Joe Biden miał poświęcić tylko po 45 sekund Donaldowi Tuskowi i Rafałowi Trzaskowskiemu. Tak wczoraj, o 7 godzinie rano napisał jeden z polityków PiS. Po trzech godzinach od tego zawiadomienia dokonał korekty czasu trwania rzeczonych rozmów o ⅓ w dół.
– Zachodnie media zwracają uwagę na rosnąca rolę Polski. Prezydent USA ominął Paryż, ominął Berlin a przyleciał do Polski. To pokazuje zmianę układu sił w Europie. W tym czasie głównym tematem opozycji jest 30 sekundowa wymiana zdań między Tuskiem, Trzaskowskim i Bidenem. Groteska – napisał na Twitterze. Jakoś zapomniał, że to on przede wszystkim informował o demonstracyjnie jakoby zdawkowych rozmowach kuluarowych Joe Bidena.
Rzecz zaś nie jest bez zupełnie sensu. Porównanie bowiem czasu, poświęconego liderom największej partii opozycyjnej, z długością rozmowy prezydenta Stanów z Prezesem (zero sekund konwersacji) pokazuje, że opozycja się cieszy nieskończenie większą uwagą Ameryki. Podobnie jak każda wielkość, przyrównana do zera.
Trudno się też dziwić, że Prezes, po wysłuchaniu przemówienia prezydenta Stanów stwierdził, iż ów nic nie powiedział. Z rozmowy, która się nie odbyła, trudno wywieść cokolwiek innego.
Donald Tusk za to napisał, że Joe Biden krótko i dosadnie: Donaldzie, będziemy bronić solidarnie wolności i demokracji. Zawsze i wszędzie. To zaś jest nieskończenie więcej nie tylko od niczego.
Mamy więc skrócony, ale treściwy kurs matematyki. Bardzo cenny. Ona bowiem jest najbardziej logicznym i międzynarodowym językiem, opisującym każdą rzeczywistość. Także polityczną.
Przedwczorajsza zaś sytuacja, wyrażona w takiej manierze, musi powodować frustrację zwolenników dobrej zmiany.
Nie chce mi się zmyślać, nic więc nie napiszę, bo w rzeczywistości jestem antypatycznym typem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka