Nieopublikowana wypowiedź dla jednej z gazet kpt. rez. dr. Dariusza Fedorowicza, brata Aleksandra Fedorowicza, tłumacza Prezydenta RP, który zginął w katastrofie z 10 kwietnia 2010 roku,
Na wstępie chcę podziękować wdowie po Dowódcy Operacyjnym Sił Zbrojnych RP - Pani Krystynie Kwiatkowskiej, za słowa wystosowane do rządzących o powołanie międzynarodowej komisji ds. wyjaśnienia Katastrofy Smoleńskiej. Są one jednoznaczne i podpisuję się pod nimi całym sercem. Dziś to jest podstawowa konieczność, aby dalsze ekshumacje naszych bliskich odbywały się przy udziale i pomocy niezależnych międzynarodowych ekspertów. To jest rzecz najważniejsza, gdyż my, rodziny, mimo naszego bólu musimy się liczyć z tym, że te badania będą musiały być wykonywane – czy tego chcemy, czy nie. Nie ustrzeżemy się przed kolejnymi ekshumacjami. Prokuratura ma obowiązek zbadać wszelkie aspekty i dowody, aby wyjaśnić wreszcie w sposób przejrzysty, rzetelny i niepodważalny – a nie tylko „wiarygodny”, jak to jeden z polityków kiedyś powiedział – przyczyny tej katastrofy. W tym celu należy szczegółowo zbadać szczątki naszych bliskich i to nie tylko w zakresie identyfikacyjnym, o którym najczęściej słyszmy w przekazach informacyjnych. To są jedyne dowody, jakie posiadamy – reszta w dalszym ciągu pozostaje w rękach Rosjan, a jak widzimy po ich dotychczasowych działaniach, robią oni wszystko, by tam już pozostały na zawsze. Warto też podkreślić, że w Polsce, na szczęście, podobne tragedie zdarzały się niezwykle rzadko. Z tego względu trudno tu mówić o polskich ekspertach z dużym doświadczeniem. Zresztą normą w cywilizowanym Świecie jest korzystanie z najlepszych ekspertów zagranicznych. Tutaj nie ma miejsca na animozje, ani lokalne ambicyjki. Trzeba po prostu rzetelnego wyjaśnienia przyczyn tragedii. Dla tego musimy stanowczo domagać się udziału w ekshumacjach i badaniach ciał niezależnych ekspertów międzynarodowych posiadających stosowną do naszych potrzeb praktykę. Tylko ich doświadczenie może stać się gwarantem poznania prawdy. Ponadto zewnętrzni eksperci będą mniej podatni na wszelkiego rodzaju naciski – choćby ze strony władz, które w wyniku swoich dotychczasowych poczynań i wypowiedzi bezpowrotnie utraciły jakąkolwiek wiarygodność. Z tego samego powodu musimy domagać się by pobrane różnego rodzaju próbki zostały zbadane również w niezależnych, zagranicznych ośrodkach. Proszę także pamiętać, że w przypadku ciał naszych bliskich mamy do czynienia z materiałem biologicznym, który ulega naturalnej destrukcji w czasie. Stąd konieczność szybkiego podjęcia działań i nie odwlekania tych czynności przez lata. W tym wypadku z całą pewnością powstałych już szkód nie da się odrobić, ale tym bardziej nie można pozwolić na ich powiększanie, z czego każdy prokurator zdaje sobie sprawę.
Jeszcze raz podkreślam – identyfikacja ciał Ofiar nie jest jedynym celem wniosków ekshumacyjnych, skierowanych do prowadzącej śledztwo Wojskowej Prokuratury Okręgowej.
Choć może moje słowa dla niektórych rodzin mogą wydawać się bluźniercze, to jednak będę stanowczo bronił mojego stanowiska. Wiadomo, że szalenie ważnym jest dla mnie mieć tę pewność, że w grobie – na który chodzę się pomodlić – znajduje się mój śp. Brat Aleksander. Jednak zdaję sobie sprawę z tego, że w przypadku naszych bliskich celem ekshumacji powinna być nie tylko sama ich identyfikacja, ale przede wszystkim szczegółowe zbadanie mechanizmów powstania urazów, które doprowadziły do ich śmierci, a tym samym ustalenie przyczyn katastrofy z 10 kwietnia 2010 roku. To naszym bliskim się od nas należy. Tymczasem zarówno w przekazie mediów, jak i prokuratury, jako jedyny cel tych ekshumacji przedstawiane są identyfikacje. To jest najważniejsza i najboleśniejsza przykrywka medialna, jaką można sobie wyobrazić w tej sprawie. Bo identyfikacje całkowicie nam przykryły temat rzetelnych badań mechanizmów powstania urazów. O tym dziś w ogóle nie słychać w przekazach medialnych. Sądzę, że dalsze ekshumacje będą pokazywały kolejne olbrzymie rozbieżności między dokumentami rosyjskimi, a tym, co widać po otwarciu trumny i że to nie jest przypadek, tylko sprokurowane celowo działanie.
Zamiana ciał ofiar katastrofy smoleńskiej jest prawdopodobnie planowym działaniem, mającym – w mojej opinii – na celu takie swoiste „danie po łapach” tym, którzy choć obiecali, że w Polsce trumny nie będą otwierane, czyli że nie będzie sekcji, jednak się z tego nie wywiązali. I tutaj pojawia się druga rzecz – może nawet ważniejsza. Jest nią właśnie ta przykrywka medialna, o której przed chwilą mówiłem, a która w tym kontekście wysuwa się na pierwszy plan. Ma ona, bowiem na celu wmówić nam, że najważniejszym tematem jest identyfikacja ofiar. W ten sposób usuwa się podstawowy wątek, dla którego należy wykonywać badania sekcyjne.
Ostatnio również Ksiądz Błaszczyk w Naszym Dzienniku przyznał, że w Moskwie panował ogromny chaos, ale nadal nie jest w stanie zrozumieć jak mogło dojść do pomyłek…
Najmocniej przepraszam, ale co do osoby księdza Błaszczyka i jego dotychczasowej roli w dramacie związanym z tragedią smoleńską, mam spore zastrzeżenia. Naprawdę nie chcę uderzać w niego, jako w kapłana, jednak – moim zdaniem – nie sprawdził się w tej kwestii. Nie potwierdziły się jego zapewnienia, co do rzekomej olbrzymiej zasługi i gigantycznej pracy pani Ewy Kopacz i samych Rosjan, a ponadto, delikatnie mówiąc, nie na miejscu były jego dotychczasowe wypowiedzi i komentarze tak chętnie i licznie składane w mediach. Podczas nich ks. prałat zamiast stawać po stronie prawdy i zbolałych rodzin, brał w obronę minister zdrowia, – z którą zdaje się mieć przyjacielskie relacje – oraz mataczących w sprawie urzędników i polityków. Uważam też za haniebne wygłaszane przez niego oceny naszych działań i żądań. I naprawdę niepojęta jest dla mnie jego rola i stanowisko, jakie zajmował chociażby podczas spotkania rodzin z premierem i ministrami. Tutaj dochodzi też o mój osobisty wątek ze wspomnianym kapłanem. O tym wie niewiele osób. Sposób, w jaki ów ksiądz zachował się wówczas wobec mnie w gronie zebranych rodzin i polityków, był naprawdę bardzo niegrzeczny i nie godny duchownego. Sprawa dotyczy pierwszego spotkania rodzin smoleńskich z premierem w dniu 10 listopada 2010 roku, kiedy to ks. Błaszczyk siedział za stołem prezydialnym obok ministra Tomasza Arabskiego, z którym konsultował każdą kwestię. Byłem na tym spotkaniu jedną z aktywniejszych osób i jako lekarz oraz wojskowy dopytywałem się właśnie o zakaz otwierania trumien i badania sekcyjne, dlaczego nie wykonano ich w kraju itd. Była wówczas mowa również o tym, co pani Kopacz wygadywała w Moskwie i o tym, jak wówczas nas bezczelnie okłamywała. Pani Kopacz oczywiście była obecna na tym spotkaniu, dlatego też wielokrotnie kierowałem do niej różnego rodzaju pytania w tej sprawie. Wówczas włączył się ks. prałat, zaciekle broniąc pani minister. Wtedy też zrozumiałem mechanizmy nim kierujące, że to jest jej człowiek, z jej polecenia wysłany do Moskwy i na jej rzecz działający. W przerwie tego spotkania, pobiegł do telewizji do pani Moniki Olejnik, gdzie zaatakował rodziny biorące w nim udział mówiąc m.in., że „najgłośniej krzyczą ci, którzy wcale nie byli w Moskwie”. W ten sposób uderzył m.in. we mnie, bo ze względu na stan zdrowia mojego ojca nie mogłem polecieć do Moskwy. Dlatego też uważam, że był to cios poniżej pasa, bardzo przykry i bolesny dla mnie. I dziś zastanawiam się, kto jemu dał prawo żeby oceniać, czy to dobrze, że ktoś był w Moskwie, czy nie - zwłaszcza nie znając absolutnie sytuacji, jaka te osoby do tego skłoniła czy też nawet zmusiła. Z telewizji zdążył jeszcze ks. prałat dotrzeć na drugą część spotkania z rodzinami, gdzie w podsumowaniu – do którego został widocznie wyznaczony przez któregoś z obecnych ministrów – mówił o mnie, nazywając mnie „charakteropatą pozbawionym empatii”. Zdecydowanie odniósł się tym do tych wszystkich moich wypowiedzi, żeby mi dać po prostu po nosie. Dziś, kiedy ks. Błaszczyk na jedno z pytań dziennikarki odpowiada: „proszę nie stawiać mnie po tej stronie”, ja chciałbym zauważyć, że to nie pani redaktor prowadząca z nim wywiad postawiła go, po tej stronie. Księdza Błaszczyka postawili tam jego mocodawcy. Bo to, że działał na ich rzecz, nie ulega żadnej wątpliwości. Tutaj trzeba rzeczywiście stanąć w prawdzie. I pomijam kwestię, że on po prostu siedział za tym stołem prezydialnym, a nie wśród nas. Ważniejsze jest to, co ów ksiądz uczynił dając fałszywe świadectwo w swoich publicznych wypowiedziach oraz w krzywdzącym podsumowaniu spotkania z premierem, którego się dopuścił. Spotwarzył mnie publicznie, zaś po spotkaniu podszedł do mnie prywatnie i usłyszał wtedy kilka słów gorzkiej prawdy, które potem komentował w mediach utrzymując jakoby spotkał się z inwektywami. Proszę mi wierzyć, że to nie były żadne inwektywy. Powiedziałem jemu po prostu, a pamiętam to doskonale do dziś: „Zachował się pan haniebnie i mówię nie bez kozery do pana per „pan”, ponieważ to zachowanie nie było godne kapłana. Radzę odbyć gruntowne rekolekcje duchowe”. To była cała moja wypowiedź skierowana do księdza Błaszczyka. I naprawdę nie rozumiem, gdzie tam były inwektywy.
Jego aktualnych wypowiedzi nie odebrałem jako przeprosin, a raczej jako próbę wybielenia swojej osoby. W moim odczuciu przeprosiny są wówczas przeprosinami, gdy winny przyzna się do winy przed tymi, których rzeczywiście skrzywdził i gdy poprosi ich o wybaczenie. Musi to uczynić szczerze z potrzeby serca a nie tylko pod presją faktów. Ksiądz Błaszczyk nie prosi jednak o przebaczenie. Także w moim przypadku nigdy z ust księdza nie padło słowo „przepraszam” za słowa, które ów kapłan skierował do mnie podczas wspomnianego spotkania. Ksiądz powołuje się na swój dar kapłaństwa, w związku z powyższym powinien mieć świadomość tego, co czyni. Od kapłana wymaga się zdecydowanie więcej: „Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie”.
W jednym z ostatnich wywiadów ks. prałat odniósł się jedynie do swoich wcześniejszych słów, jakoby „ekshumacje byłyby szaleństwem”. Dziś za nie przeprasza, bo w tamtym czasie rzeczywiście bardzo się temu medialnie przeciwstawiał, wykonując polecenia różnych osób, również bezpośrednio odpowiedzialnych za nasze państwo, które za wszelką cenę chciały uniknąć tych ekshumacji. I dziś widzimy, że bali się nie bez powodu. Mleko już się rozlało, ponieważ wychodzą na jaw kolejne dramatyczne efekty zaniechania badań sekcyjnych po powrocie ciał do Polski. W tym te najbardziej oczywiste, jakimi są zamiany ciał. W takiej sytuacji dalsze stanie na stanowisku, że ekshumacje są szaleństwem, absurdalnym wymysłem rodzin, było by co najmniej śmieszne. Uważam też, że wina ks. prałata Błaszczyka jest daleko mniejsza niż osób, które ukryły się za jego sutanną. I żeby była jasność, co do sytuacji w jakiej się znalazłem, chcę z całą mocą podkreślić, że jestem osobą wierzącą i praktykującą. Autorytet osoby duchownej jest dla mnie rzeczą oczywistą. Tak zostałem wychowany i tak wychowałem swoje dzieci. W swoim życiu spotkałem bardzo wielu kapłanów. W ogromnej... lwiej części były to osoby, które można stawiać za wzór do naśladowania. Reprezentujące najwyższe wartości i całkowicie tym wartościom oddane. Tym większym szokiem jest dla mnie postawa ks. prałata Henryka Błaszczyka, który stał się swoistym powiernikiem kłamstwa, a wartości, którymi jest Prawda, Sprawiedliwość i Praworządność, ale też Miłość Bliźniego... Te wartości przekreślił. Uważam, że wielki Boży Dar kapłaństwa bardzo zobowiązuje. To nie tylko zaszczyt, czy przywilej, lecz nade wszystko ogromne zobowiązanie. Ksiądz powinien pamiętać, że "gorszycielowi lepiej byłoby kamień młyński zawiesić u szyi i zatopić go w głębinie morskiej"... A czymże innym jest postępowanie ks. Błaszczyka, jeśli nie zgorszeniem? A zatem nie zwracam się przeciwko Kościołowi, a wręcz przeciwnie – przeciw człowiekowi, który wykorzystując autorytet Kościoła Katolickiego w Polsce, cynicznie użył go do szerzenia i obrony kłamstwa. Powtarzam, powinien odbyć gruntowne rekolekcje duchowe. Może czas adwentu będzie dla niego dobrą sposobnością... Ja w każdym bądź razie jego niecny czyn, jako Katolik wybaczyłem mu już dawno. Jednak nie oznacza to, że zapomniałem i zamierzam milczeć wobec jego kolejnych prób obrony tych "nieco tylko zmodyfikowanych "kłamstw i prób wybielania siebie i swoich mocodawców. Na to nie zgadzam się ani ja, ani inne Rodziny uderzone działaniami Prałata.
Inne tematy w dziale Rozmaitości