- Moja przyszłość rozstrzygnie się do końca grudnia. Zamknięcie roku, to idealny moment do tego, by otworzyć nowy rozdział życia lub kontynuować obecny, Dlatego myślę, że po świętach będzie już wiadomo, czy zmienię klub, czy przedłużę kontrakt w Rakowie – mówi nam trener Rakowa Częstochowa Marek Papszun, którego mocno kusi Legia Warszawa.
Marek Papszun to od kilku tygodni najbardziej gorące nazwisko w polskim trenerskim światku. Szkoleniowiec, który klub spod Jasnej Góry przez pięć i pół roku doprowadził od drugiej ligi do wicemistrzostwa kraju oraz zdobycia Pucharu i Superpucharu Polski ma zostać nowym opiekunem piłkarzy Legii.
Zobacz: "Hańba dla futbolu". Rywal Benfiki zdziesiątkowany koronawirusem, a mecz trwał
Prezes i właściciel stołecznego klubu Dariusz Mioduski w wywiadzie udzielonym oficjalnej stronie CWKS-u już nie owija w bawełnę: - Obecny trener drużyny marek Gołębiewski ma nasze poparcie i zaufanie, ale tak, potwierdzam: chcemy Marka Papszuna. Jeśli nie będzie innego wyjścia to poczekamy na niego do czerwca, do końca jego kontraktu w Częstochowie – twierdzi szef mistrzów Polski.
Papszun lekiem na całe zło
Szef Legii wymyślił sobie, że Papszun to jedyny człowiek, który może wyprowadzić z kryzysu drużynę z Łazienkowskiej. A sytuacja Legii jest zła. Ba, gorsza nie była od 1936 roku. Wtedy to warszawski zespół po raz ostatni cieniował tak, jak obecnie. Legia zajmuje przedostatnie miejsce w tabeli, na 13 meczów przegrała a ż dziesięć z czego siedem z rzędu i zgromadziła kompromitujące dziewięć punktów. Gracze ze stolicy przegrywają wszystko i ze wszystkimi. Nie pomógł Marek Gołębiewski, który zastąpił trenera Czesława Michniewicza.
Mioduski jest tak zdesperowany żeby sięgnąć po Papszuna, że jest gotów płacić mu więcej, niż szkoleniowiec zarabia w Rakowie, a tam inkasuje podobno 120 tysięcy złotych miesięcznie. Ponadto Papszun w klubie z Powiśla ma mieć w zasadzie nieograniczoną władzę. Ma zostać nie tylko trenerem, ale i menedżerem, pełniącym rolę dyrektora sportowego. Bo Radosław Kucharski, którego kibice obwiniają za chybione transfery, w momencie pojawienia się nowego trenera, zostanie zwolniony.
Dla Legii optymalnym wyjściem byłoby, gdyby Marek Papszun objął zespół już dziś. Tyle, że to niemożliwe. Veto stawia Raków. Już w poprzednim sezonie, kiedy pierwszy raz Legia robiła podchody pod szkoleniowca zapowiedział, że za wykupienie Papszuna z Częstochowy trzeba zapłacić 30 milionów złotych. Po ostatnich sukcesach, ta kwota pewnie będzie zdecydowanie wyższa.
Plotkuje się, że trener trafiłby na Łazienkowską razem ze swoim sztabem oraz z czterema liderami Rakowa – Ivi Lopezem, Tomasem Petraskiem, Marcinem Cebula i bramkarzem Vladanem Kovaceviciem. To kolejne grube miliony, które Legia musiałaby wyłożyć na ściągnięcie tych graczy.
Główny zainteresowany, czyli trener Papszun próbuje odciąć się od medialnego szumu i spekulacji. Choć wiadomo, że Legia byłaby idealnym rozwiązaniem za pochodzącego z Warszawy szkoleniowca, ten zapytany o to , czy prowadzi rozmowy z klubem z Łazienkowskiej, odpowiada krótko: - Nie wiem, skąd takie informacje. Na dziś nie ma tematu Legii. A kiedy dociekamy, czy mając w Rakowie bardzo mocną pozycję, naprawdę jest gotów iść na niepewne do Legii, której prezes zmienia trenerów tak często, jak Casanova kochanki, mówi: - Nie jest powiedziane, że zmienię pracodawcę. Jeśli jednak miałoby do tego dojść, to… nie boję się. Nie rozumiem tych stwierdzeń, że ja w Rakowie o wszystkim decyduję, a w Legii nie miałbym nic do powiedzenia. W Częstochowie nie mam wpływu na nic nadzwyczajnego. Naprawdę! Odpowiadam za swoją działkę – prowadzenie i szkolenie drużyny. Jest właściciel, który wytycza strategię działania, pełniący role wykonawczą prezes, jest dyrektor sportowy. Oczywiście wyrażam swoją opinię w kwestii transferów, ale kompletnie nie wiem, skąd wzięły się takie głosy, że Papszun wszystkim w klubie trzęsie... - twierdzi Papszun.
Spirala złych zdarzeń
Mimo, że trener Rakowa zapewnia, iż koncentruje się głównie na swojej drużynie, to zapytany o swoją diagnozę degrengolady Legii, analizuje:
- Doszło do sytuacji, z którą zawodnicy Legii nie potrafią sobie poradzić. Każda kolejna przegrana sprawia, że są dodatkowo spięci, Unikają wzięcia na siebie odpowiedzialności, bo obawiają się, że popełnią błąd, który znów może się skończyć utratą bramki. Teraz mamy już do czynienia z prawem serii. Do takiej a nie innej gry, doszły jeszcze pomyłki sędziowskie na niekorzyść tego zespołu, żeby wspomnieć choćby ostatni mecz z Górnikiem w Zabrzu. Nie jestem w środku wydarzeń, nie wiem co się dzieje wewnątrz drużyny, ale patrząc z boku trudno się oprzeć wrażeniu, że kolosalny wpływ na to, że Legia jest w Ekstraklasie tam gdzie jest, miały kontuzje. Wypadł kluczowy zawodnik, nie tylko na boisku, ale i w szatni – Artur Boruc, z urazem zmaga się Maik Nawrocki, który na początku sezonu był w kapitalnej formie. Bardzo brakuje również Bartosza Kapustki, który odgrywał kluczową rolę w strukturach drużyny. Jeśli dodamy do tego fakt, że pod formą są zawodnicy, którzy w poprzednim sezonie byli siłą napędową zespołu, jak Luquinhas czy Tomas Pekhart, to mamy obraz, jaki mamy – mówi Marek Papszun.
W gabinecie prezesa Legii trwa nerwowe oczekiwanie na nowego szkoleniowca, a tymczasem drużyna po przegranej z Leicester City (1:3) w Lidze Europy pod wodzą Marka Gołębiowskiego przygotowuje się do niedzielnego meczu z Jagiellonią Białystok przy Łazienkowskiej. Kibice są tak wściekli, że nie wyobrażają sobie innego wyniku tej konfrontacji, niż wygrana gospodarzy. No bo, ileż można przygrywać?! Nawet bez Papszuna?!
Piotr Dobrowolski
Inne tematy w dziale Sport