W wielu dużych aglomeracjach, skomunikowanych z przejściami granicznymi, są tłumy uchodźców, czekających na kwatery. Uciekinierów nie ma w mniejszych, nieodległych miastach, mimo że są tam warunki do ich lokowania i samorządy zapraszają. Proponują nawet transport. Nikt tego jednak nie koordynuje. Okazuje się zatem, że dobra zmiana nie centralizuje państwa. Nawet tam, gdzie tego oczekują obywatele.
Nasze posowieckie myśliwce nie trafią do Ukrainy za pośrednictwem bazy w Ramstein. Niefortunni a słuszni dyplomaci zamiast do Sojuszu pokwapili się w tej sprawie najpierw do mediów. Wyszło kiepsko. Szefowie NATO mogli rzecz zbagatelizować albo udawać, że była to taka tylko sobie propozycja. Wyrazili jednak zdziwienie oraz powiadomili Reutersa, że operacja jest niewykonalna.
Przepis o niekaralności za przestępstwa urzędnicze czasu pandemii, klęsk żywiołowych i wojen zginął jak sen jaki złoty spekulanta wskutek głosowań w sejmowej komisji. Wczoraj jednak pojawił się w sejmowych przepychankach, odrodzony niczym Feniks z popiołów. Przeszedł atoli mocno okrojony, bo nie zadziała wstecz. Tylko wojna w pobliżu usprawiedliwi nadużycie finansów.
Jak więc często było, znowu jest odwrotnie od potrzeb. Zwłaszcza od pompatycznych deklaracji. W sprawach samolotów zachowano się szczególnie infantylnie. Jak żądny pochwały prymus klasowy. Nic dziwnego. Od kiedy zmieniają nam dobro, propaganda jest dla zmieniaczy najważniejsza.
Jest wszakże i postęp. Absurdy jeszcze wyraźniej wdrożono w praktykę. Zjawisko nie ma nazwy. Chyba że się powołamy na tytuł głośnej niegdyś książki Kazimierza Brandysa. Jeżeli nie, trzeba się jednak będzie postarać o jakieś określenie dla tego, co obserwujemy. Wszak nie istnieje coś, co się nie nazywa.
Nie chce mi się zmyślać, nic więc nie napiszę, bo w rzeczywistości jestem antypatycznym typem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo