Rosja chce otrzymać zapis ostatniej przed lądowaniem w Smoleńsku rozmowy telefonicznej Lecha i Jarosława Kaczyńskich. Rzecz wynika z medialnej informacji, pozyskanej od sędziego Łączewskiego. Zapis ma być w tajnych aktach prokuratury. Zdaniem sędziego jego treść nie zagraża bezpieczeństwu państwa. Nagranie więc może być opublikowane dla uzupełnienia wyjaśnień okoliczności katastrofy.
– Byłem jednym z pierwszych dziennikarzy, który robił wywiad z Jarosławem Kaczyńskim po katastrofie smoleńskiej. Prezes przyznał, że nie naciskał na brata, żeby tupolew lądował. Nie ma co wierzyć w dobre intencje Rosji, ale dla jasności lepiej żeby zapis rozmowy braci został upubliczniony – pisze Jacek Nizinkiewicz.
Utajnienie materiałów w każdej głośnej sprawie otwiera drogę do dywagacji, absurdalnych pomówień i teorii spiskowych. Szacunek dla ofiar tragedii wymaga unikania okazji do niepoważnych oświadczeń. Najlepiej by więc było ujawnić i to nagranie. Przetnie się tak wiele domysłów, pomówień i sensacji.
Moskwa wprawdzie nie chce nam oddać wraku i czarnych skrzynek, ale dopuściła naszych śledczych do nagrań rozmów, prowadzonych przez kontrolerów ruchu z ich przełożonymi. Nie będzie więc łatwo uzasadnić odmowę jej postępowaniem. Najwyraźniej też mamy do czynienia z kolejną odsłoną procesu wykorzystania katastrofy smoleńskiej przeciwko Polsce. Najlepiej w takim wypadku uciec do przodu.
I tak mamy fatalne stosunki z Rosją, ale jednak zależy nam na wraku. Niechże więc nie mają tam kolejnego pretekstu do przedłużania śledztwa.
Nie chce mi się zmyślać, nic więc nie napiszę, bo w rzeczywistości jestem antypatycznym typem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka