Nowa Lewica wygenerowała jeszcze nowszą. Jej senatorzy powołali koło PPS. Partia o tej nazwie powstała 129 lat temu. Wywalczyła Polsce niepodległość, Polakom powszechne prawo wyborcze i ośmiogodzinny dzień pracy. Twórcy koła ufają pozytywnemu oddziaływaniu takiej tradycji, zwłaszcza że mają dość dyktatorskich zapędów pana Czarzastego.
Sam fakt, że Włodzimierz Czarzasty został wybrany na szefa Nowej Lewicy, świadczy jednak o tym, że większość jej członków przedkłada jego przywództwo nad inne. W dodatku pana Włodzimierza pochwalał i wspierał radami sam Aleksander Kwaśniewski, autorytet dla epigonów SLD.
Powstaje zatem nowa sytuacja. Prezes ma większe szanse na pozyskanie nowych lewicowców, którzy zostali uwolnieni od obstrukcji postpezetpeerowskich również intelektualistów, odrzucających alians z dobrą zmianą. Pan Czarzasty zapomniał chyba o stwierdzeniu jeszcze z lat dziewięćdziesiątych, że lewicy wolno mniej.
No i PPS. Przed wojną to rzeczywiście była jedna z najpotężniejszych sił politycznych. Zachowała ciągłość po 1939 roku, odradzając się na emigracji. W Peerelu wchłonęła ją PPR. W wolnej Polsce kontynuowali tradycję PPS-u Jan Józef Lipski i Piotr Ikonowicz. Ten ostatni w radykalnej wersji. Nie osiągnęli już jednak politycznych sukcesów.
Teraz mamy kolejną próbę odtworzenia legendy polskiej polityki. Mało ją chyba rozsądnie podjęto w momencie, kiedy opozycja się powinna raczej jednoczyć. A i organizacyjna przeszłość wielu jej twórców nie zapowiada jakiejś nowości.
Niektóre organizmy rozwijają się przez pączkowanie. Nie są one jednak umieszczane wysoko w hierarchii ewolucyjnego zaawansowania. W polityce nie jest chyba inaczej.
Nie chce mi się zmyślać, nic więc nie napiszę, bo w rzeczywistości jestem antypatycznym typem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka