Wydawało się, że w związku z niedostatkiem kozackiej mocy Unii, budujemy swoją przyszłość w oparciu o endeckie preferencje. Gdy bowiem Władimir Putin nam przypisał sprowokowanie wybuchu II wojny światowej, milczeliśmy. Przynajmniej początkowo. Ile zaś razy europejscy plutokraci wykrzykiwali o naszych rzekomych winach, natychmiast wytykaliśmy im antypolonizm. Ba, wzywaliśmy zachodnich ambasadorów do MSZ-etu na pouczenie, że wypominanie nam czegokolwiek uważamy za obelgę.
Jak zauważa profesor Nałęcz dobrozmienna polityka uczyniła z nas najsłabsze ogniwo Unii i jako tacy staliśmy się celem łatwego ataku, wymierzonego w Europę. Przecież dobra zmiana nie kocha “wyimaginowanej wspólnoty, z której nic nie wynika”. Postponowanie więc Polski bez większego ryzyka przynosi chwałę należną pogromcy Zachodu. Rosyjski historyk, profesor Iwanow wręcz powiada, że w roku politycznych trudności mieszkańcy Rosji otrzymali “słodki cukierek” od swego prezydenta, zdejmującego z ich kraju odium za sojusz z Hitlerem.
Premier Morawiecki stwierdza, po uzgodnieniu z milczącym Andrzejem Dudą (jego rzecznik słowa Władimira Putina przypisuje też temu, że polska armia się modernizuje), iż “Prezydent Putin wielokrotnie kłamał na temat Polski. Zawsze robił to w pełni świadomie”. Premier Gowin rzecz tak skomentował: “Histeryczny atak prezydenta Putina na Polskę to przejaw bezsilności wywołanej ostatnimi sukcesami polskiej polityki historycznej, w tym rezolucją PE jednoznacznie wskazującą niemiecko-sowiecką agresję na nasz kraj jako przyczynę II wojny światowej” — tutaj rzecz się ociera o kolejny sukces.
Nasz MSZ ostatecznie zadziałał. Wezwania zatem, chociaż z opóźnieniem, ale doświadczył też ambasador Rosji. Nasz wiceminister napisał, iż "w trakcie rozmowy przekazano w imieniu polskich władz stanowczy sprzeciw wobec insynuacji historycznych, których dopuścili się kilkukrotnie w ciągu ostatnich dni przedstawiciele najwyższych władz Federacji Rosyjskich, w tym, w szczególności, prezydent Władimir Putin, jak również przewodniczący Dumy Państwowej Wiaczesław Wołodin". Rosyjski zaś dyplomata powiedział, że “rozmowa była trudna, ale poprawna.” Obie wypowiedzi się różnią wymową, ale to Rosjanin był uczestnikiem spotkania.
Teraz, kiedy Unię mamy za nic, gwarantem naszej pozycji są stosunki z USA. Aliści były ambasador Stanów w Warszawie powiada, że “Jeśli w Waszyngtonie dojdzie do zmiany władzy, Polska nie zostanie "ukarana" za bliskie stosunki z Trumpem. Ale jeśli rząd PiS będzie podważał praworządność, będzie miał problem w stosunkach z Waszyngtonem niezależnie od tego, kto wygra wybory w USA”. Pani Georgette Mosbacher jednak podkreśla niesprawiedliwość słownej napaści na Polskę. Podobnie się wypowiadają niemieccy i brytyjscy dyplomaci.
Bruksela zaś nie będzie z Rosją “polemizować o historii”. Dżentelmeni nie dyskutują o faktach. Może dobrze by było, gdybyśmy o tym pamiętali? Jak przypomina Łoziński, nie musi dowodzić swej wartości ten, kto ją zna.
Nie chce mi się zmyślać, nic więc nie napiszę, bo w rzeczywistości jestem antypatycznym typem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka