
1. W Sali Balowej ekskluzywnego hotelu Waldorf Astoria w Nowym Jorku, 15 listopada 1933 roku, miało miejsce niezwykłe wydarzenie. Setki zgromadzonych tam tego wieczoru przedstawicieli amerykańskiego biznesu i dyplomacji, zgromadzonych wokół zastawionych wykwintnymi daniami stołów, w wyraźnym podnieceniu kogoś wyczekiwały. Tym kimś był nie kto inny tylko Maksim Litwinow, minister spraw zagranicznych ZSRR, który tydzień wcześniej przybył do Nowego Jorku. Uroczysta, niezwykła kolacja wydana dla uhonorowania gościa z "kolebki komunizmu", odbywała się z okazji mającej zaplanowanej na następny dzień innej wielkiej chwili. 16 listopada 1933 roku prezydent Roosvelt wraz z ministrem Litwinowem otwierali nowy etap w relacjach USA i ZSRR. Tego dnia miał miejsce "wielki reset" - USA oficjalnie ustanawiała stosunki dyplomatyczne z państwem Stalina, zerwane po objęciu władzy w Rosji przez bolszewików.
W hotelu Waldorf Astoria, poza Litwinowem, szczególnie ciepło witano jeszcze innego gościa - Waltera Duranty, nagrodzonego rok wcześniej nagrodą Pulitzera korespondenta New York Times z Moskwy. Walter Duranty kilka miesięcy wcześniej włączył się do trwającej wówczas w USA i Wielkiej Brytanii dyskusji na temat sytuacji w ZSRR, a zwłaszcza krążących "pogłoskach" o "jakoby" występujących w Rosji brakach żywności, powodujących masową śmierć głodową jej mieszkańców. W. Duranty siłą swojego autorytetu zapewniał w swoich reporterskich relacjach, że żadnego głodu i masowej śmierci w państwie rządzonym przez Stalina nie ma. Biznesowe elity odetchnęły i mogły spokojnie zając się na spotkaniu z Litwinowem konsumpcją i rozmowach o wielkich interesach a F. D. Roosvelt następnego dnia mógł spokojnie podpisać umowę o odnowieniu relacji z ZSRR. Victor Rud opisujący to wydarzenie podsumował:
"Biznes – zimna, twarda gotówka – był w sercach i umysłach tytanów amerykańskiego przemysłu. Kapitalizm wstał i pożądliwie śpiewał Międzynarodówkę Komunistyczną. Nasz strategiczny kompas, moralna suwerenność i logiczna synapsa zostały zachwiane."
2. Wydarzenie to warto dzisiaj przypomnieć, mimo że miało ono miejsce ponad 90 lat temu, zwłaszcza tym, którzy ze zdziwieniem lub narzekając wskazują na to jak D. Trump postępuje dzisiaj z Ukrainą. Przypomina to dawne spotkanie, a niektórym - mam nadzieje - uświadamia, że amerykańska polityka zagraniczna nigdy nie była kształtowana przez osoby będące pod wpływem jakichkolwiek kodeksów etycznych ale ludzi posiadających pieniądze, którzy te pieniądze inwestowali przeznaczając je na kampanie polityczne wybranych polityków. Tak też było w 1933 roku, kiedy to przedstawiciele amerykańskiego biznesu, przyduszeni trwającym gospodarczym kryzysem, naciskali na Biały Dom by przywrócić relacje z ZSRR, licząc na zwiększenie handlu z tym państwem i ewentualny zwrot kredytów zaciąganych przez carską Rosję.
Czy dzisiaj mamy do czynienia z inną sytuacją? Czy D. Trump rzeczywiście robi coś czego nie robili inni amerykańscy prezydenci? Skąd to poruszenie, przekonanie o "geopolitycznej rewolucji" i lamentacje nad "amerykańską zdradą" i "sprzedawaniem sojuszników"? To jest przecież amerykańska "dyplomatyczna tradycja", którą po kilkudziesięciu latach lapidarnie przypomniał H. Kissinger.
Przypomnijmy jeszcze, że po nawiązaniu stosunków z ZSRR w 1933 roku USA w ogromnym stopniu wspierały ZSRR, nowego sojusznika, w wojnie przeciw hitlerowskim Niemcom po 1941 roku, by po 1945 roku zdecydować o objęciu Niemiec planem odbudowy gospodarczej Marshalla a następnie zgodziły się na ponowną militaryzację Niemiec i stworzenie silnej Bundeswehry, zdając sobie sprawę, że duża część kadry oficerskiej tej armii to byli oficerowie służący Hitlerowi. Czy te zwroty były mniej "szokujące"?
3. Czy dzisiejsza postawa USA i D. Trumpa w polityce zagranicznej jest czymś wyjątkowym? S. Cat Mackiewicz po II wojnie światowej, między innymi swoim eseju "Londyniszcze" w podobny sposób charakteryzował ówczesną politykę zagraniczną Wielkiej Brytanii, której ofiarą była miedzy innymi także Polska. Według niego, gwarancje udzielone przez Brytyjczyków Polsce przez Wielką Brytanie miały jedynie na celu odwróceniu zamiarów Hitlera uderzenia w pierwszej kolejności na kraje Beneluksu a następnie na Francję a nie wspólną walkę z Hitlerem. Mackiewicz zestawiał gorączkowe, pełne idealizmu nastawienie w kwestii polityki Polski z chłodnym, realistycznym i wyrachowanym podejściem dyplomacji brytyjskiej nastwionej na bezwzględną realizację swoich wąsko rozumianych narodowych interesów. Pisał między innymi:
"Nasze ulubione hasła w rodzaju: „Poszli nasi w bój bez broni” – byłyby w Anglii uważane nie tylko za dowód choroby umysłowej, ale i za zbrodnię. (...) Pomiędzy naszym tradycyjnym stosunkiem do wojny a angielskim stosunkiem do wojny zachodzi ogromna różnica. Dla nas, (...) nie wolno od wojny się uchylić, chociażby nieprzyjaciel był sto razy silniejszy i chociażby nie było żadnych szans na jej wygranie, bo tego wymaga honor narodowy. Pojęcie honoru narodowego w Anglii nie istnieje w ogóle, a wojna dla Anglika jest takim samym interesem jak każdy inny; rozpoczyna się ją tylko wtedy, kiedy ma się szanse ją wygrać, kiedy przyniesie ci realne korzyści. Prowadzi się ją możliwie za pomocą cudzych żołnierzy i cudzej krwi."
Czy biorąc pod uwagę tę zwykła "mechanikę dyplomacji" i stosunków międzynarodowych wielkich mocarstw można dziwić się temu co dzieje się w relacjach USA- Ukraina? Ukraina jest (i była) tylko pionkiem w grze tych mocarstw. Zapominanie o tym może doprowadzić do tragedii jaka spotkała kiedyś i Polskę. Kto wie, może gdyby prezydent Ukrainy czytał kiedykolwiek S. Mackiewicza to starałby się zakończyć wojnę z Rosją w ciągu pierwszych dni nawet kosztem ustępstw?
4. Czy z tej opowieści płynie jakiś morał dla Polski? Słowa H. Kissingera przypomniały mi się po tym jak przeczytałem o wczorajszym spotkaniu prezydenta A. Dudy z D. Trumpem w Waszyngtonie. W trakcie swojego przemówienia na konferencji CPAC D. Trump powiedział między innymi, że cieszy się, że jest tam "jego przyjaciel, fantastyczny człowiek, A. Duda". Szczerze mówiąc określenie to wzbudziło we mnie pewien niepokój a nie euforię jak u niektórych obecnych tam polskich dziennikarzy, ponieważ znane jest jeszcze inne ciekawe powiedzenie H. Kissinger'a:
"It may be dangerous to be America's enemy, but to be America's friend is fatal.” (Bycie wrogiem Ameryki może być niebezpieczne, ale bycie przyjacielem Ameryki może być fatalne w skutkach).
Ukraina jest tego dzisiaj - żywym jeszcze - dowodem, dołączając do długiej listy, na której są Kurdowie, Afganistan, Wietnam Południowy...Jakie z tego wszystkiego płyną wnioski dla Polski? Nie wiem. Ale na pewno kilka osób w państwie powinno się poważnie nad tym zastanowić.
.
Inne tematy w dziale Polityka