spodlasu spodlasu
4835
BLOG

Dlaczego nie wierzę w ich łzy i nie wzrusza mnie strajk (młodych) lekarzy?

spodlasu spodlasu Służba zdrowia Obserwuj temat Obserwuj notkę 164

Oglądałem dzisiejszą relację TVN z protestu młodych lekarzy spod Kancelarii Premiera RP. Nie będę dzielił się w tym miejscu wrażeniami z tego co usłyszałem i zobaczyłem, chociaż niektóre wypowiedzi były naprawdę ciekawe. Chciałbym ograniczyć się w tej notce przede wszystkim do faktów i liczb. O jednym tylko 'przemówieniu - zdumiewającym jak dla mnie - chciałbym napisać. Przemówieniu młodego lekarza rezydenta, którego do protestu przekonała wypowiedź innego lekarza (starszego), który strajk wspierał dlatego, że 'jest tak zapracowany, iż swoje córeczki widuje tylko dwa razy w tygodniu'. Młody , strajkujący rezydent mówił to z trudem powstrzymując szloch...Zadziwiające jest dla mnie w tym kilka rzeczy. Przede wszystkim rodzi się pytanie, czy ten młody kandydat na lekarza - przy tym poziomie wrażliwości - nadaje się do zawodu? Musi przecież wiedzieć, że praca w szpitali to często niepowodzenia w leczeniu, tragedie rodzin leczonych i umierających pacjentów: matek, żon, ojców, mężów, córek, synów. A jeśli nawet nie umierających to często okaleczonych, niepełnosprawnych...Jak ten młody człowiek chce uprawiać swój zawód, jak chce leczyć szlochając nad losem lekarza, który "dwa razy w tygodniu widuje swoje dzieci"? Po drugie...szanowny Pan, młody lekarz, jest tak zaangażowany w swoją pracę i strajk, że nie widzi wokół tysięcy innych ludzi, którzy mają większe  (lub podobne) problemy - co będzie jeśli ta wiedza dotrze do tego młodego człowieka? Jak to wpłynie na jego stan umysłu?

Przechodząc do faktów. Nie wierzę w deklaracje młodych lekarzy, którzy chcą przekonać mnie, że nagłe podniesienie nakładów na służbę zdrowia zmniejszy śmiertelność, wydłuży trwanie życia Polaków. Medycyna ma na to coraz mniejszy wpływ. Lekarze twierdzą, że w służbie zdrowia od wielu lat trwa kryzys, że jest ona niedofinansowana, że jest za mało lekarzy, za mało zarabiają, że wydłużają się kolejki...a w wyniku tego 'umierają ludzie'. Podniesienie nakładów - co sugerują - ma to zmienić. Nie są te wypowiedzi do końca jasne, bo chyba raczej nie chcą powiedzieć, że w szpitalach ludzie przestaną umierać...Nie wierzę im bo przeczą temu pewne fakty.

1. Nawet jeśli nakłady na służbę zdrowia nie rosną znacznie jako procentowy udział w PKB, to rosną bardzo wyraźnie wraz ogólnym wzrostem gospodarczym. Rosną na tyle, że pozwoliły zwiększyć średnią długość życia mieszkańców Polski o 7,5 roku dla mężczyzn (od 1990 roku) i 6,5 roku dla kobiet. Możemy , w związku z tym, przypuszczać, że lekarze domagający się gwałtownego podniesienia nakładów na służbę zdrowia znacznie przeceniają swój wkład i znaczenie służby zdrowia dla kondycji zdrowotnej Polaków. Nie przez przypadek wydłużenie średniej życia koreluje ze zmianami w stylu życia: zmianie nawyków żywieniowych, ograniczeniu nałogu palenia, poprawie dostępności do świeżych warzyw i owoców przez cały rok, modzie na uprawianie sportu oraz - inna kwestia - zmniejszeniem liczby wypadków samochodowych.

2. Nie wierzę w wyliczenia lekarzy, przedstawiających wysokość nakładów na służbę zdrowia w Polsce w skali 4,6% PKB. Różne wyliczenia obejmujące: wydatki NFZ, wydatki budżetowe, prywatne ubezpieczenia i wydatki na zdrowie (włącznie z wydatkami na leki), wydatki samorządowe, składają się na wydatki znacznie przekraczające poziom 6,5% - dochodząc do blisko 7% - czyli przekraczając poziom postulowany przez młodych rezydentów (polecam artykuł Wasiak, Szeląg z Finanse i Prawo Finansowe, Czerwiec 2015)

3.Czy zwiększenie wydatków na służbę zdrowia zawsze poprawia stan zdrowia obywateli? Oczywiście, że nie.K. Arrow, amerykański ekonomista, laureat Nagrody Nobla, podał kiedyś takie ciekawe wyniki badań nad zachorowalnością na zapalenie wyrostka robaczkowego i przeanalizował wskaźnik śmiertelności w 23 szpitalach w NY. Wskaźnik zachorowalności podwaja się i wynosi 2,95% w dzielnicach najuboższych do 7,15% w dzielnicach najbogatszych. Nie znaleziono jednak żadnej zależności między zapadalnością na zapalenie wyrostka  i śmiertelnością. JAKI Z TEGO MORAŁ?...JEŚLI SĄ PIENIĄDZE TO LEKARZE SĄ BARDZO CHĘTNI BY NAM COŚ WYCIĄĆ - NAWET JEŚLI NIE MA POTRZEBY. Czy niepotrzebne zabiegi, operacje mają wpływ na stan zdrowia - oczywiście że mają. Powikłania pooperacyjne, zakażenia itp.- to wszystko wiąże się z koniecznością kolejnych wizyt u specjalistów, kolejnych zabiegów, itd...

4. Proponuję młodym lekarzom i rezydentom zapoznanie się ze sprawozdaniami NIK (z różnych lat) na temat celowości różnych wydatków w służbie zdrowia, w tym inwestycji w nowe szpitale, drogi sprzęt, który po zakupieniu natychmiast złożony został do piwnicy, bo szpital nie miał specjalistów do obsługi - marnotrawstwo pieniędzy liczone w miliardach złotych. Ale na zakupie tego sprzętu do szpitala ktoś zarobił...Proponuję rezydentom baczniej przyglądać się temu jak są wydawane pieniądze w ich szpitalach - no ale tu można narazić się dyrektorowi - menedżerowi a nie błyszczeć w świetle kamer TVN...

5. Na zakończenie mógłbym przytoczyć i opisywać długo  kilka przykładów z doświadczeń ze służbą zdrowia własnej rodziny. Mamy, która przez ponad pół roku (kilkakrotnie) wożona była od jednego szpitala do drugiego, aż wreszcie znalazł się lekarz, który potrafił trafnie zdiagnozować chorobę i rozpocząć skuteczne leczenie (które trwało kolejne pół roku), a przy okazji zaraziła się WZWB, ojca, któremu po zdiagnozowaniu niewydolności tętnicy udowej lekarz zaproponował amputację kończyny. Uratowała go tylko to, że przeniesiono go (w wyniku starań rodziny nie lekarza) do innego szpitala...Ile tysięcy jest takich przypadków w Polsce? 

ILE DODATKOWO KOSZTUJE TAKA SŁUŻBA ZDROWIA?


spodlasu
O mnie spodlasu

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (164)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo