Trzej członkowie podkomisji Macierewicza swoje zdanie odrębne streścili tak: wnioski z badania mogą mieć wyłącznie charakter poszlakowy, a ocena materiału dowodowego powinna być prowadzona ze szczególną starannością, polegającą m.in. na rzetelnej i pełnej analizie pozyskanych, często różnorodnych, opracowań eksperckich. Doświadczenie autorów z pracy w Podkomisji jednoznacznie wskazuje, że w jej pracach systemowo nie dochowywano należytych standardów.
Podkomisja ma jeszcze pracować do listopada. Ma się w tym czasie rozliczyć z pięcioletniej działalności a tu taka konfuzja. Wsparta w dodatku kilkunastostronicowym kontrraportem. Ba, mnóstwem załączników. Nic dziwnego, że zdenerwowała Antoniego Macierewicza. Zgłosił więc prokuraturze podejrzenie przestępstwa, które polega na tym, że opublikowano fragmenty niepublikowanego raportu, czy jakoś tak.
Gdyby przyjąć punkt widzenia jej szefa, trudno by było rozliczyć pięcioletnią działalność zespołu, zakończonej tajnym dokumentem. Autor takiego kwitu łatwo mógłby trafić przed oblicze sprawiedliwości, kiedy by się powołał na jakieś niejawne stwierdzenia. Bez tego zaś by trudno było cokolwiek wycenić. W tym kontekście rewelacje tygodnika Sieci idą w myśl szefa MON-u, który nakazał rozliczenie poniesionych wydatków.
Przesądzono jednak jawność dokumentu. I zrobił to pisofilny tygodnik. Przedtem bowiem raport był, ale jak by go nie było. Media stale więc mieszają w jedynie słusznym kotle dobrej zmiany. Nic dziwnego, że ona za nimi nie przepada.
A standardy? O tym pisano od samego początku pracy podkomisji i nikt nikogo nie zawiadamiał.
Nie chce mi się zmyślać, nic więc nie napiszę, bo w rzeczywistości jestem antypatycznym typem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka