Wedle doniesień Fundusz Sprawiedliwości jest źle wykorzystywany. Jak donoszą zasila on straże pożarne a nawet organizacje zwalczające to, co się nazywa ideologią LGBT. Ofiary zaś przestępstw muszą się same o siebie martwić. Przykładem tu jest rodzina, której prześladowca doznał prezydenckiej łaski, aby maltretowanym przedtem przez siebie bliskim zapewnić środki do życia. Ministerstwo Sprawiedliwości, do którego należy Fundusz nie odpowiada na pytania dziennikarzy i polityków opozycji w tej sprawie.
Skutkiem zaś zwalczania mniemanej ideologii LGBT jest także nasilenie agresji przeciwko osobom nieheteronormatywnym. Wedle bowiem ludowego obyczaju nie jest grzechem wyrządzanie niegodziwości grzesznikowi. Zwłaszcza jak taka akcja jest podejmowana w zgodzie z teoriami, płynącymi z oficjalnych lub kościelnych źródeł.
Postępowanie Ministerstwa Sprawiedliwości idzie w myśl, wyrażoną przez Jacka Sasina. Demokracja kosztuje. Dowodem tu ma być awaria oczyszczalni ścieków Czajka albo sam proces wyborczy. Pewnie gdyby u nas była dyktatura, wódz by zakazał pękania tanim rurociągom, poddanym zmiennym obciążeniom, głosowanie zaś by nie pozostawiało niedomówień.
Rzeczony polityk jest przekonany, że społeczeństwo musi być obciążone kosztami kopertowych wyborów, które nie doszły do skutku. Wyrok zaś, że przygotowania do nich były bezprawne jest jego zdaniem najlepszym dowodem na konieczność zreformowania sądów.
I mamy jasność. W ten sposób usprawiedliwia się nie tylko swoisty posybilizm (można uciec od tego, co uciążliwe) ale i przemyca antyokcydentalizm. Gdyby bowiem nie Unia, można by wprost wprowadzić niedemokratyczne zasady i dziennikarze by o nic nie pytali.
A tak trzeba się chować przed prasą i cierpliwie znosić jej ciekawość.
Nie chce mi się zmyślać, nic więc nie napiszę, bo w rzeczywistości jestem antypatycznym typem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo