Wyciek mailli Dworczyka, to wcale nie musi być robota Ruskich, lecz jakiegoś naszego Assange, dobrze usytuowanego i zakamuflowanego w PiS, który pro publico bono ujawnia, jakim zgniłym łajnem jest ta władza [Waldemar Kuczyński].
Od pewnego czasu pojawiają się w mediach kopie zapisów, podobno pochodzące ze skrzynki mailowej Michała Dworczyka. Ich treść, gdyby nie była zmyślona, byłaby ambarasująca. Nie tylko omawiana jest tam sprawa mianowania sędziego SN i problemy wynikłe z zazębiania się jego kadencji z poprzednim stanowiskiem. Częstym problemem nurtującym jakoby władze są pozostające poza ich kompetencjami sprawy kadrowe w spółkach skarbowych.
Znajdujemy tam też ocenę naziemnej wyrzutni, stwierdzenie że byli komuniści i starcy częściej popierają prezydenta, zabiegi zwolnionych dygnitarzy o zmianę decyzji. Ba, premier rzekomo mobilizuje stronników przeciwko ministrowi. Rozważane są też możliwe sposoby naprawy stosunków między Polską a Stanami.
To ostatnie przypomina metodę prowadzenia rozgrywki między PiS-em a Brukselą. Nie sięga się tu do ogniska konfliktu i nie próbuje go gasić, ale przy pomocy ezopowej mowy przedstawia rozbieżność jako nieporozumienie. Wygląda dziwnie podobnie do sukcesu w sprawie ustawy antykorupcyjnej. Na żądanie Pawła Kukiza uchwalono ją niby, ale na potem.
Jeżeli więc mamy do czynienia z ruską prowokacją, to jej sprawca byłby bardzo dobrze zorientowany w niuansach. Bartosz Węglarczyk przypuszcza, że dobrozmienni ministrowie mogą używać prywatnych skrzynek mailowych do służbowej korespondencji, gdyż zapisy z nich nie podlegają obowiązkowej archiwizacji. Potomność więc by się nie dowiedziała o problemach dobrozmiennej władzy.
Obojętne więc kto jest sprawcą problemu, sprawa musi być ambarasująca dla władz. Absurdy zresztą zawsze są takie.
Nie chce mi się zmyślać, nic więc nie napiszę, bo w rzeczywistości jestem antypatycznym typem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka