Sorry. Taki mamy klimat [Elżbieta Bieńkowska].
Okazuje się, że obowiązek ochrony wód odjęto ministerstwu środowiska i przypisano resortowi infrastruktury. Oba one zatrudniają niemałą liczbę wiceministrów. Są bardzo ofiarni. Jeden z nich, bodaj ten od infrastruktury, deklarował nawet kąpiel w Odrze, połyskującej już wtedy brzuchami rybich trucheł.
Wczoraj resort ryzykanta delegował tylko dyrektora departamentu na rządowe posiedzenie w sprawie odrzańskiej katastrofy. Dlaczego? Może chodziło o znaczące zdarzenia?
Wszak Prezes przemilczał katastrofę Odry. Ogłosił jedynie poparcie dla kogoś, kandydującego gdzieś, do czegoś.
Szefowa ministerstwa klimatu i środowiska, tak się teraz nazywa dawne środowisko, tłumaczyła, że powodem zatrucia Odry może być spadek poziomu jej wód wskutek upałów. Można pomyśleć, że rzeka może sama sobie być winna.
Tyle tylko, że jest się w rządzie też po to, aby przewidzieć problemy wynikające nawet z postępującej suszy. Wypowiedź więc pani minister okazała się niedźwiedzią przysługą dla jej kolegi, obciążonego po niej obowiązkiem ochrony wód. Można twierdzić, że złożyła na niego donos.
A sprawca szkody ekologicznej ma płacić nawet 10 milionów złotych kary. Tak na konferencji ministra Ziobry zapowiadał zastępca rzeczonej pani minister. Dodał też, że niesprawiedliwie zdymisjonowano szefa GIOŚ-u. On dopiero od mediów się dowiedział o śniętych rybach, nie od swoich służb, poinformowanych wcześniej. One też pozostały potem bierne, mimo że miały już stosowne polecenia od zdymisjonowanego później szefa. Zawiązały więc przeciwko niemu spisek?
Odbierane jest to zatem przez ziobrystów tak, że dymisjonując szefa GIOŚ-u, pognębiono ich partię. Oni go bowiem delegowali do Inspekcji. Teraz więc grono prokuratorów, nie bacząc na dni wolne od pracy, podjęło czynności i profitenci katastrofy też się chyba będą mieli z pyszna.
Jak było widać na posiedzeniu sejmowej komisji w sprawie katastrofy ekologicznej, oficjele najczęściej wypowiadali eeee i co rusz sobie przepowiadali, że Odra to jednak rzeka. Nie można im zatem nie zarzucać nieświadomości znaczenia swoich nieskomplikowanych raczej wypowiedzi.
W takich warunkach nie dziwi reprezentowanie w rządzie infrastrukturalnego resortu, sprawującego pieczę nad jakością wód, przez urzędnika niższej rangi. Nie wiadomo bowiem co, kto i jak zinterpretuje.
Walka więc w łonie władz wre bez wakacyjnej przerwy. I trwa mać, jak mówił premier Pawlak.
Nie chce mi się zmyślać, nic więc nie napiszę, bo w rzeczywistości jestem antypatycznym typem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości