Każda epoka ma swoje obsesje. Czarownice, diabeł, męki piekielne, Mędrcy Syjonu – lub po prostu Żydzi, masoni, kontrrewolucja, kapitalistyczny imperializm, kułacy, amerykańska stonka i szpiedzy...lista jest bardzo długa. Są oczywiście takie lęki, które są czasowo uniwersalne o czym mówi modlitwa: „od powietrza, głodu, ognia i wojny zachowaj nas Panie”.
Dzisiaj także nie uwolniliśmy się od lęków ‘zarazy’ – co systematycznie wykorzystują wszelkie koncerny farmaceutyczne strasząc nas (mniej lub bardziej słusznie) nadchodzącymi epidemiami powodowanymi przez wirusy: ptasiej, świńskiej i Bóg wie jeszcze jakiej grypy, wciskając – przy okazji – rządom państw miliony szczepionek, tak „na wszelki wypadek”. Na lęku przed „odwiecznymi strachami” opiera się także biznes ubezpieczeniowy – przynoszący - obok biznesu narkotykowego i medycznego – największe zyski.
Powstanie i rozwój mediów masowych znacznie przyspieszyło kreowanie nowych ‘strachów’, zwłaszcza, że bardzo szybko zorientowano się, że strach jest narzędziem panowania, środkiem do zdobycia władzy. Większość z nas doskonale zna scenę z Faraona w której egipscy kapłani wykorzystują nadchodzące zaćmienie słońca do przejęcia władzy na tłumem, zastraszonym domniemanym gniewem boga słońca Ra. Podobnie i dzisiejsze czasy mogą być przedmiotem porównań dotyczących tego, kto skuteczniej wywoła i zapanuje nad społecznymi lękami i fobiami. Jeśli ktoś dzisiaj zastanawia się nad niesłabnącym i wciąż rosnącym poparciem Prawa i Sprawiedliwości, powinien przede wszystkim zastanowić się nad skutecznością „strachów” dzisiejszych mediów rządowych (publicznych) i porównać je z tym, czym straszą dzisiaj media prywatne (TVN i Polsat) lub czym straszyły media kierowane przez nominatów z PO. Moim zdaniem – mimo wielu niedociągnięć warsztatowych – media publiczne oraz PiS w straszeniu Polaków są znacznie, znacznie bardziej skuteczni – i to jest dzisiaj jeden z głównych powodów popularności tej partii.
Czym straszy/ło PO i „media zaprzyjaźnione”
Oczywiście głównym demonem jakim straszono w mediach czasów PO był sam PiS, a szczególnie kilku jego polityków: straszono zwłaszcza J. Kaczyńskim i A. Macierewiczem. Ewolucja ‘demonologii’ tego ostatniego – w wykonaniu medialnych egzorcystów czasu PO - jest dosyć ciekawa, gdyż z „szalonego rusofoba, wymachującego szabelką” i chcącego wywołać wojnę z Rosją przemienił się – jak dowiadujemy się obecnie – w człowieka bliskiego Moskwie, który na jej polecenie „niszczy polską armię” – czyli tworzy WOT. Na zmianę, jeden albo drugi był władcą Mordoru – sił ciemności, przed którymi chroniły nas światłe władze. Wymienić nawet drobną część strasznych rzeczy, o jakie posądzani byli w mediach bliskich byłej władzy obaj politycy, jest rzeczą – w tym miejscu – niemożliwą. Przypomnę tylko jedną, która świadczyć może o poziomie medialnego absurdu, odrealnienia w jakim wówczas żyliśmy. Pod koniec 2012 roku J. Kaczyński stwierdził, że Polacy w Niemczech powinni mieć tyle samo praw ile mniejszość niemiecka w Polsce. TYM STWIERDZENIEM J. KACZYŃSKI WYWOŁAŁ BURZĘ! POWAŻNIE. Jeśli państwo nie wierzycie proszę sprawdzić w gogle. Medialnym potępieniom nie było końca. Można by sądzić, że wypowiedź ta doprowadziła niemal do wojny, przed którą uchronił nas światły rząd D. Tuska, który oczywiście uważał i uważa zupełnie inaczej.
Poza tym stałym elementem jakim nas straszono, dyżurnym zagrożeniem był Kościół. Kościelne strachy podawane były na wszelkie sposoby. Był to oczywiście o. Dyrektor i jego „imperium”, systematyczne, niemal kronikarskie doniesienia na temat wszelkich wykroczeń, przestępstw ludzi kościoła – zwłaszcza obyczajowych. W pewnym momencie TVP posługiwała się w sposób ciągły zbitką „ksiądz- pedofil”. Jeśli na ekranie pokazywano osobę w sutannie to tylko w kontekście nowego skandalu obyczajowego: homoseksualnego, pedofilii. Ale Kościół to nie tylko te konkrety. Kościół był symbolem wszelkich ciemnych sił, czasów Średniowiecza, którymi straszyła jeszcze niedawno E. Kopacz. Kościół – w ówczesnej narracji - przeciwstawiał się wszelkiej nowoczesności jaką reprezentowały światłe, europejskie siły władzy: aborcji, wprowadzeniu małżeństw homoseksualnych, polityce gender, równouprawnieniu kobiet. Kościół (a właściwie „kler”) i wspierane przez niego siły polityczne odpowiedzialny był za wielowiekowe panowanie zbrodniczego „patriarchatu”, który w każdej chwili może powrócić i zniewolić kobiety. Czy można się zatem dziwić, że z takim katalogiem „strachów” PO i cała lewica „przerżnęła” z kretesem wybory?
Czym straszy PiS (i telewizja publiczna)?
PiS wykorzystał szanse, jaką dała mu A. Merkel. Decyzja kanclerz Niemiec o „otwarciu granic” dla uchodźców i imigrantów w lecie 2015 roku to było to czego potrzebowała partia J. Kaczyńskiego po wypalaniu się „mitu smoleńskiego”. Obrazki tysięcy ludzi, często agresywnych, przedzierających się przez granice, maszerujących falami, przez europejskie miasta, okupujących, skwery, dworce, wywołujący różne ekscesy w miastach od Grecji do Francji – to najlepszy prezent jaki mogła w Polsce otrzymać partia opozycyjna (poza taśmami z Sowy i Przyjaciół). Do tego doszły zamachy...i Polscy naprawdę się przestraszyli. Trudno się zatem dziwić, że PiS obwołał się głównym obrońcą Polaków przed zagrożeniem „islamskiej inwazji” – zwłaszcza, że opozycja zawzięcie brnęła w obronę decyzji A. Merkel i jej słów o „solidarności europy”. Z taktycznego punktu widzenia PiS musiał ten błąd opozycji wykorzystać...i wykorzystuje, co możemy codziennie obserwować w mediach (wielodniowe roztrząsania zamachów, przestępstw wszelkiego rodzaju – ostatnio gwałtu). Dla osób zajmujących się profesjonalnie analizą przekazów propagandowych ciekawa powinna być ta zmiana wektorów zagrożenia w narracji PiS. Jeszcze niedawno – po zajęciu przez Rosję Krymu - głównym zagrożeniem wydawał się nasz północny sąsiad, obecnie można odnieść wrażenie, że pojęcie „bezpieczeństwo Polaków” znacznie częściej stosowane jest w kontekście zagrożenia islamskimi zamachami, a miasta E. Zachodniej w wiadomościach TVP przedstawiane są w stylu Ryśka Ochódzkiego, czyli:
„Jedziecie do stolicy kraju kapitalistycznego, który to kraj ma, być może, nawet tam i swoje plusy. Rozchodzi się jednak o to, żeby te plusy nie przesłoniły wam minusów”...
I dzisiaj media publiczne nie szczędzą nam opisów tych współczesnych „minusów stolic krajów kapitalistycznych”: Paryża, Berlina, Brukseli, Londynu, Sztokholmu...ku uciesze miłośników Misia.
Czy opozycja znajdzie jakieś „lepsze strachy”? Czy Polacy przestraszą się „gwałtu na demokracji i sądownictwie” o czym krzyczą partie opozycyjne lub „naruszeniu zasad praworządności” o czym grzmi Bruksela, Paryż i Berlin. Czy przerażą się losami wycinanej Puszczy Białowieskiej o czym wciąż donoszą Polsat i TVN? Od tego zależą wyniki najbliższych wyborów.
Inne tematy w dziale Polityka