Po wtorkowych głosowaniach na Południu, Rick Santorum zyskał momentum, ale fakt ten nie znalazł przełożenia na zdobycie większej liczby delegatów. Z kolei Mitt Romney nie może zapomnieć, ze w wyborach chodzi o zdobywanie głosów ludzi, a nie ciułanie głosów uczestników konwencji, która wyłoni nominata Partii Republikańskiej.
Były senator z Pensylwanii zwyciężył w Alabamie i Mississippi, mimo że część głosów elektoratu konserwatywnego odebrał mu Newt Gingrich, a w drugim z tych stanów żaden z wcześniejszych sondaży nie dawał mu zwycięstwa. Choć Santorum przegrał z Romneyem w grupie wyborców dla których najważniejszą cechą jest zdolność pokonania w wyborach powszechnych urzędującego prezydenta (średnio ok. 38% w obu tych stanach) to udało mu się jednak nadrobić tę stratę dzięki profilowi wyborców (w Mississippi 80% z nic określa się jako ewangelikaliści/born-again Christians, a 70% jako konserwatyści. W Alabamie udział tych grup w elektoracie wyniósł odpowiednio 74% i 66%. Choć należy przy tym dodać, że wśród ewangelikalistów w Mississippi Romney zremisował z Santorum (32:32). 36% wyborców w tym stanie miało zastrzeżenia do kandydat na którego oddało głos, w Alabamie było ich 29%. Bardziej przekonująco tryumf Santorum wyglądał właśnie tam. Były senator zdobył w Alabamie 35% głosów (ok. 206 tysięcy), czyli o 6 pkt. proc. więcej od zajmujących kolejne miejsca na podium: Newta Gingricha i Mitta Romneya. W Mississippi, jedynym stanie w którego flagę jest wpisana flaga Konfederacji, uzyskał 33% głosów (ponad 93 tys.), czyli o 2 i 3pkt. proc. więcej niż odpowiednio Gingrich i Romney. W tym stanie Santorum pomogła niska frekwencja, w najbardziej zaludnionych hrabstwach w których więcej wyborców byłoby skłonnych poprzeć Romneya była ona o wiele niższa od oczekiwanej. Były senator przeniósł teraz swoją kampanię do Portoryko, gdzie głosowanie odbędzie się 17 marca, a stawką są tam głosy 23 delegatów, co przy obowiązującej w tamtejszych prawyborach zasadzie: „zwycięzca bierze wszystko” stanowią one bezcenny kapitał. Pozostaje przy tym pytanie czy czasu spędzonego w Portoryko nie zabraknie mu na kampanię w Illinois (prawybory – 20 marca).
Pod względem matematycznym Romney mógłby zaliczyć wtorek do udanych. Wygrał prawybory na Hawajach i w Samoa Amerykańskich (co jak się szacuje już dało mu w sumie głosy 18 delegatów, przy 4 głosach dla Santorum). W Mississippi uzyskał poparcie tylko jednego delegata mniej niż były senator (12:13) i jedynie w Alabamie ta różnica była większa (10:17). Tak więc na koniec dnia wyprzedził Santorum o 6 delegatów (40:34). Tak więc aspekt zdobywania głosów uczestników sierpniowej Narodowej Konwencji Republikanów w wygląda nieźle (choć do magicznej liczby 1144, czyli większości delegatów sporo mu jeszcze brakuje). Jednak wszystkie problemy byłego gubernatora Massachusetts w stanach w których zwycięstwo w listopadzie, jako ewentualny nominat GOP, będzie miał niemal zagwarantowane (trudność w dotarciu do bazy wyborczej Republikanów, nieufność konserwatystów) potwierdziły się w głosowaniach na Południu. Obecnie plan sztabu Romneya ma wyglądać następująco: żadnych zmian w kampanii, niepotrzebne wstrząsy tylko by ją osłabiły; marginalizowanie Santorum i skoncentrowanie własnego przesłania na walce wyborczej z prezydentem Obamą, skupienie się na ekonomii i polityce energetycznej. Najbardziej kontrowersyjnym założeniem jest przypominanie wyborcom, że Romney już zgromadził najwięcej głosów delegatów. Wygląda to więc tak jakby kandydat myślał tylko o matematyce wyborczej, a nie o przekonywaniu wyborców, którzy na przekór mogą pokazać mu jak bardzo myli się w swoich obliczeniach głosując przeciw niemu w kolejnych prawyborach. Romneya czeka teraz kolejna (po Michigan i Ohio) ciężka walka w stanie środkowo-zachodnim (tym razem to Illinois).
Dobre wyniki na Południu uzyskał Newt Gingrich (w obu głosowaniach zajmując drugie miejsce, wyprzedził Romneya). Jednak niezależnie od tego jak mocno zapewniałby, że tak nie jest, decydując się na dalsze prowadzenie kampanii były speaker Izby Reprezentantów wspiera Romneya, odbierając Santorum część głosów elektoratu konserwatywnego. Choć z analizy Five Thirty Eight przeprowadzonej jeszcze przed prawyborami w Kansas (miały miejsce 10 marca) wynika, że przy założeniu iż Santorum otrzymywałby w głosowaniach 57% głosów, które dostał Gingrich różnica między nim a Romneyem wciąż byłaby spora to jednak jego trwanie w wyścigu sprzyja byłemu gubernatorowi Massachusetts. Za pozostaniem w rywalizacji przemawia to, że po kilkunastodniowej przerwie znów odbędzie się debata kandydatów (19 marca w Oregonie). Gingrich, który raczej nie będzie wtedy celem ataków rywali może więc znów dobrze wypaść w takim spotkaniu.
Kolejne rozczarowujące wyniki zanotował Ron Paul. O ile na Południu kongresmen z Teksasu nie prowadził kampanii, o tyle na Hawajach nie pomogła mu nawet formułą caucus i zaangażowanie pozostałych kandydatów w Pasie Biblijnym. Uplasował się na trzecim miejscu przegrywając z drugim Santorum o 7 pkt. Proc. (z Romneyem o 27). Telewizja NBC podjęła zaś decyzję, że reprezentujący tę stację, który od początku relacjonuje jego kampanię (i pozostał na tym posterunku jako ostatni) nie będzie dalej przy niej pracował.
Droga do 1144
Zapraszam do zapoznania się z analizą w jaki sposób Romney może uzyskać nominację nawet jeśli słabo spisze się w Pensylwanii, Karolinie Północne i pozostałych stanach konserwatywnych, jak przede wszystkim Teksas.
Co nas czeka dalej? W najbliższą sobotę głosować będą mieszkańcy Portoryko, ale brakuje aktualnych sondaży z tego miejsca. Wiadomo jednak, ze obaj główni kandydaci popierają pomył żeby Portoryko stało się 51. stanem USA. 20 marca zagłosują zaś w otwartych prawyborach mieszkańcy Illinois. Podobnie jak w Ohio Santorum nie będzie uprawniony do uzyskania delegatów z wszystkich okręgów w tym stanie, ale na razie i tak prowadzi tam Mitt Romney.
PS Zapraszam na steonę blogu na Facebooku.
Inne tematy w dziale Polityka