Staszek Wicher Staszek Wicher
549
BLOG

Nowy Koniec Historii?

Staszek Wicher Staszek Wicher Polityka Obserwuj notkę 0

W obronę nowego programu nauczania historii w liceum najbardziej zaangażowani są ludzie, mający z nauką historyczną niewiele wspólnego. Tym bardziej zastanawia fakt, że jeżeli jednogłośna krytyka wychodzi ze strony Rad Instytutów Historii UJ i KUL, że jeśli nie może zgodzić się na to ani Rada Wydziału Historycznego UWr, ani jej odpowiedniczka na prawie na UJ, że jeżeli protestują historycy z UMK w Toruniu, UW oraz Instytutu Historii PAN, to coś tu musi szumieć niedobrze. Nieprzejednana postawa minister Szumilas pozwala na nowo zrozumieć fukuyamowskie hasło "końca historii". Z tym jednak, że skoro wersja globalna się nie sprawdziła, to rodzima zmierza prostą drogą do sukcesu.

W momencie kiedy wydawało się, że impas został przerwany, albowiem prezydent zgodził się na zorganizowanie spotkania pod hasłem "Historia w szkole i w życiu", światło dzienne ujrzały podręczniki do historii dla nowej podstawy programowej, które obowiązywać będą w pierwszych klasach liceów (historia po 1918). Pochylmy się na chwilę nad podręcznikiem wydawnictwa Operon, firmowanym nazwiskami dydaktyków z Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Zielonogórskiego - dr hab. Bogumiły Burdy (Instytut Historii) i dr hab. Bohdana Halczaka (Instytut Politologii). Trud zanalizowania treści tego i innych wydawnictw wziął na siebie prof. dr hab. Andrzej Nowak z UJ, a wnioski opublikował w poniedziałkowym wydaniu "Uważam Rze" (16 kwietnia). Przedstawione uwagi zastanawiają i muszą doprowadzać do konsternacji.

Wyrażone przez Nowaka wątpliwości są o tyle uzasadnione, o ile dotyczą bardzo konkretnych problemów, które od września miałyby być wykładane bardzo konkretnej młodzieży. Czytając tekst w URze można dojść do wniosku, że błędy i nieścisłości w podręczniku Operona mogą wynikać z: (1) niewiedzy autorów; (2) ich subiektywnego podejścia; (3) korzystania ze starych podręczników i książek. Nasuwa się też myśl, że punkt (2) może mieć coś wspólnego z daleko posuniętą ostrożnością, a punkt (3) z premedytacją.

Choć nierzadkie w podręcznikach do historii, błędy wynikające z ewidentnej niewiedzy pracowników naukowych opracowujących podręczniki dla młodzieży muszą być smutnym świadectwem. W wydawnictwie Operonu brak wiedzy (najpewniej) uwidocznił się nade wszystko w przypadkach:

  1. Braku jakiejkolwiek wzmianki o ludobójstwie Polaków (ponad 110.000 rozstrzelanych) w czasach wielkiej czystki, przeprowadzonego na podstawie rozkazu szefa NKWD Nikołaja Jeżowa z 11 sierpnia 1937 r.;
  2. Pominięcia uściślenia, że Polacy w 1919 r. odbijali Wilno z rąk bolszewików (Litewsko-Białoruska Socjalistyczna Republika Rad - planowany Litbieł) - takie pominięcie sugeruje polską napaść na Litwę;
  3. Informacji o tym, że wojska polskie w 1919 r. zajęły całą Białoruś, podczas gdy faktycznie zajęły tylko Mińsk;
  4. Informacji o tym, że więźniów z Ostaszkowa zabijano w Miednoje - zabijano ich w Twerze, chowano w Miednoje. Choć błąd może się tłumaczyć skrótem myślowym, to de facto zakłamuje rzeczywistość.

Błędy oczywiście się zdarzają, a niektóre z premedytacją są powtarzane (jak na przykład to, że do Polski sprowadził Krzyżaków Konrad mazowiecki w roku 1226), ale jak już wspomniano, akademicy o wiele surowiej powinni być z tych nieprawidłowości rozliczani. Korzystanie ze starych publikacji, zupełnie nieprzystających do współczesnej wiedzy historycznej, rodzi stereotypy i wypaczenia. W podręczniku Operona będy tego typu to zapewne:

  1. Notoryczne zakłamywanie dawno zweryfikowanych danych liczbowych - np. tych dotyczących deportacji ludności polskiej podczas okupacji sowieckiej w okresie 1940-1941 (podane 150.000 deportowanych, faktycznie od ponad 300.000 do nawet 1.500.000);
  2. Brak wzmianki o przygotowaniach przez Lenina ofensywy w początkach 1920 r. W obliczu pominięcia tej informacji, polskie oddziały wkraczające do Kijowa to agresorzy, a uderzenie Tuchaczewskiego to kontrofensywa.

Kategorią cięższą błędów i pominięć są świadome zabiegi, wykorzystujące subiektywność nauk historycznych. Niektóre wynikają na pewno z ostrożności, szeroko pojętej politpoprawności, nakazującej o wydarzeniach minionych pisać określoną manierą. Prof. Nowak za takie grzechy uznaje m.in.:

  1. Zupełny brak refleksji nad skutkami zwycięstwa nad bolszewikami w 1920 r.;
  2. Zagubienie sensu "Solidarności" i papieskich pielgrzymek do Polski, poprzez suche jedynie wzmianki;
  3. Przedstawienie wyłącznie argumentów przeciwnych Powstaniu Warszawskiemu;
  4. Pobieżne potraktowanie Żołnierzy Wyklętych i narracja sugerująca powojenną, mniej-więcej wyrównaną wojnę domową;
  5. Nieobecność Anny Walentynowicz przy narodzinach "S" - autorzy zdają się sugerować, że gdyby nie Lech Wałęsa, "S" by nie było.
  6. Wymienienie składu Komisji Eksperckiej przy gdańskim MKS w kształcie: (bez zwrotu "m.in.) Mazowiecki, Geremek, Kuczyński, Wielowieyski. Pominięto Cywińskiego, Kowalika, Staniszkis;
  7. Brak informacji o Jedwabnem.

Nowak dodaje też, że wobec notorycznego zaniżania liczby ofiar polskich w tragicznych wydarzeniach XX w., zastanawiające wydaje się dokładne roztrząsanie problemu 150 ofiar ukraińskich w komunistycznym obozie w Jaworznie, a także niemieckich ofiar w Łambinowicach. Być może w takim kontekście powinno się rozumieć słowa autorki podręcznika, Bogumiły Burdy, z wywiadu udzielonego portalowi historia.org.pl:

W pracach z historii należy wskazać na różne płaszczyzny zachodzących zjawisk i konsekwencji.

Wobec powyższych uwag widać jakiś fundamentalny błąd w założeniu, że skoro cały rok poświęcony zostanie historii najnowszej, to młodzież dokładnie pozna okrutny wiek XX. Podręcznik Operonu (podobnie zresztą jak i pozostałe - choć w nieco mniejszym stopniu) doskonale pokazuje problem ostrożnego traktowania wiedzy historycznej przez współczesnych dydaktyków. Bazując na takich podręcznikach nauczycielom trudniej będzie wzbudzić dumę z poczucia bycia Polakiem, a nawet (co przerażające) przekazać uczniom wiedzę podpartą najnowszymi badaniami. Gorzko brzmią słowa prof. Żaryna ze spotkania z prezydentem Komorowskim:

 Nauczanie historii nie jest tylko i wyłącznie nauczaniem dzieci nieprzygotowanych do pojęcia trudności jakie się wiążą z rozumieniem świata współczesnego. Nauczanie historii to  jest nauczanie ludzi do dorosłości, a ta jeżeli będzie pozostawiona w gruncie rzeczy na takim poziomie percepcji świata zewnętrznego, że człowiek dorosły nadal będzie infantylnym 13-latkiem, to oczywiście nie będzie to zasługą MEN, tylko głęboką wadą tegoż resortu i błędem.

Błąd takiego potraktowania historii i świadomości obywatelskiej tworzyć musi wiecznych chłopców, którzy nigdy nie będą przygotowani do stanięcia w obronie Polski. Wobec słów Żaryna, wspomnieć by wypadało wynurzenia Kazimierza Kutza dla pardon.pl (również przypomniane w  najnowszym URze):

Kaczyńscy mają w sobie to szczególne nawiedzenie. Widać w dzieciństwie mieli jakieś fatalne zabawki i zamiast jeździć na rowerze i kopać piłkę, czytali patriotyczne czytanki.

Zupełnie abstrahując od braci Kaczyńskich, widać tu jakąś obawę przed różnymi formami patriotyzmu i przewartościowanie roweru nad patriotyczne czytanki. Tak, niestety, rodzi się infantylizacja społeczeństwa. 

W walce o należyte miejsce historii w polskiej edukacji nieprzejednana postawa minister Szumilas nie powinna być jednak czymś zaskakującym. Wpisuje się w nową postawę Platformy Obywatelskiej nieugiętej, której wydaje się nie interesować zdanie ekspertów. Efektem będą już nie tylko głodni protestujący, ale także niewykształcona młodzież.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka