Dziś, jak co roku, w medialnej rzeczywistości ma miejsce prawdziwa walka o sens wybuchu Powstania Warszawskiego. Najzupełniej ahistorycznym, przeciwźródłowym, nieestetycznym i nieetycznym powodem tego niekończącego się dyskursu, w którym nie ma praktycznie żadnych szans na przekonanie do swoich racji drugiej strony, jest wykorzystanie go do światopoglądowego samookreślenia.
Debata ta nie ma najmniejszych znamion rzetelnej rozmowy dotyczącej odnalezienia prawdy, gdyż ta toczy się w zaciszu gabinetów instytutów historycznych i placówek naukowych. Bogu dzięki za dyskutantów, którzy są w stanie przedstawić faktografię i na niej oprzeć swoją własną refleksję. W przytłaczającej jednak większości interlokutorzy przerzucają się wyświechtanymi już w latach PRL frazesami, wyznaczającymi konkretną narrację spośród dwóch obowiązujących "Powstanie było narodową tragedią" i "Powstanie było pięknym zrywem narodowym". Wydaje się, że najczęściej za deklaracją wyboru jednej z tych narracji idzie przynależność światopoglądowa w tzw. wojnie polsko-polskiej.
Nie chcę w tym miejscu zajmować się analizą historyczną Powstania, gdyż na ten temat powstał już bibliograficzny wagon. Podkreślę jedną rzecz: krytycy Powstania, logicznie rzecz ujmując, krzywdzą siebie - bo z narodu się przecież nie wypiszą. I nie chodzi tu jedynie o to, że zwalając 200-tysięczną ofiarę na dowództwo Armii Krajowej, jednocześnie nie dostrzegają roli Stalina. Rozumiem, że ci wszyscy wybitni znawcy dziejów II wojny światowej, w chwili kiedy rzesza Polaków zrywa się chcą zrzucić jarzmo totalnego zniewolenia ojczyzny, nie ruszyliby do walki. Czy staliby z założonymi jak dziś rękami i z pysznymi minami mędrkowaliby, że oni nie wezmą w tym udziału, bo to bezsensowna walka? Czy patrzyliby jak giną ich dzieci, ich ojcowie, żony i puszyli się, że przecież wszystko to jest skazane na zagładę? Być może byliby w stanie patrzeć, jak ich równolatkowie walcząc tym, co się znajdzie pod ręką, przelewają krew za ich wolność.
Ta zdrada klerków, nakazująca traktować znaczenie Powstania Warszawskiego w kategoriach przydatności politycznej i samookreślenia antynarodowego, wynika w pewnym stopniu z braku wyobraźni i niemożności postawienia się w tak trudnej sytuacji. Krytykanci nie wyobrażają sobie, że mogliby się znaleźć w podobnych okolicznościach. Dla większości z nich jest to tylko literatura - jak zresztą cała historia. Nawet jeśli mówią inaczej, prawda historyczna w ich świadomości nie istnieje, jest tylko - jak to ujął Haydn White - narracja historyczna, opowieść, fabuła. Łatwiej bowiem bajkę wykorzystać na potrzeby politycznego dyskursu.
A tymczasem Powstanie nie byłą bajką, opowieścią wymyśloną dla niegrzecznych patriotów. Ile ich tam zginęło? Wszyscy wiecie, bo używacie tego argumentu.
Powstanie zawsze jest sprawdzianem i zawsze jest nacechowane improwizacją. Jeżeli tak trudno przewidzieć potyczki regularnej wojny, nie wymagajmy od tych, którzy zerwali się z miłości do ojczyzny i nie mieli szans otwartego stanięcia w polu przy równych szansach, poszli na pewną śmierć z imieniem Polski na ustach.
Chwała bohaterom.
Inne tematy w dziale Kultura