Zbliża się rocznica tragedii smoleńskiej. Jutro wybieram się na spotkanie z kardynałem Nyczem w sprawie jej obchodów. Kolejny raz robie sobie rachunek własnego sumienia sprawdzając czy mogłem postąpić inaczej, lepiej, dokładniej? Czy gdzieś po drodze nie zaniechałem czegoś z powodu ludzkiej ułomności? W głowie rodzą się pytania o swoją tożsamość, wiarę i postrzeganie świata. Czy dla własnej wygody nie porzuciłem gdzieś po drodze swoich młodzieńczych marzeń o świecie lepszym - bardziej sprawiedliwym? I wreszcie gdzie się znajduję w obecnej chwili?
Zeszły rok a szczególnie 10 kwietnia i dni po nim następujące są dla mnie jak przepaść ciągnąca się bez końca. Ciągle spadając zastanawiam się, gdzie jest granica ludzkiej wytrzymałości i czemu los jest tak okrutnym nauczycielem. Powoli chowam się przed światem i nie mam już chęci żyć i rozmawiać o dniu następnym, a wszystko, co zacząłem zostawiłem niedokończone.
Czy wszystko to efekt rozdeptanej pamięci oraz otaczającego mnie relatywizmu wobec tego, co dał nam Bóg w 10 przykazaniach, stanowiących drogowskaz naszej narodowej kultury?
Nawet wiersz, który napisałem w lipcu 2010 roku dając wyraz protestu wobec niszczenia pamięci o ofiarach katastrofy smoleńskiej wydaje się być bezładną masą liter.
Kiedy wyrwą krzyż,
Krzyż pamięci,
Przyjdę tam z kwiatami,
Rzucę granitowy głaz,
Zostawiając trwały ślad,
Ślad mej pamięci.
Kiedy wyrwą głaz,
Głaz pamięci,
Przyjdę tam ze zniczem,
Rozniecę ognia blask,
Zostawiając trwały ślad,
Ślad mej pamięci.
Kiedy zgaśnie ognia blask,
Blask pamięci,
Już nie przyjdę tam,
Zostawię ciemność w was,
Zniknie trwały ślad,
Ślad mej pamięci.
Kiedy zniknie trwały ślad
Ślad pamięci,
Już nie przyjdzie nikt
I zostaniesz sam,
Bez pamięci
Zastanawiam się, czy doczekam kiedyś Państwa, które będzie bronić swoich obywateli nie tylko w wymiarze fizycznym, ale i w wymiarze duchowym?
Inne tematy w dziale Rozmaitości