Nadal trwa spór o traktowanie pedofilii duchownych przez polskiego papieża. Z jednej strony Jan Paweł II był jednym z wielkich inspiratorów Solidarności, z drugiej strony miał jeszcze przed swoim pontyfikatem ukrywać kościelną pedofilię.
Przeciwnicy pierwszej tezy są prawie niewidoczni. Druga ma ich wielu, ale nie potrafią wskazać słabości zarzutów. Nie jest nią bowiem częściowe oparcie ich na archiwach bezpieki.
Im bardziej jest agresywna próba zaprzeczania, tym bardziej jest bezskuteczna, a im bardziej jest przesadna, tym bardziej przesuwa w cień zasługi polskiego papieża. Zwłaszcza szkodliwy jest pomysł, aby Sejm w uchwale obwieścił, że nasz papież nie zamykał oczu na pedofilię wśród kleru. Jest dziwaczny. Nie można bowiem uchwalać faktów.
Do tych, którzy przyznają istnienie pedofilii należą także księża. Z tym, że Tadeusz Rydzyk relatywizuje zjawisko twierdzeniem, że każdy jest grzeszny i ma pokusy. Rozsądniej brzmi głos księdza Isakowicza-Zaleskiego, że błąd skrywania jej nie ujmuje zasług.
Niewczesne zwalczanie niewygodnej prawdy agresją pokazuje, że nie wszyscy się wyzwolili z obyczaju kultywowania mitów. Najgorsza wiedza jest lepsza od ignorancji. Chroni przed powtarzaniem błędów. Wzmacnia więc każdą społeczność. Także kościelną.
Nie chce mi się zmyślać, nic więc nie napiszę, bo w rzeczywistości jestem antypatycznym typem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo