Kamil Bortniczuk zdradził, że Jarosław Gowin już w maju ubiegłego roku zamierzał przejść do opozycji. Wtedy więc aby zapobiec utracie władzy poświęcono ego Jacka Sasina i ustąpiono żądaniom koalicjanta. Okazało się bowiem już wówczas, że w Porozumieniu przeważają zwolennicy rozbratu z dobrą zmianą.
Nic dziwnego, iż Prezes musiał sięgnąć po broń ostateczną i w sprawie aborcji wprowadzić prawo bardziej restrykcyjne od irańskiego. To musiało postawić opozycję w ostrym konflikcie z Kościołem i mogło powstrzymać gowinowców od bratania się z przeciwnikami religijnych fundamentalistów.
Tymczasem ostatnie wystąpienie KO, wzywające przeciwników dobrej zmiany do wspólnego poparcia wotum nieufności dla rządu, jest pozbawione odwołań do aborcji. Wobec zatem utrzymującego się niebezpieczeństwa odejścia gowinowców z koalicji, trzeba było ich osłabić.
Wszczęto więc frondę Bielana. Ta jednak tylko wzmocniła determinację przeciwników PiS-u w Porozumieniu. A Prezes znowu podwyższył schody, które sam przed sobą ustawicznie budował. Nimi atoli nie da się dotrzeć do nieba. Tak przecież wyraźnie stoi w Piśmie.
To co teraz? Wszak odwoływanie się do norm moralnych, aby tak nakłonić gowinowców do pozostania w koalicji, musi być bezskuteczne, kiedy się intrygując samemu je podeptało.
No i znowu rację mają ci, którzy utrzymują, że stoi się tam, gdzie się stanęło.
Nie chce mi się zmyślać, nic więc nie napiszę, bo w rzeczywistości jestem antypatycznym typem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka