Światowa Federacja Piłkarska ma ostatnio z Polską sporo roboty. Po meczu z Anglią badała podejrzenie rzucone przez Wyspiarzy na Kamila Glika o rasistowskie zachowanie względem jego z rywali, a teraz pod lupą FIFA znalazła się Albania, której kibice zaatakowali gradem butelek rzucanych z trybun piłkarzy Biało - Czerwonych podczas niedawnego starcia tych drużyn w Tiranie. O kulisach skandalicznego zachowania bałkańskich fanów opowiedział nam dyrektor naszej kadry Jakub Kwiatkowski, który atak Albańczyków obserwował z perspektywy ławki rezerwowych.
- Zacznijmy od najważniejszego - FIFA zawiesiła postępowanie w sprawie Kamila Glika, którego Anglicy oskarżyli o rasistowskie zachowanie względem obrońcy Kyle'a Walkera. To w praktyce oznacza koniec tematu. I bardzo dobrze. Tak historia od początku była mocno naciągana przez stronę angielską. Kamil nie zrobił nic złego - twierdzi dyrektor polskiej reprezentacji Jakub Kwiatkowski, który po zwycięstwie w Albanii 1:0, którego stawką było drugie miejsce w grupie i prawo gry w barażach o awans do przyszłorocznych mistrzostw świata w Katarze, uważa, że tylko jakiś kataklizm mógłby pozbawić Biało - Czerwonych prawa gry w spotkaniach, których stawką jest promocja na mundial: - Chociaż Anglicy niespodziewanie zremisowali z Węgrami, to trudno mi sobie wyobrazić, żeby Albania pokonała ich na Wembley. A jeśli nasi ostatni rywale nie wygrają na Wyspach, a my pokonamy na wyjeździe Andorę, to już nas nie dogonią - przekonuje Jakub Kwiatkowski.
Eskalacja zła
Jakub Kwiatkowski jest z reprezentacją od kilku dobrych lat. Zaczynał za selekcjonerskiej kadencji Waldemara Fornalika, pracował najpierw jako rzecznik prasowy, a od pewnego czasu jest jej dyrektorem. I twierdzi, że z taką eskalacją agresji, jakiej w Tiranie dopuścili się albańscy chuligani, jeszcze nie widział.
- Jadąc do Tirany spodziewaliśmy się, że będzie gorąco, ale nie przypuszczałem, że aż tak. Pamiętam, jak za czasów Adama Nawałki graliśmy z Rumunią. Wygraliśmy 3:0. Siedzieliśmy na wydzielonych miejscach na trybunach. Miejscowi byli tak wkurzeni przegraną, że w pewnym momencie zaczęli na nas pluć, doszło do jakiejś szarpaniny. Uciekliśmy stamtąd. Podobnie było podczas spotkania z Czarnogórą w Podgoricy. Też musieliśmy się ewakuować ze swoich miejsc. Albo sytuacja z mistrzostw Europy, kiedy graliśmy ze Szwajcarią o awans do ćwierćfinału. O awansie decydowały rzuty karne. Wykonywane na bramkę, za którą siedzieli Helweci. Po ostatnim karnym, którego nie wykorzystali przeciwnicy, wszyscy podbiegliśmy do Łukasza Fabiańskiego. Zaczęliśmy się cieszyć, tańczyć, ściskać. Wtedy wściekli szwajcarscy kibice zaczęli w nas rzucać czym popadło. Ja oberwałem w głowę puszką coli. Także, bywało różnie, ale nigdy tak ekstremalnie, jak ostatnio w stolicy Albanii - opowiada Kwiatkowski.
Czytaj też: Piekło w Tiranie zamarzło. Polacy o krok od baraży
Setki butelek rzucone z trybun
Dla Albanii mecz z Polską był jednym z najważniejszych w historii tamtego futbolu. Jeśli drużyna z Bałkanów nie przegrałaby z naszą drużyną, wówczas byłaby o krok od baraży. Stąd też taka atmosfera napięcia graniczącego z histerią na trybunach stadionu w Tiranie. - Zanim jeszcze mecz się rozpoczął, już było bardzo nieprzyjemnie. Atmosfera gęstniała z każdą minutą. Już w trakcie polskiego hymnu zostaliśmy wygwizdani, a potem zaczęło się rzucanie różnymi przedmiotami, przede wszystkim butelkami w Wojtka Szczęsnego, Piotrka Zielińskiego, czy szczególnie Karola Świderskiego, na którego spadł grad butelek, kiedy cieszył się po strzelonym golu. I to nie była jedna, dwie, trzy, ale ze dwieście - wspomina dyrektor reprezentacji Polski.
W trakcie relacji, w pewnym momencie kamery pokazały Jakuba Kwiatkowskiego kłócącego się z jednym z pracowników albańskiej ekipy. - Odpowiedziałem na pretensje Albańczyków. Jeden z nich krzyczał do nas - co wy robicie, co wy robicie? Dlaczego schodzicie z boiska? Dlaczego nie chcecie grać? Boicie się? Odkrzyknąłem mu - a co wy robicie? Co robią wasi kibice? Sędzia przewał mecz i nakazał zejść do szatni, to zeszliśmy. Ale nikogo od nas nie interesował walkower. My chcieliśmy żeby arbiter wznowił spotkanie, aby jego dokończyć - tłumaczy Kwiatkowski.
Czytaj też: Gest Kamila Glika z meczu Polska-Anglia wyjaśniony. Co pokazał rywalowi?
Co ciekawe, dyrektor reprezentacji podkreśla, że w trakcie spotkania i po jego zakończeniu pomiędzy piłkarzami obu zespołów nie było złośliwości i agresji. - Pełny szacunek. Po faulach i nasi i Albańczycy przepraszali poszkodowanych rywali, a po spotkaniu zawodnicy wymienili się koszulkami i rozmawiali. Także nasi kibice nie byli atakowani przez fanów gospodarzy. Butelki, które poleciały na boisko, zostały rzucone z dolnego sektora usytuowanego za bramką, na którą w drugiej połowie atakowali Polacy. A nad tym sektorem, w górnej części trybun siedzieli nasi sympatycy. I nie było żadnych starć pomiędzy kibicami. Albańczycy skoncentrowali się wyłącznie na obrzucaniu różnymi przedmiotami naszych zawodników - relacjonuje działacz.
Kwiatkowski podkreśla, że po meczu nie było żadnych kłótni, awantur czy nieporozumień pomiędzy członkami obu ekip. Trenerzy podziękowali sobie za mecz, zawodnicy przybili piątki i wydawało się, że jest po sprawie. Pewien niesmak budzi fakt, że nikt z Albańczyków nie zdobył się na przeprosiny naszych piłkarzy za to, że znaleźli się w sytuacji zagrożenia zdrowia. Ale to już kwestia wychowania, kultury osobistej i... kindersztuby, której wyraźnie Albańczykom zabrakło.
Ale to ich zmartwienie, podobnie jak fakt, że mogą spodziewać się poważnych kłopotów ze strony FIFA. Atak butelkowy, przerwanie meczu, to wszystko może sprawić, że albańska federacja zostanie surowo ukarana przez władze światowej organizacji futbolowej.
Piotr Dobrowolski
Czytaj też:
Inne tematy w dziale Sport