Zanim prezydent Barack Obama i Mitt Romney spotkają się w czwartek na kolacji dobroczynnej im. Al’a Smitha, gdzie będą żartować z siebie nawzajem, jeszcze dziś w nocy skrzyżują rękawice na drugiej z debat prezydenckich. Dyskusja odbędzie się w Hempstead (w stanie Nowy Jork) w formacie town hall, tj. pytania będą zadawać sami wyborcy.
Zwykle bywa tak, że dopiero wyraźna wygrana pretendenta, w tym przypadku byłego gubernatora Massachusetts, prowadzi do utraty tytułu przez urzędującego mistrza. Biorąc jednak pod uwagę poprzednią potyczkę, w której wg zgodnej opinii większości obserwatorów zwyciężył Romney, tym razem to występ prezydenta musi być o wiele lepszy. W ciągu 12 dni, które minęły od poprzedniej debaty Republikanin dogonił lub już wyprzedził Obamę w sondażach ogólnokrajowych, jak i w części, kluczowych dla ostatecznego wyniku wyborów, stanów wahających się. Średnia wyników z ostatniego tygodnia wskazuje, że Romney ma minimalną przewagę w skali całego kraju (0,1%). Poza tym prowadzi na Florydzie, w Karolinie Północnej i Kolorado. Zwycięstwo w tych trzech stanach plus powtórzenie wyniku republikańskiego nominata z 2008 roku – senatora Johna McCain’a (zwycięstwo w tych samych 22 stanach), a także dołączenie do tego niemal pewnego sukcesu w Indianie oznaczałoby zdobycie przez Romneya 244 głosów elektorskich, przy 270 potrzebnych do zwycięstwa. Kolejnym celem Republikanina jest uzyskanie przewagi w Ohio i Virginii (łącznie 31 głosów elektorskich). Pomyślnych wieści dla Romneya jest więcej. Wg sondażu Gallupa i USA Today uzyskuje on minimalnie więcej przychylnych ocen oceny (favorability) niż Obama (w podobnym, badaniu Politico i George Washington University Obama wypada nieznacznie lepiej). Wygląda również na to, że Romneyowi udało się zasypać przynajmniej jedną z doskwierających jego kampanii luk w poparciu wśród konkretnych kategorii wyborców – u kobiet. Według wspomnianego wcześniej badania USA Today i Gallupa, wśród kobiet, które zamierzają oddać głos w wyborach, a zamieszkujących 12 kluczowych stanów, Obama prowadzi 1 pkt. proc. (49:48). Natomiast nominat Republikanów ma wciąż kłopoty z powiększeniem poparcia wśród Latynosów, gdzie utkwił na poziomie ok. 20%. Choć i tu pojawiają się pozytywne, dla niego, sygnały. Dobry występ w debacie polepszył jego wynik w badaniu Latino Decisions (z 20 do 23%), ale wciąż wiele brakuje do powtórzenie rezultatu osiągniętego przez McCain’a cztery lata temu (Obama wygrał wtedy w tej kategorii wyborców 67:31). Natomiast dobrze jego notowania u Hispanics wyglądają na Florydzie, gdzie według jednego z badań prowadzi, inne przyznaje mu zaś 7 pkt. proc. straty, czyli stosunkowo niewiele .
W tych okolicznościach prezydent Obama musi tej nocy być bardziej aktywny, atakować, ale jednocześnie wyglądać przy tym prezydencko. Wielu zwolenników Demokratów obawia się, że wysiłek świetnie prowadzonej kampanii, która w połączeniu z autodestrukcyjnymi wystąpieniami Romneya, zostanie zaprzepaszczony. Jeszcze dwa tygodnie temu wydawało się, że jego porażka jest niemal przesądzona (ponad 80% szansa na zwycięstwo Obamie przyznawał wtedy portal Five Thirty Eight, a wielu publicystów zapewniało wyborców, że kwestia zwycięzcy jest już przesadzona. Pretensje do Obamy były spore, bo swoim nieprzygotowanym występem w Denver poważnie zaszkodził reelekcyjnym staraniom na którym, jak to wyglądało, bardziej zależało jego zwolennikom niż jemu samemu. We wrześniu prezydent zebrał na kampanię 181 mln dolarów, o 11 mln więcej niż Romney. I o 67 mln więcej niż on sam miesiąc wcześniej. Donacji udzieliło mu ponad 1800 tys. osób, 98% z nich w wysokości mniejszej niż 250 dolarów. Prezydent jest więc pod presją, która, jeśli chodzi o rywalizację wyborczą, dawno mu nie towarzyszyła. Cztery lata temu o tej porze jego pozycja w starciu z McCain’em była już właściwie niezagrożona, ale teraz znów musi zawalczyć, a przy tym wystrzegać się protekcjonalnych momentów, w rodzaju wypowiedzi skierowanej do Hilary Clinton podczas debaty w czasie kampanii prawyborczej Demokratów w 2007 („Jesteś wystarczająco sympatyczna”, która być może kosztowała go zwycięstwo w prawyborach w New Hampshire w styczniu 2008 roku). Prezydent w jednej z wypowiedzi po dyskusji w Denver powiedział, że był zbyt uprzejme i trudno ciągle zwracać komuś (tj. Romneyowi) uwagę, że mija się z prawdą. Jeśli więc tym razem w ciągu pierwszych kilkunastu minut, Obama zdąży nawiązać do komentarza rywala o 47% społeczeństwach amerykańskiego uzależnionych od pomocy rządu, „wojnie Republikanów z kobietami”, jego działalności w Bain oraz obniżkach podatku dla najbogatszych wiedzmy, że coś się zmieniło. Romney natomiast nie będzie udawał zwykłego człowieka, aby przypodobać się wyborców, ale wcieli się w rolę, która najlepiej mu wychodzi: menedżera chcącego ratować przedsiębiorstwo o nazwie Ameryka, z gotową diagnozą i planem naprawy. Dowodem na skuteczność jego recept jest zaś dotychczasowy dorobek kandydata.
Czwartkowe wystąpienie wiceprezydenta Joe Bidena w starciu z Paulem Ryanem, podczas debaty wiceprezydenckiej w Danville, przywołało tęsknotę wielu wyborców Demokratów za podobnym „żarem” ze strony prezydenta. Choć pojedynek Biden-Ryan nie zakończył się przekonywującym zwycięstwem żadnego z kandydatów, to jednak zachowanie wiceprezydenta (przez wielu uważanych za niezbyt uprzejme) na nowo zenergetyzowało bazę Partii Demokratycznej. Na pewno trafi zaś do annałów.
Dzisiejsza debata na Uniwersytecie Hofstra odbędzie się w konwecji town hall. Pytania zadawać będzie grupa około 80 wyselekcjonowanych przez Gallupa niezależnych wyborców (żadne z pytań nie będzie jednak dotyczyć pizzy). Moderatorką spotkania będzie dziennikarka CNN Candy Crowley. Teoretycznie format dyskusji daje pewien handicap Obamie, który jest uważany za bardziej sympatycznego i dającego się lubić polityka, natomiast Romney ma problemy z uzyskaniem bezpośredniego kontaktu z przeciętnymi wyborcami. Były gubernator Massachusetts może jednak zaskoczyć po raz kolejny. Biorąc pod uwagę, że kolejna debata (22 października w Boca Raton na Florydzie) będzie koncentrować się na zagadnieniach związanych z polityką zagraniczną i bezpieczeństwem narodowym, choć tematyka dzisiejszego spotkania na Long Island ma być w założeniu mieszana (tj. dotyczyć również spraw wewnętrznych), to wydaje się, ze dominować będą kwestie związane z opieką zdrowotną i podatkami. Na razie na odsiecz Obamie wyruszyła sekretarz stanu Hilary Clintona, która tuż przed debatą zapewniła, że bierze na siebie pełną odpowiedzialność za braki w zabezpieczeniach amerykańskiego konsulatu w Benghazi.
PS Zapraszam an stronę blogu na Facebooku.
Inne tematy w dziale Polityka