spodlasu spodlasu
1300
BLOG

500+ na pierwsze dziecko – czyli jak powinna wyglądać inwestycja państwa w rodzinę.

spodlasu spodlasu 800 plus Obserwuj temat Obserwuj notkę 116

Rozszerzenie Programu 500+ na pierwsze dzieci w rodzinach to temat rzeka i nie zamierzam w tej notce omawiać wszystkich wątków, które warte są omówienia. Skupię się tylko na jednym z nich. Na przedstawianiu tych wydatków przez przedstawicieli rządu jako „inwestycji w rodzinę”. W dzisiejszej rozmowie w TVP Info (3.07.2019) tak przedstawiał te wydatki poseł A. Soboń, a kilka opublikowanych dzisiaj notek na ten temat w S24 świadczy o tym, że inni zainteresowani tematem także zwrócili uwagę na tę nową narrację (by użyć modnego określenia).

Zanim zacznę chciałbym przypomnieć pewną oczywistą rzecz, którą każdy prywatny inwestor na pewno zna, a mianowicie: NIE KAŻDA INWESTYCJA PRZYNOSI ZYSK. SĄ TAKIE NA KTÓRYCH MOŻNA SPORO STRACIĆ, w związku z tym warto zastanowić się nad tym w co tak naprawdę „inwestujemy” gdy transferujemy miliardy złotych do rodzin w ramach programu 500+.

Ale zacznijmy od początku czyli od definicji terminu „inwestycja”. W różnych źródłach wyczytać możemy, że w gospodarce są to – w wielkim uproszczeniu - nakłady poniesione w celu zwiększenia wydajności i konkurencyjności. Tak rozumiane „inwestycje” przeciwstawiane są „konsumpcji”...i tu pojawia się pierwsza wątpliwość, gdyż w równoległej do „inwestycyjnej narracji” wśród przedstawicieli rządu funkcjonuje także „narracja konsumpcyjna”, czyli program 500+ jest po to „by wydobyć rodziny z biedy”, „dać biedniejszym możliwość stania się konsumentami”, a nawet mowa jest o „poprawieniu wskaźnika konsumpcji” jako składnika rozwoju gospodarczego. Byłaby to zatem nie INWESTYCJA A „ZWYKŁE” PRZEJADANIE MILIARDÓW ZŁOTYCH, KTÓRE W PEWNYM STOPNIU POZYTYWNIE WPŁYWA NA POZIOM ROZWOJU GOSPODARCZEGO. W takim razie: NIE INWESTYCJA W RODZINĘ A ZWIĘKSZANIE POZIOMU KONSUMPCJI W RODZINIE.

Przyjmijmy jednak, że jest to „publiczna, budżetowa inwestycja”, która umożliwia zwiększenie prywatnej konsumpcji, w tym tak zwanego „inwestowania w siebie”, co możemy zaliczyć do „inwestycji w kapitał ludzki”. W tym momencie jednak pojawia się kolejna wątpliwość i pytanie: DLACZEGO USTAWODAWCA, RZĄDZĄCY UWAŻAJĄ, ŻE INDYWIDUALNE WYBORY INWESTYCYJNE BĘDĄ BARDZIEJ RACJONALNE (PRZYNOSIĆ BĘDĄ WIĘCEJ ZYSKU, KORZYŚCI, ZWIĘKSZĄ KONKURENCYJNOŚĆ GOSPODARKI) NIŻ INWESTYCJE ZBIOROWE, PUBLICZNE? Wydaje się oczywiste, że indywidualne wybory mają charakter bardziej emocjonalny, „krótkowzroczny”, są wyborami gdzie często decyduje reklama, presja społeczna (moda) a nie chłodna, perspektywiczna kalkulacja.

Spróbujmy przez chwilę zastanowić się nad tym jak wygląda rozdysponowanie tego 500 zł w rodzinie. Dziecko, dzięki 500+, może dostać kieszonkowe lub może dostać „podwyżkę kieszonkowego”. Jesteście Państwo pewni, że każde dziecko „zainwestuje korzystnie te pieniądze w siebie”? Koncerny - a raczej wynajęte przez nie agencje reklamowe - Kraft Ford, PepsiCo, Coca-Cola Company, McDonalds, Nestle i inne zadbają o to, by dzieci „zainwestowały” z korzyścią dla tych firm (dowodem jest to co przedstawiam akapit poniżej). Nie dotyczy to tylko „kieszonkowego”. Rodziny z wyrośniętymi nieco dziećmi wiedza jak wyglądają zakupy gdy towarzyszą im dzieci. Tym, którzy dzieci nie maja, lub maja dzieci jeszcze „niechodzące” polecam krótką obserwację w sklepie. To dzieci wypełniają częściowo koszyk tymi produktami, które chcą konsumować, a nie tymi, które można uznać za „inwestycje w zdrowy rozwój dziecka”. Zatem pieniądze z 500+ sprzyjają w części finansowaniu konsumpcji, która z inwestycją w zdrowie młodego pokolenia niewiele ma wspólnego.

W Polsce, zgodnie z raportami NIK dramatycznie rośnie liczba dzieci z nadwagą i otyłością. O ile w latach siedemdziesiątych jedynie co dziesiąte dziecko miało nieprawidłową masę ciała to obecnie jest to już CO CZWARTE DZIECKO (25%)! W wielu szkołach nie ma kuchni, przygotowujących jakiekolwiek obiady (nie mówiąc o zdrowych), a sklepikach szkolnych wciąż można kupić produkty (jak wykazuje NIK) niezdrowe, w tym popularne „energetyki” (napoje izotoniczne). Wolałbym aby PAŃSTWO, „inwestując w rodzinę”, zadbało o to, by zapewnić w szkołach dzieciom zdrowe obiady (poprzez inwestycje w zaplecze kuchenne w większych szkołach lub catering w małych) niż przeznaczało miliardy, które są następnie liczone w zyskach koncernów Coca – Cola, Nestle lub McDonalds. Inwestycja w stołówki w polskich szkołach, i zdrowe posiłki przyniesie rzeczywiście zysk w przyszłości, w postaci niższych wydatków na leczenie chorób związanych z otyłością, cukrzycą i chorób układu krążenia.

Takich przykładów, „racjonalnych publicznych inwestycji w rodzinę” można podawać dziesiątki. Należy jednak zadać pytanie: DLACZEGO RZĄD TEGO NIE ROBI? DLACZEGO NIE ROZWIĄZUJE PROBLEMÓW (np. ROSNĄCEJ OTYŁOŚCI DZIECI) TYLKO JE PODSYCA „NIERACJONALNYMI MASOWYMI TRANSFERAMI FINANSOWYMI” nad którymi nie ma żadnej kontroli?

Zastanówmy się nad innymi wydatkami finansowanymi z 500+ (na podstawie badań CBOS z października 2016 roku) deklarowanymi przez rodziców, biorąc oczywiście poprawkę na to, że wydatkami „niepoprawnymi” rodzice raczej się nie chwalili. Badani wskazywali najczęściej na odzież i obuwie (blisko jedna trzecia badanych)...czy można traktować te wydatki jako „inwestycję”? Ale przejdźmy dalej. Na kolejnym miejscu są wydatki na książki i pomoce edukacyjne (przypomnijmy, że od 2018 roku każde dziecko w rodzinie dostaje 300 zł na „dobry start”, a do tego dofinansowanie do podręczników dla dzieci w szkole podstawowej) -(22%) badanych, a co piąty deklarował, że przeznacza pieniądze z 500+ na dodatkowe zajęcia dla dzieci. I tu pojawia się kolejny paradoks. Nauczyciele narzekają na niskie zarobki, rząd oznajmia, że nauczyciele za mało pracują, a tymczasem Z PUBLICZNYCH PIENIĘDZY FINANSOWANE SĄ DODATKOWE ZAJĘCIA, TYLE ŻE OPŁACANE ZA POŚREDNICTWEM RODZICÓW. Czy to ma jakiś sens? Czy nie lepiej byłoby przeznaczyć te kwoty BEZPOŚREDNIO DO SZKÓŁ, BY W SZKOLE, W RAMACH GODZIN DODATKOWYCH, WYRÓWNAWCZYCH (mniejsza o nazwę) REALIZOWAŁY POTRZEBY DZIECI? Byłoby taniej, w lepszych warunkach (szkoła, małe grupy) i z lepszymi efektami (dzięki znanemu psychologom zjawisku facylitacji – pracy w grupie). O rozładowaniu napięcia w środowisku nauczycieli już nawet nie wspominam. Wydaje się, że bezpośrednie, dodatkowe wydatki publiczne w edukację mają same zalety. Dlaczego więc rząd brnie w pośrednie „inwestycje w rodzinę” za pomocą 500+ na pierwsze dziecko?

Kolejny przykład? Wydatki na leki, leczenie, dentystę w ramach 500+ deklarowało około 15% badanych (badania CBOS), a w tym czasie W SZKOŁACH NIE MA ZAPEWNIONEJ OPIEKI DENTYSTYCZNEJ ANI PIELĘGNIARSKIEJ. SFINANSOWANIE JEDNEJ WIZYTY ROCZNIE DLA 5 MLN DZIECI W WIEKU SZKOLNYM KOSZTOWAŁOBY ŁĄCZNIE 500 MLN ZŁ (średnio 100 zł na ucznia – upraszczając. W kolejnych latach byłoby to znacznie mniej). TO JEDNA TRZECIA WARTOŚCI PROGRAMU „DOBRY START” I WYELIMINOWANIE JEDNEGO Z PROBLEMÓW SPOŁECZNYCH (próchnica wśród dzieci). DLACZEGO PiS TEGO NIE ROBI? Dlaczego rząd transferuje pieniądze do rodzin, które mogą pozwolić sobie na inwestowanie tych pieniędzy w obligacje, nie rozwiązując równocześnie problemów ludzi ubogich? Czy ubogie dziecko na wsi, nawet jeśli dostaje 500+, stać będzie na wizyty u dentysty? Z resztą gdzie ma go szukać? Na tym przykładzie widać jak nieracjonalne są „inwestycje” polegające na przelewach gotówki ZAMIAST OFEROWANIU POWSZECHNYCH USŁUG, KTÓRE W PRZYSZŁOŚCI PRZYNIOSĄ SPOŁECZEŃSTWU RZECZYWISTE KORZYŚCI LUB OSZCZĘDNOŚCI. Proszę sobie przypomnieć jak reagował rząd gdy przedstawiciele osób niepełnosprawnych domagali się 500 zł "żywej gotówki" w trakcie strajku w Sejmie. Odpowiedzią - racjonalną moim zdaniem - było zapewnienie dostępu do usług niezbędnych osobom niepełnosprawnym (rehabilitacja, transport, materiały medyczne) - dlaczego w zatem, w tym przypadku,  rząd "brnie" w 500+ na pierwsze dziecko? Czy istnieją jakieś inne powody poza politycznymi?

Podsumujmy: 500+ na pierwsze dziecko a także w tej części, która trafia do kolejnych dzieci w rodzinach osób najbogatszych nie jest „najlepszą” (delikatnie mówiąc) formą inwestycji w rodzinę . Inwestycją w rodzinę byłoby:

- zainwestowanie w szkolne zaplecze kuchenne tak, by każde dziecko mogło zjeść ‘zdrowy obiad’ w szkole,

- zainwestowanie w dodatkowe zajęcia w szkołach, te zastępujące korepetycje jak i rozwijające zainteresowania dzieci: sportowe, artystyczne, techniczne (informatyczne), językowe (niekoniecznie muszą odbywać się w szkołach - mogą to być szkoły językowe) , pozwalające na rzeczywiste wyrównywanie szans,

- zainwestowanie w dostęp każdego dziecka do usług dentysty i usług pielęgniarki/higienistki w szkołach ,

- utworzenie funduszu stypendialnego dla uzdolnionych dzieci z domów rodziców ubogich, których nie stać na studia (na wsi poważne wydatki na szkołę zaczynają się od szkoły średniej: dojazdy, stancja, obiady). W takich rodzinach nie ma możliwości „odłożenia” pieniędzy na studia. Inwestycja W TE DZIECI TO BYŁABY RZECZYWISTĄ INWESTYCJĄ W PRZYSZŁY ROZWÓJ,

- w Polsce nagminnie stosuje się antybiotyki w przypadku infekcji wirusowych. Biorą je także dzieci. Jest to bezsensowne z punktu zdrowotnego jak finansowego. „Inwestycją w rodzinę”, korzystną dla budżetu i podatników, byłoby finansowanie z budżetu badania poziomu prokalcytoniny, by rozwiać wątpliwości czy wypisywanie i zażywanie antybiotyków ma sens. Byłaby to oczywista oszczędność finansowa i zdrowotna,

Przykłady działań rzeczywistych a nie pozornych „inwestycji w rodzinę” można oczywiście mnożyć. Można też o nich dyskutować. Pytanie: czy obecnej władzy rzeczywiście chodzi o dobro rodzin czy (przede wszystkim) o...zwycięstwo w najbliższych wyborach?


spodlasu
O mnie spodlasu

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (116)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo