieś spotkanie z którąś z pań, zawiedzionych ich pominięciem. Mogła na to wpłynąć obecna moda, nakazująca elegantkom nosić sztuczne paznokcie, w kręgach tancerek solowych bardzo długie. W każdym razie media cytują tylko Leszka Millera, wypowiadającego się o przewadze słów wiejskiego proboszcza nad napominaniem papieża, nie wspominając słowem o jego szefie.
PJN też jakoś mizernie jest cytowany. Paweł Kowal nie startuje do Sejmu. Gdyby więc jego partia wybory wygrała byłby pierwszym premierem Polski podległym przewodniczącemu Parlamentu Europejskiego. Dobrze przynajmniej, że jest nim polski polityk. Aktywny wielce Marek Migalski wyliczył, że jest jednym z czterech najbardziej rozpoznawalnych parlamentarzystów PJN. Wynika więc z tego, że połowa wszystkich polityków tej partii jest w Polsce tak rozpoznawalna, że partia ma wybory w kieszeni.
Niezawodny jak zwykle w sprawach dyskusji Janusz Palikot ogólnie się o Platformie źle wypowiada ale i tak go nikt nie słucha bo woła spoza Sejmu a dysputa była wewnątrz. Znowu go więc nie wpuścili.
Jak na razie mamy więc stale jednostronne debaty rządzących, w których władza perorując bez specjalnych przeszkód miażdży opozycję. Zwolennicy Prawa i Sprawiedliwości się radują przecież jakimś zaskoczeniem, jakie ich partia szykuje podobno rządzącym. Czyżby to była wczorajsza wiadomość o ekshumacji Zbigniewa Wasermana?
Czyli, jednak Smoleńsk?
Nie chce mi się zmyślać, nic więc nie napiszę, bo w rzeczywistości jestem antypatycznym typem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka