Tego meczu Włodzimierz Lubański nie zapomni do końca życia. 6 czerwca 1973 roku na Stadionie Śląskim w Chorzowie w pojedynku eliminacyjnym do mistrzostw świata w 1974 roku Polska, po trafieniach Jana Banasia i Lubańskiego, pokonała Anglię 2:). Pan Włodzimierz zamiast na ramionach kolegów opuścił jednak boisko na noszach. - Kontuzja, której wtedy doznałem zabrała mi dwa lata kariery. Z całego serca życzę obecnym reprezentantom, żeby poszli w nasze ślady oraz żeby środowe starcie zakończyli bez kontuzji – twierdzi jeden z najlepszych piłkarzy w dziejach krajowego futbolu.
Włodzimierz Lubański opowiedział nam o tamtym wyjątkowym meczu i o szansach ekipy Paulo Sousy na zwycięstwo w środę.
Polecamy:
Siatkarskie Euro. Polacy zdecydowanie pokonali Belgów!
Sensacja na boisku. Sanepid przerwał mecz
Najważniejszy gol
– Cieszyła mnie każda zdobyta bramka. I ta z meczu juniorów i te ze sparingów. Wiadomo, że są gole ważniejsze i te mniej istotne. Trafienia ze spotkań Górnika w pucharach z Manchesterem City czy AS Romą były na europejskim poziomie, jednak każda bramka w reprezentacji narodowej, to był już poziom światowy i tak określam tą strzeloną Anglikom – twierdzi Włodzimierz Lubański
Wokół gola na 2:0 przez lata urosło wiele legend. Bramka Lubańskiego była ponoć efektem znakomitego rozpracowania rywali przez odpowiadającego za analizę gry Anglików, Jacka Gmocha. Lubański wyjaśnia: – W drużynie pana Kazimierza Górskiego Jacek Gmoch odpowiadał za analizę gry rywali. I swoje spostrzeżenia z obserwacji stylu Wyspiarzy przekazał naszemu trenerowi. Pan Kazimierz na odprawie przed meczem zwrócił naszą uwagę, że środkowy obrońca Bobby Moore lubi zagrywać piłkę do bramkarza Petera Shiltona. Uczulał nas, że musimy być czujni i jeśli coś takiego się wydarzy, to powinniśmy spróbować wykorzystać sytuację. Jednak to od nas piłkarzy zależało, jak wykorzystamy tą wiedzę. Na boisku człowiek ma na reakcję kilkanaście sekund i to wyłącznie do niego należy, czy pójdzie za akcją. Przyznam, że kiedy ruszyłem na Moore'a, zupełnie nie myślałem o wytycznych szkoleniowca. Zadziałał instynkt. Anglik stał tyłem do mnie. Odwrócił się do środka boiska, a wtedy odebrałem mu piłkę, „włączyłem turbo” i popędziłem na bramkę – wspomina świetny przed laty napastnik.
Bez żalu do McFarlanda
Lubański zakończył mecz w karetce pogotowia. Kontuzja jakiej doznał w Chorzowie była efektem zdecydowanej, nadmiernie ostrej interwencji angielskiego obrońcy Roya McFarlanda. Nasz bohater tak komentuje tamte traumatyczne wydarzenia: – Nie mam żadnych pretensji do Roya McFarlanda za wejście w ślizgiem, które przepłaciłem utratą zdrowia. Byłem od niego szybszy, ruszyłem z piłką do przodu, a on nie trafił w futbolówkę, tylko w moją piętę. Pech polegał na tym, że kiedy Anglik we mnie wszedł, ciężar ciała opierałem na jednej nodze. Kolano nie wytrzymało. Usłyszałem trzask i skończyłem mecz zniesiony do karetki. Ale powtarzam – w interwencji McFarlanda nie było złośliwości. Ot, zwykły wślizg, który z powodu fatalnego zrządzenia losu zakończył się dla mnie tragicznie. Być może wróciłbym na boisko dużo wcześniej, gdyby nie nieudana operacja w Piekarach Śląskich – mówi gwiazdor.
Jak ograć wicemistrzów Europy?
– Chciałbym, żeby Polacy poszli w nasze ślady. Ale by tak się stało, każdy z zawodników, którzy wyjdą na boisko, musi być świadomy skali trudności, jaka nas czeka. Kluczem do ewentualnego sukcesu będzie konsekwencja, walka do upadłego i skuteczność. Trzeba obiektywnie spojrzeć na to z kim graliśmy dwa ostatnie spotkania. Jeśli ktoś robi sensację z faktu, że pokonaliśmy Albanię i San Marino, to dla mnie jest to, delikatnie mówiąc, dziwne. Wygrane w meczach z takimi rywalami, to po prostu obowiązek. O tym jaki jest prawdziwy obraz reprezentacji przekonamy się w środę. Anglicy pokażą nam, w którym miejscu jesteśmy. Na razie polska drużyna, niestety, prezentuje się przeciętnie – nie kryje Włodzimierz Lubański. I dodaje: – Można założyć, że to Anglicy będą prowadzić grę. Dlatego gdy tylko przejmiemy piłkę, musimy przejść do szybkiego ataku. Klepaniem futbolówki od nogi do nogi niczego nie zwojujemy. To muszą być błyskawiczne kontry, które zaskoczą rywali. Liczę również, że może uda nam się coś strzelić po stałych fragmentach gry. Tu Polacy muszą szukać swojej szansy. Będzie ciężko, ale myślę, że wywalczymy remis – kończy legenda Górnika Zabrze i belgijskiego Lokeren.
Piotr Dobrowolski
Czytaj dalej:
Eliminacje do Mistrzostw Świata. Polska - San Marino
Natalia Partyka poszła w ślady Marii Andrejczyk. Wystawiła medal z Tokio na licytację
Przed meczem z San Marino. "Po co Lewandowski ma się kopać z kelnerami?
Koniec paraolimpiady w Tokio. Polacy dali z siebie wszystko!
Mistrz olimpijski z 1976 roku Ryszard Bosek: Polscy siatkarze wygrają Euro!
Inne tematy w dziale Sport