Zdjęcie małej dziewczynki z Iraku na podłodze polskiego Sejmu. Sponiewierane przez przedstawiciela Prezydenta RP. Po co Wam, posłowie rządzącej Prawicy, krzyż nad sejmowymi drzwiami? Żeby był świadkiem waszego moralnego upadku. [Bogdan Klich].
W filmie z lat siedemdziesiątych, opisującym początki naszego państwa, jest scena topienia niepoprawnych pogan. Stanisław Milski, występujący tam w roli biskupa, napomina oprawców, aby nie przywiązywali bezbożnikom tak wielkich kamieni u szyi, bo za szybko z nimi toną. Nie odpokutują więc należycie swego bałwochwalstwa i trafią do piekła. To jednak miało być przed tysiącem lat.
Dobrozmienna polityka ukazała we środę podobne chyba oblicze. W Sejmie, szczególnie kiedy ostentacyjnie na podłogę zrzucono zdjęcie irackiego dziecka z Michałowa.
Powód odrzucenia fotografii może być trywialny: gdzie płoną lasy, nie żal róż. Szczególnie gdyby się podzielało przekonanie o nikczemności przybyszów. Kiedy w świadomość by się sobie wbiło, że z wypchniętego na noc do lasu brzdąca wyrasta terrorysta albo seksualny dewiant. Może zakazić prawomyślny naród, jego tożsamość i co tam jeszcze. Niechże więc sobie idzie, skąd przyszedł.
Osoby bowiem nielegalne są zgodnie z ministerialnym rozporządzeniem odsyłane do linii granicy. Linia, jak wiadomo każdemu sztubakowi, ma tylko jeden wymiar, długość. Szerokości nie ma. Odesłani więc do rzeczonego miejsca nie mają innych możliwości, jak udać się w domenę białoruskich pograniczników, wyposażonych w identyczne rozporządzenie.
Przybysze sami mają być sobie winni, bo podobno nie chcą pozostawać w Polsce. Mają przedkładać Niemcy nad nasz kraj. Rzekomo nie chcą u nas składać stosownych wniosków. Na Białorusi chyba tym bardziej. Wolą las. Muszą więc pozostać w zerowym wymiarze, czyli nigdzie.
Rodzina z Konga wprawdzie za szóstym podejściem, ale uzyskała u nas jednak należne schronienie. Akurat podczas jej przesłuchania strażnicę wizytował wysłannik RPO.
Koneserzy surrealizmu mogą się zatem cieszyć. Rzeczywiście bowiem, jak w dziewiętnastowiecznym wywiadzie mówił Alfred Jarry, autor sztuki Ubu król czyli Polacy, można być w Polsce, czyli nigdzie.
Wszak mamy dobrą zmianę. Frontexu nie chcemy, bo stracimy suwerenność. Ameryka ma niewłaściwego prezydenta, nie będziemy więc jej prosić o zablokowanie lotów z Iraku na Białoruś. Musimy sami sobie radzić.
Nie chce mi się zmyślać, nic więc nie napiszę, bo w rzeczywistości jestem antypatycznym typem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka