stanzag stanzag
1502
BLOG

Ekshumacje - w odpowiedzi Markowi W

stanzag stanzag Rozmaitości Obserwuj notkę 12

Czytając tekst Marka W nie wytrzymałem. 

„-wiadomo, że sekcje przeprowadzili rosyjscy patolodzy w ciągu paru dni po wypadku, bez towarzyszących im polskich patologów, z sekcji sporządzono raporty, następnie ciała w Moskwie zostały pokazane rodzinom w celu rozpoznania, przy tym byli juz polscy lekarze z min. Zdrowia na czele”

Przecież ten człowiek prawi o rzeczach, których jego oczy nie widziały.

Po pierwsze by ustalić przypuszczalną przyczynę zgonu to sekcje nie powinien przeprowadzać patomorfolog tylko specjalista z zakresu medycyny sądowej.

Po drugieskoro z sekcji sporządzono raporty to pytam gdzie one są. Jeśli twierdzisz, że w prokuraturze to budzi to u mnie wielkie zdziwienie. Generał Krzysztof Parulski, z Naczelnej Prokuratury Wojskowej, mówił na połączonym posiedzeniu komisji sejmowych: Obrony Narodowej, Infrastruktury oraz Sprawiedliwości i Praw Człowieka, jakie odbyło się w styczniu 2011 r., że przekazana do tej pory dokumentacja dotycząca sekcji jest kompletna jedynie w odniesieniu do 18 ofiar katastrofy, a w przypadku 40 ofiar występują braki w dokumentacji. Po takiej informacji łatwo wyliczyć, że brakuje jeszcze 38 protokołów z oględzin i sekcji.

Po trzeciew wielu przypadkach w trakcie okazywania ciał rodzinom nie było polskich lekarzy patomorfologów, a tym bardziej Pani minister Kopacz. Tak było również w moim przypadku. Polski patomorfolog, po wytypowaniu ciała na podstawie zdjęcia rzeczy znalezionych przy nim, dokonał na moją prośbę weryfikacji stanu uzębienia z kartą dentystyczną przekazując mi potem ustną informację potwierdzającą zgodność, jednak w wyniku jakiś nie zrozumiałych dla mnie okoliczności do dnia dzisiejszego na taką czynność nie ma potwierdzenia w dokumentach.

Czy uważasz, że to normalne? – bo jakoś moja głowa nie jest w stanie tego pojąć.

Podobnie nie jestem w stanie pojąć, dla czego do tej pory nie można ujrzeć w materiałach prowadzonego śledztwa żadnego szkicu sytuacyjnego przedstawiającego rozmieszczenie poszczególnych ciał oraz materiału zdjęciowego z miejsca znalezienia ciała mojej kuzynki. Przecież to elementarna zasada działania każdego pracownika służb zabezpieczających miejsce zdarzenia by zanim coś zostanie trwale zmienione taką dokumentację stworzyć i to nie tylko w Polsce obowiązują takie procedury. Co zatem robili wysłannicy polskiego rządu na miejscu katastrofy? Siedzieli w hotelach? Gdzie są ich protokoły z oględzin miejsca katastrofy? Tego nie da się zwalić na rosyjską niechlujność, to polscy specjaliści nawalili i to na całej linii. Pewnie to wynik wsparcia polskiej dyplomacji, jednak to nie zwalnia ich z zaniechania podjęcia w pierwszych godzinach i dniach czynności zmierzających do uporządkowania sytuacji. Skoro prokurator Parulski był w stanie uczestniczyć w czynnościach śledczych takich jak sekcja ciała Prezydenta RP i przywiózł pod pachą pudło z protokołami w tym z przesłuchań kontrolerów, to, co robili pozostali specjaliści? Gdzie są wyniki ich prac? Kto nadzorował prowadzone czynności na miejscu katastrofy drugiego i trzeciego dnia? Czemu nie było przepływu informacji miedzy polskimi służbami rzekomo pracującymi w Smoleńsku, a zespołem będącym w Moskwie? Gdzie były polskie służby konsularne, które powinny uczestniczyć w zabezpieczeniu takiego przepływu? To, co stało się w pierwszych godzinach po katastrofie i to, co działo się w pierwszych dniach po niej obnażyło kompletny paraliż polskiego państwa i nie obchodzi mnie czy było to realizowane z rozmysłem czy z urzędniczej głupoty. Wiem jedno i to od chwili, kiedy zobaczyłem jak 14 kwietnia 2010 r. wieczorem polskie służby konsularne nie potrafiły załatwić najprostszej z możliwych spraw – tłumaczenia rosyjskich zaświadczeń o śmierci, które obiecywano przekazać rodzinom przed wylotem z Moskwy – Polska nie zdała egzaminu ze sprawności działania w sytuacji kryzysowej. Potem tylko moje spostrzeżenia umacniały się, kiedy przyszło walczyć o realizację otrzymanych obietnic i kiedy nie wiedzieć czemu w moskiewskiej Ambasadzie RP ugrzęzły dokumenty, które w nocy po zakończeniu procedury identyfikacji przekazałem polskiemu konsulowi, a z chwilą otrzymania polskiego aktu zgonu powinny znajdować się w Urzędzie Stanu Cywilnego Warszawa Śródmieście Z tego powodu przez dwa miesiące nie mogłem otrzymać uwiarygodnionej kopii rosyjskich zaświadczeń. Sama kierowniczka wspomnianego urzędu była tym zakłopotana i to tym bardziej, że na jej ręce wpłynęły dokumenty przewozowe ciała, których jej urząd nigdy nie powinien dostać. Dwa miesiące dzwonienia do USC, MSWiA i MSZ by usłyszeć, że jeszcze nie dotarły z Moskwy i będą jutro, za dwa dni, w piątek, w poniedziałek, pod koniec kolejnego tygodnia itp., itd.…. Dziś na samo wspomnienie ręce mi opadają. Miałem tez kilka wycieczek telefonicznych do płk Ireneusza Szeląga, który nie umiał w sposób cywilizowany powiadomić mnie i rodziny o podjętych decyzjach zmieniających dotychczasowe umowy z przedstawicielem prokuratury, jakie zawarłem w trakcie identyfikacji. Również sposób powiadomienia o procedurze identyfikacji rzeczy znalezionych na miejscu katastrofy nie daje najlepszego świadectwa zarówno Prokuratom, jak i Żandarmerii Wojskowej. Czy tak trudno wysłać list do rodzin choćby przez ustanowionych koordynatorów? Mimo zwróconej 30 maja 2010 r. w rozmowie telefonicznej uwagi i uzyskaniu ze strony pułkownika zapewnienia, że takiego błędu już nie uczynią, 4 maja 2010 r. prokuratura ponownie powiadamia rodziny o identyfikacji rzeczy nie za pomocą listów skierowanych bezpośrednio do rodzin tak jak powinno to mieć miejsce i jak o to stanowczo prosiłem, tylko za pomocą Komunikatu Naczelnej prokuratury Wojskowej umieszczonego na stronie internetowej. Nie chcę już mówić, co sobie pomyślałem wówczas, to nie przystoi by uszy to słyszały, a oczy czytały.  

Pana tekst w dalszej części nie nadaje się do komentowania, zbyt ciśnienie podnosi, a materia jest nazbyt trudna do publicznego roztrząsania ku uciesze gawiedzi.

Skoro jednak wezwał mnie Pan ponownie do tablicy w swoich komentarzach to na nie odpowiem tu.

 „jeśli polskie urzędy tak nawalały, jak Pan mówi, to dlaczego od dawna nie narobiono chałasu, chyba inne rodziny tez miały z tym kłopot, czy tylko Pana to dotknęło?”

Czy zarzuca mi Pan kłamstwo i do tego popełniane z rozmysłem?

Każda rodzina przechodzi przez różne szczeble państwowego walca. Nie wszyscy chcą o tym rozmawiać publicznie by nie narazić się na zaszufladkowanie, co często daje się odczuć po komentarzach, jakie ukazują się, gdy ktoś wypowiada coś niepochlebnego o działaniach władz naszego Państwa lub Rosjan.
 

Piszesz Pan
„ nie mam wielkich złudzeń co do naszych urzędników, ale minął już rok, a opinia publiczna nic o tym nie słyszała, a przecież możliwości nagłośnienia błędów chyba nie brakowało?”

Tak mówiłem o tym i to już pod koniec maja i w czerwcu. Zaraz wylano na mnie kubeł pomyj i zaszufladkowano mnie do rodzin PiS – oskich pazernych na kasę i rządnych władzy.


Od pewnego czasu puściły mi już nerwy i postanowiłem po blisko roku milczenia zacząć mówić, czego doświadczyłem. Nic mnie już nie obchodzi, co o mnie powie tak zwany ogół społeczeństwa. Niech sie wstydzą Ci, którzy obiecali i przez rok nie potrafią dotrzymać tych obietnic, choć leży to w ich kompetencjach.
 


P.S. Po co ekshumacje? – takie pytanie zadaj sobie Pan sam, ale dopiero jak doświadczysz tego samego, co sporej części rodzin przyszło przejść w ostatnim roku. Na razie posiadasz Pan w tym temacie zbyt małą wiedzę i doświadczenie by oceniać zasadność zgłaszanych wniosków dowodowych, a z poprzekręcanych przekazów medialnych nie powinno się wyciągać takich wniosków jak to waść zrobiłeś w swoim tekście
 

stanzag
O mnie stanzag

Chodzę pod prąd i myślę inaczej niż obecna większość wyborców.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (12)

Inne tematy w dziale Rozmaitości